[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nerwowo przeszukałam łazienkę, no owszem, chwalić Boga
udostępniali takie urządzenie. Podsuszyłam się połowicznie i
rozpęd mi sklęsł, a ręce zdrętwiały, niemrawo zaczęłam się
rozpakowywać, co polegało na powieszeniu w szafie dwóch
spódnic i jednego żakietu. Pogniotło się z pewnością, niech
odejdzie. Prasować nie będę, w życiu nie woziłam się z żelazkiem.
Myślopląs po mnie szalał. Co uczyniłaby na moim miejscu
normalna kobieta?
Załóżmy, że z peugeotem postąpiłaby tak samo, ominęłaby
go ostrożnie, uciekła, a potem postarała się puścić do przodu.
Pytanie, czy zaglądałaby do bagażnika& ? Nie, chyba nie,
normalne kobiety nie dostają na ogół takich listów jak ja, a nie
znalazłabym przecież upiornego pakunku, gdybym nie postanowiła
schować porządnie korespondencji.
No więc dobrze, dokonałaby odkrycia dopiero tutaj, w Paryżu,
przy wyciąganiu bagażu. I co dalej? Jedno z dwojga, zemdlałaby
od razu albo zaczęła histerycznie krzyczeć.
W tej chwili, po trzech kwadransach, już by tu była policja i ta
normalna kobieta tonęłaby w zeznaniach, którym nikt by nie
wierzył. Zabraliby ją czy zostawili na wolności& ?
Może to i lepiej, że rzadko reaguję jak normalna kobieta&
Spenetrowałam barek. Nareszcie mogłam się napić
właściwego napoju, znalazłam małpkę koniaku. Głodu nie czułam
wcale, koniak mi dobrze zrobił, zarepetowałam i wróciłam do
suszenia głowy w nieco lepszym nastroju. Przerywałam na chwilę,
kiedy mi ręce drętwiały.
Miałam kiedyś bardzo mądrą przyjaciółkę& Osiągała wszelką
pomoc, nawet od męża, posługując się bardzo prostym
zabiegiem, mianowicie szarzała na twarzy& Zaraz, o Boże, nie
ona jedna! O drugiej takiej słyszałam, znajoma pośrednio; małe to
było, chude, wypłosz albo mysz, mąż chodził koło niej jak koło
śmierdzącego jajka, po czym umarł.
Została w dołku. Mąż jednakże miał przyjaciela, mysz
oczywiście zszarzała na twarzy, przyjaciel przejął się szaleńczo,
otoczył ją opieką, rozkwitła, ale ilekroć usiłował zostawić ją
własnemu losowi, natychmiast znów szarzała i więdła. Ożenił się z
nią w końcu i wzorem przyjaciela wszedł na orbitę śmierdzącego
jajka. Szarpał się jak dziki, a ona kwitła i może kwitnie do tej
pory&
Moja przyjaciółka postępowała podobnie, wiedziała, kiedy
szarzeć, przed każdym rozrywkowym zbiegowiskiem musiała
sobie poleżeć, żeby ta szarość zeszła, mąż sam prasował swoje
koszule i jej bluzki, pożywienia nie żądał, załatwiał wszystko, ona
zaś potem mogła go wynagrodzić jaśniejącą urodą. Szarzała także
przed hydraulikiem, przed płaceniem rachunków na poczcie, przed
generalnym sprzątaniem, przed zmywaniem po gościach i w
ogóle przed wszystkim, co tak znakomicie upiększa egzystencję
pracującej kobiety. Potem się z nim rozwiodła i zaczęła szarzeć
komu innemu.
Genialna metoda z tym szarzeniem! Miliony razy chciałam ją
zastosować, ale zawsze zapominałam i jeśli szarzałam, to pózniej,
odwaliwszy ciężką pracę i obrzydliwe obowiązki. Szansę na
rozkwit miał raczej chłop, idiotka życiowa, nic więcej.
Mogłabym zszarzeć i teraz. Nie czepiać się własnej głowy,
zostawić mokre strąki, wypchnąć na twarz te minione dwadzieścia
lat&
Aż mnie otrząsnęło. Wstyd straszny. Grzegorz zapewne
współczułby mi, drgnęłaby w nim rozczarowana litość, a na plaster
mi jego litość?! Jeszcze by się może ucieszył, że zdążył podłapać
tę drugą żonę, a mnie by wtedy szlag trafił. Trupem wolałabym
paść, niż pokazać mu się w charakterze przywiędłej zmory!
Równocześnie wykończyłam koniak i uczesanie. Przyjrzałam
się sobie w lustrze. No dobrze, osiągnęłam stan sprzed deszczu,
to co teraz& ?
Teraz zadzwonił telefon.
Halo? powiedziałam na wszelki wypadek, nie wiedząc, w
jakim języku będę musiała rozmawiać.
No, jesteś powiedział Grzegorz. Zabrakło mi cierpliwości
czekać do jutra i taką miałem nadzieję, że przyjedziesz już dziś.
Ulga i szczęście spłynęły na mnie wielką, ciepłą falą.
Jeśli spragniony byłeś sensacji& zaczęłam delikatnie.
Spragniony byłem raczej ciebie.
Nie szkodzi. Sensacja przyjechała razem ze mną i dostarczę
ci jej, bo nie wiem, co zrobić.
Coś się stało?
Chyba nawet dużo. Kiedy się zobaczymy?
Obawiam się, że dopiero jutro.
Cholera.
Czekaj. Spróbuję, może mi się uda. Ale to będzie dosłownie
dziesięć minut, jeśli w ogóle.
Nie wnikam w twoje przeszkody, dziesięć minut też dobre.
Pod każdym względem.
Za trzy kwadranse, do godziny&
Skoro zadzwonił, wiedział, gdzie jestem i znał nawet numer
pokoju. Zrobił mi lepiej niż koniak. Pogratulowałam sobie głowy,
zaopiekowałam się twarzą, z nowymi siłami rozpakowałam resztę
rzeczy i zaczęłam czekać. Ileż razy tak czekałam przed laty! Jeśli
już się umówił, nigdy nie zdarzyło mu się nawalić.
Rzecz oczywista, przez cały ten czas cos myślałam i skutek
był łatwy do przewidzenia.
Cześć, Grzesiu powiedziałam smętnie, otwierając mu
drzwi. Głowę mam z głowy, ale niestety, została mi jeszcze
głowa.
Czy to twój samochód stoi przed hotelem? spytał na to.
Mój. A co& ?
To spieprzaj z nim, ale już! Parking masz naprzeciwko. Na
tej ulicy parkować nie wolno i zgarną ci go jeszcze przed północą.
Z odzyskaniem jest cholerna kołomyja, pomijam już koszty.
Sparaliżowało mnie wszechstronnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]