[ Pobierz całość w formacie PDF ]

o jakie miejsce jej chodziło. Nie mogli po prostu ruszyć przed siebie,
stanowiliby zbyt łatwy cel dla Rosjanina, ale nie mogli też czekać w
nieskończoność. Wcale nie było pewne, że nie mają więcej przeciwników, którzy
mogliby wziąć ich w dwa ognie.
Tamten znowu wypalił.
Po co? Przecież nie widział ani jego, ani Helen; może chodziło o utrzymanie ich
na miejscu do czasu, aż inni zajmą pozycje?
I kolejny pocisk odbił się od skrzyni.
Thorn nagle zdał sobie sprawę z tego, iż Rosjanin oddaje strzały w niemal
równych odstępach, co kilkanaście sekund. Za podszeptem instynktu podniósł się
nad zasłonę z pistoletem w obu rękach, mierząc w miejsce, gdzie powinien
znajdować się tamten... teraz.
Błysnęła blada twarz, rozwarte usta, ciemny kształt broni.
Peter strzelił trzy razy; trafiony co najmniej dwukrotnie przeciwnik zwalił się
obok kabestanu, a wokół jego głowy pojawiła się kałuża krwi.
Dzień gniewu
%7Å‚adnego poruszenia. Martwa cisza.
Peter wypuścił powietrze i spojrzał na Helen, która odpowiedziała słabym
uśmiechem. Teraz, kiedy ubywało we krwi adrenaliny, ręce zaczęły jej dygotać.
Tak samo było z nim.
Powoli się wyprostował. Czas najwyższy wynosić się z tego cholernego statku.
Musieli się dowiedzieć, kto na nich napadł. Kto i dlaczego zabił Aleksieja
Koniewa.
Wydawało się, że całą nieskończoność zabrało im dopadniecie do trapu i
zbiegnięcie na dół. Nikt im nie przeszkadzał. Dotknęli stopami betonowej
nawierzchni dokładnie w tej samej chwili, kiedy usłyszeli odgłos syren. Milicję
z Pieczengi najwyrazniej zaalarmowała strzelanina w porcie.
Poczekali, aż wozy milicyjne wyskoczyły zza budynku kapitanatu, a wtedy położyli
broń na ziemi i z rękami odsuniętymi od ciała ruszyli w kierunku rozsypujących
siÄ™ w tyralierÄ™ funkcjonariuszy.
8
Egzekucje
? 6 czerwca - dom dowódcy bazy, Kandałaksza
Plum!
Cichy odgłos zbudził generała Fiodora Michajłowicza Sierowa. Co, u diabla?
Podniósł powieki i po omacku zaczął szukać przycisku lampki, ale wtedy zamarł,
gdyż poczuł na ustach twardy ucisk metalowego cylindra.
- Chce pan sobie poświecić, generale? - usłyszał szyderczy głos. -
ProszÄ™ bardzo.
Dłoń w rękawiczce sięgnęła do włącznika na nocnym stoliku i w sypialni
pojaśniało.
Sierow zmrużył oczy; przed sobą widział lufę Makarowa zakończoną tłumikiem, a
dalej zimne oczy Kurgina, jego ordynansa i szpiega Rei-chardta zarazem. Z boku
łóżka zamajaczyła postać drugiego mężczyzny, blondyna ze złamanym nosem.
- Proszę się nie ruszać, generale - spokojnie powiedział Kurgin. - To
nie potrwa długo.
Oszołomiony Sierow leżał posłusznie, podczas gdy towarzysz Kurgina szybko i
sprawnie okleił mu przeguby i kostki taśmą, by, zostawiwszy potem niczym prosię
przygotowane do pieczenia, cofnąć się pod ścianę. Także i Kurgin podniósł się,
by spojrzeć teraz z góry na generała.
Nagle z oparcia spadła mu na czoło ciepła kropla czegoś, co dziwnie pachniało
jak rozgrzana miedz. Szarpnął się, przypomniawszy sobie głuchy dzwięk, który go
obudził. Elena!
Obrócił głowę i głośno jęknął.
%7łona leżała z oczyma spokojnie zamkniętymi, ale dziura w jej czole mówiła, że
nigdy już ich nie otworzy. Dookoła otworu utkwiły w skórze ziarenka prochu. O
wiele okropniejsza była rana wylotowa. Krew i resztki mózgu rozprysnęły się po
poduszce i oparciu.
Usiłował się poderwać, ale był to daremny wysiłek, wpatrzył się więc w Kurgina i
wyjęczał:
- Dlaczego? Dlaczego? Reichardt powiedział mi, że będę zupełnie
bezpieczny, kiedy usunie się tych Amerykanów i Koniewa.
Kurgin lekko wzruszył ramionami.
Dzień gniewu
- Wydaje się, że tym razem ktoś inny popełnił mały błąd. Ameryka
nie wciąż żyją i zdaje się, że Herr Reichardt musi poświęcić innego
pionka, aby zająć ich czymś na dłużej.
Sierow głośno przełknął ślinę. Słowa Kurgina oznaczały wyrok śmierci na niego.
Reichardt wykorzystał go do podsunięcia przynęty Koniewowi i Amerykanom. Jeśli
jednak udało im się wydostać z pułapki przygotowanej na nich w Pieczendze, to
teraz on, Sierow, stawał się najsłabszym ogniwem, które mogło puścić w śledztwie.
Z pomocnika stał się niebezpiecznym zagrożeniem dla Niemca i jego tajemniczego
mocodawcy.
- Ale czemu ona? - spytał z goryczą. - Nic przecież nie wiedziała
i w niczym wam nie zagrażała.
 Ordynans" pokręcił głową i powiedział z szyderstwem w głosie:
- Czy możemy być tego pewni, generale? - Lekko potrząsnął pisto
letem. - Powinien pan docenić to, że Herr Reichardt kazał zabić ją
możliwie szybko. Nie zawsze jest taki łaskaw.
Sierow oblizał wargi koniuszkiem języka.
- A moje córki?
- Co z córkami? Nie dostałem w ich sprawie żadnych rozkazów.
Po raz pierwszy od chwili otworzenia oczu Sierow poczuł coś jak cień nadziei.
Być może Reichardt pozostawi w spokoju dziewczyny, które uczyły się: jedna we
Francji, druga w Niemczech. Zostaną same i bez niczego, ale będą przynajmniej
żyły.
Wpatrzył się w Kurgina, przypominając sobie, jak w młodości wyzywał śmierć na
pojedynek, podejmując ryzykanckie próby na prototypach MiG-ów, aby zyskać
pochwały przełożonych i zasłużyć na awans. Teraz śmierć przyszła w innym
przebraniu. Trudno, niech już stanie się to, co się stać musi. Może nawet nie
zdąży poczuć bólu, kiedy eksplodujący w czaszce pocisk rozerwie mu mózg.
Odkręcił głowę i splunął na podłogę.
- No już, rób swoje, ty gnido! - Ruchem głowy wskazał pistolet. -Pokaż raz
jeszcze, że wiesz, jak się tym posługiwać.
- Tym? - Oprawca Reichardta spojrzał zdumiony na Makarowa i zaśmiał się cicho. -
O nie, panie generale. Dla pana przeznaczone jest co innego. Musimy przecież
zachować pewne pozory.
W tym samym momencie towarzysz Kurgina chwycił ramię Sierowa w stalowy uchwyt i
jednym ruchem oderwał rękaw pidżamy.
Generał spojrzał przerażony na Kurgina, który odkładał właśnie pistolet na stół,
a potem z metodyczną dokładnością wydobył z kieszeni na piersi strzykawkę.
Podniósł igłę do światła, przyjrzał się jej dokładnie i powiedział z okrutnym
uśmiechem:
- Nie, panie generale, nie kula czeka pana. To byłoby zbyt proste.
Myślę, że pana drop do piekła będzie długa i bolesna.
Usta Sierowa rozdarł krzyk, zanim jeszcze igła dotknęła jego skóry.
Larry Bond
? Międzynarodowy port lotniczy King Chalid, Rijad, Arabia Saudyjska
Wdzięczny za urządzenia klimatyzacyjne, które potrafiły uczynić znośnym
saudyjskie lato, Anson P. Carleton, amerykański podsekretarz stanu do spraw
arabskich, wysunął się na przód podium ustawionego w budynku lotniska King
Chalid, gdzie przyjmowano ważne osobistości. Za nim stanęli najbliżsi
współpracownicy. Członkowie amerykańskiej Tajnej Służby oraz saudyjscy agenci
odpowiedzialni za bezpieczeństwo gościa zajęli miejsca wokół podwyższenia.
Na zewnątrz kompania honorowa i orkiestra powitalna szykowały się do odejścia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire