[ Pobierz całość w formacie PDF ]
po powrocie z kolacji Neil wyglądał na szczęśliwego. To było dla niej bardziej oczywiste niż
twój stan.
- I?
- Neil rzadko się uśmiecha. Dlatego to tak rzuca się w oczy.
- Więc kiedy się uśmiecha, pojawiają się plotki?
Laura się zaśmiała.
- W normalnych okolicznościach odparłabym nie. Ale ponieważ chodzi o Neila i ponie-
waż wszyscy tak go tutaj lubią... Muszę wracać do pracy. Chciałam się tylko przywitać i spy-
tać, czy czegoś nie potrzebujesz.
Dobre pytanie, gdyż Gabby była w wielkiej potrzebie, tylko nie potrafiła jej zdefiniować.
- Dziękuję, nic mi nie trzeba - odparła. - Nie przeszkadza ci, że dłużej pomieszkam w
domku?
- Bardzo się cieszę. O tej porze roku zwykle nie ma z kim pogadać. Poza tym Angela cie-
szy się z twojej obecności. Ostatnio tyle przeszła... - Laura urwała.
- Co? - spytała Gabby.
- Jeśli ci powiem, to będą małomiasteczkowe plotki. Tak czy owak, dobrze, że z nami je-
steś. Mam nadzieję, że po tych sześciu tygodniach nazwiesz nasze miasteczko domem.
Wiele może się zdarzyć w ciągu sześciu tygodni. Póki co Gabby nie podejmowała żad-
nych decyzji. Fakt, że White Elk jej się spodobało, to jedno. Osiedlenie się tutaj i rozpoczyna-
nie tu nowego życia... nie wiedziała, czy tego pragnie. Nie wiedziała także, czy to odrzuca.
Laura pospieszyła do swoich zajęć, Gabby zaś zaczęła się szykować do szpitala. Nie
spodziewała się wielu pacjentek. Dzień miał się rozpocząć od jakiejś uroczystości. Gdy zaje-
chała na miejsce, w korytarzu roiło się od ludzi. Były ich dziesiątki, a wszyscy kierowali się w
tę samą stronę.
- Co się dzieje? - spytała Fallon O'Garę.
- Personel szpitala zadecydował w głosowaniu, żeby nazwać odremontowany oddział pe-
diatrii imieniem brata Neila, który przekazał na ten remont hojną darowiznę. Dziś rano odbywa
się uroczystość. - Spojrzała na zegarek. - Za pięć minut. Lecę, mam powitać panią burmistrz.
To duże wydarzenie dla miasta i dla szpitala, pomyślała Gabby. Była też ciekawa spo-
tkania z bratem Neila. Nie wiedziała o jego istnieniu. Zresztą nic nie wiedziała o prywatnym
życiu Neila. Ale ogólne poruszenie było zaraźliwe, coraz więcej ludzi spieszyło korytarzami.
Zmieszała się z falującym tłumem płynącym w stronę pediatrii. Gdy tam dotarła, ze
zdumieniem ujrzała co najmniej trzy setki ludzi stojących ramię przy ramieniu.
- Proszę iść naprzód, tam gdzie stoi personel - zawołała do niej Fallon. - Będziemy robić
zdjęcia.
Na samym środku na przodzie Gabby ujrzała Neila. Ludzie rozmawiali, śmiali się, a on
stał milczący i ponury.
- Nie lubisz takich imprez? - spytała. Czuła się tam tak samo nie na miejscu jak on.
- Miły gest taka darowizna, ale to zamieszanie jest zbędne. Powiesiliby tę cholerną tabli-
cę i po balu.
Neil był nie tylko niezadowolony, on był po prostu zły. Domyślała się, że nie chodzi wy-
łącznie o tablicę. Chciała zapytać, gdzie jest jego brat, ale pani burmistrz właśnie podeszła do
mikrofonu, by podziękować zebranym za przybycie.
- Jak wszyscy wiecie, szpital otrzymał hojną darowiznę przeznaczoną na unowocześnie-
nie oddziału pediatrii.
Tłum bił brawo. Neil wyglądał na jeszcze bardziej wzburzonego.
- Wielki żal, że naszego darczyńcy nie ma już z nami...
Czy to znaczy, że nie żyje? - zastanowiła się Gabby. A może już nie mieszka w White
Elk? Zerknęła na twarz Neila i nie znalazła na niej odpowiedzi. Pani burmistrz przemawiała
przez kilka minut. Wyraz twarzy Neila nie uległ zmianie. Nawet nie mrugnął.
- A teraz bez zbędnych ceregieli chciałabym prosić Neila o odsłonięcie tablicy.
Znowu rozległy się oklaski. Neil ani drgnął.
- Neil? - odezwała się znów pani burmistrz.
Kiwnął głową, po czym sztywnym krokiem robota ruszył do ściany, gdzie wisiała zakry-
ta płótnem tablica. Tak samo sztywno uniósł rękę i ściągnął płótno, które prześliznęło się mię-
dzy jego palcami i spadło na podłogę.
Kiedy pokazały się litery z brązu, tłum wiwatował. Gabby dopiero po chwili przeniosła
spojrzenie z Neila na tablicę, gdzie znajdowały się słowa: Oddział Pediatryczny imienia Gavina
Thierry'ego.
Nie od razu to do niej dotarło. Zamrugała, znów popatrzyła, gwałtownie nabrała powie-
trza. Przed jej oczami było coraz ciemniej. Ostatnią rzeczą, jaką słyszała, zanim upadła, było
zbiorowe westchnienie.
ROZDZIAŁ CZWARTY
- Gabrielle?
Głos dochodził z oddali, a równocześnie z bliska.
- Gabrielle, słyszysz mnie?
Ktoś świecił jej w oczy. Światło ją raziło, choć nie podniosła jeszcze powiek.
- Gabrielle, spójrz na mnie.
Ktoś trzymał ją za rękę. To Neil. Wiedziała to, nie otwierając oczu.
- Otwórz oczy, Gabrielle.
Chciała to zrobić, ale było coś, czego nie chciała widzieć. Nie pamiętała, co to takiego.
- Jakie ma ciśnienie?
Tego głosu nie znała. Był niski, głęboki, choć nie tak miły jak głos Neila.
- Trochę podwyższone. Nie do tego stopnia, żeby spowodować utratę przytomności.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]