[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wodÄ™, no i o coÅ› do zjedzenia. A dla Barrie koniecznie o jakieÅ›
ubranie, najlepiej przebrać ją za Arabkę, w długą czarną suknię,
głowę osłonić czar-czafem. Wtedy na pewno nie zwróci niczyjej
uwagi.
Z ulicy dochodził już gwar. Miasto obudziło się, pora wyruszyć na
polowanie. Zane wstał z podłogi i na ślepo starł czarną farbę z
twarzy. Automat, naturalnie, zostaje. Wezmie ten mniejszy pistolet.
Wetknął pistolet za pasek spodni i starannie osłonił brzegiem
podkoszulka. Z tyłu widać było małe wybrzuszenie, ale, do diabła,
w tej części świata to normalne, że ludzie chodzą z bronią. Zresztą,
nie powinien wyróżniać się z tłumu. Nie na darmo w jego żyłach w
jednej czwartej płynie krew Komanczów, dlatego jego skóra była
gładka, brązowa, pozbawiona różowości. I jeszcze dodatkowo
opalona. A że rysów nie ma arabskich, to nie szkodzi. Wielu
Libijczyków ma w sobie krew europejską.
Barrie nadal pogrążona była w głębokim śnie. Nie powinna się
przerazić, kiedy po obudzeniu zauważy jego nieobecność. Przecież
ją uprzedził, że wyjdzie.
43
Cicho wyszedł z ich rozsypującego się przytuliska i równie
bezszelestnie wsunął się z powrotem po dwóch godzinach. Wracał
zadowolony, z poczuciem, że byłby z niego niezły lump, a już na
pewno niezły złodziejaszek. Zdobył wszystko. Długą luzną suknię i
wielką czarną chustę, którą Barrie będzie mogła owinąć sobie
głowę. Teraz w chustę owinięte były owoce, ser i chleb oraz dwie
pary damskich fig, które, jak miał nadzieję, będą pasowały na
Barrie. Najtrudniej było zdobyć wodę, nie miał przecież ze sobą
żadnego pojemnika. Zwędził więc komuś czterolitrowy dzban,
zatkany wielkim korkiem. W dzbanie było wino. Koran niby
zabraniał picia wina, ale jakoś osobliwie wszędzie było go w bród.
Wino w dzbanie było stare, skwaśniałe. Wylał je na ziemię,
wypłukał dzban i napełnił go wodą. Woda będzie miała, naturalnie,
smak wina, ale to nieistotne. Ważnie, że będą mieli co pić.
Na ulicy przed domem nie było nikogo. Wykorzystał więc okazję i
zamaskował trochę wejście do ich nory. Naniósł nieco kamieni,
porozrzucał parę zmurszałych desek. Potem przeskoczył przez mur,
doszedł do drzwi, wyjął je z futryny i wszedł do środka. Wstawił
drzwi starannie na swoje miejsce, odwrócił się... i zachwiał się,
jakby ktoś obuchem walnął go w głowę.
Barrie nadal spała. W pokoju było już bardzo gorąco. Więc skopała
koc, a koszula podwinęła się jej prawie do pasa. Zane poczuł krople
potu na czole. Wiedział, że po prostu powinien się odwrócić, a
przedtem starannie przykryć Barrie kocem. A on stał i gapił się, a
wszystko w nim dygotało z pożądania. Jego wzrok badał jej ciało,
centymetr po centymetrze, a on sam czuł, że jeszcze nigdy w życiu
nie pragnął tak żadnej kobiety. Po prostu cały dygotał. Zacisnął
zęby. Do diabła! Przecież zawsze potrafił się opanować! Przykucnął
i złożył na posadzce ukradzione rzeczy. A w środku aż go
rozrywało. Nie, nigdy by nie przypuszczał, że tego rodzaju frustracje
mogą być aż tak bolesne. Dotychczas nigdy nie miał kłopotu ze
zdobyciem kobiety, ale ta kobieta była szczególnym przypadkiem.
Jej nawet nie wolno było tknąć. Ta kobieta będzie się bronić
desperacko przed każdym mężczyzną, nawet przed swoim wybawcą.
Przykląkł i obciągnął jej koszulę, zasłaniając tę oszałamiającą
kobiecą nagość. Jego dłonie chyba jeszcze nigdy tak nie drżały. Był
44
przecież twardym facetem, twardym jak skała i w najbardziej
niebezpiecznej walce wykazywał się żelaznym opanowaniem.
Wyskakiwał ze spadochronem z płonącego samolotu, pływał razem
z rekinami, kiedyś sam zaszył sobie ranę. Ujeżdżał najdziksze konie,
parę razy zakosztował przyjemności jazdy na byku. I zabijał...
zabijał... zabijał.
Wszystko to robił z żelaznym opanowaniem. A na widok śpiącej
rudowłosej kobiety drży jak osika?
W końcu udało mu się odwrócić oczy. Podniósł z ziemi słuchawki,
nałożył, włączył radio. Jedno kliknięcie, natychmiast usłyszał dwa.
A więc wszystko w porządku.
Może trochę wody go ostudzi. Wrzucił parę tabletek
dezynfekujÄ…cych do dzbana. Smaku wody to nie poprawi, ale
ostrożność nie zawadzi. Pił łapczywie, pragnąc ulżyć obu swoim
pragnieniom. Potem usiadł na podłodze, oparł się plecami o ścianę.
Teraz mógł zrobić tylko jedno. Siedzieć tak i kontemplować brudne,
obdrapane ściany. Bo na Barrie spoglądać mu nie wolno. Skoro
przestał już być panem samego siebie...
Barrie obudziły jakieś głosy, pokrzykiwania. I zdawało się, że
bardzo blisko. W jednej sekundzie usiadła, prosto jak świeca, i w
tym samym momencie poczuła żelazną obręcz czyjegoś ramienia. A
na ustach dłoń. Przerażona jeszcze bardziej, zaczęła się szarpać,
chciała ugryzć tę dłoń, ale nie mogła otworzyć ust. Silne palce wpiły
się w jej szczęki, koło ucha usłyszała znajomy szept:
- Ciii...
Zane.
Poczuła niewysłowioną ulgę, tak wielką, że zabrała jej resztki sił.
Czuła, że jej ciało mięknie, całe napięcie znika. Zane uniósł
delikatnie jej twarz, spojrzał w oczy. Były już całkowicie
przytomne. Skinął leciutko głową i odsunął dłoń. Jego palce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire