[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Benjamin wskoczył z powrotem na chodnik. Przeszedł dwie przecznice, nie
zatrzymując się, potem odwrócił się i wrócił do ostatniego skrzyżowania. Stanął na
środku chodnika i gapił się przez chwilę na ruch uliczny. Kiedy ktoś go potrącił,
odsunął się pod wysoki mur przylegający do chodnika. Powoli uniósł dłonie i zakrył
twarz.
Zobaczył ją znowu parę dni pózniej. Było sobotnie popołudnie i padał deszcz.
Benjamin wybrał się na spacer. Przeszedł kilka przecznic od uniwersytetu i ruszył
szeroką ulicą ze sklepami i markizami, pod którymi krył się od czasu do czasu przed
deszczem. Elaine stała na przystanku autobusowym. Miała na sobie cienki,
przezroczysty płaszcz nieprzemakalny, a na głowie kapelusz z tego samego sztucznego
tworzywa. Kiedy Benjamin ją zauważył, stanął jak wryty, wyjął ręce z kieszeni i
przyglądał się jej w bezruchu przez długi czas. Potem pospieszył do restauracji obok
przystanku. Usiadł przy stoliku pod oknem i zamówił butelkę piwa. Kiedy kelnerka
mu ją podała, pociągnął duży łyk. Na szybie okna wymalowane były duże litery. Co
jakiś czas Benjamin schylał lekko głowę, by zza ogromnej zielonej litery M spojrzeć na
Elaine, która wciąż stała w deszczu na przystanku, ale poza tym cały czas siedział
wyprostowany na krześle w taki sposób, że M znajdowało się dokładnie między jego
twarzÄ… a Elaine.
Gdy skończył pierwszą butelkę piwa, zamówił następną. Nadjechał autobus i
zatrzymał się na przystanku. Benjamin szybko wstał i wyjrzał znad M. Drzwi autobusu
otworzyły się, ale Elaine pokręciła odmownie głową w stronę kierowcy. Drzwi
zamknęły się i autobus ruszył. Przy stoliku Benjamina pojawiła się kelnerka.
- Czy to będzie wszystko? - zapytała.
- Nie - odparł Benjamin. - Jeszcze jedno piwo.
Skinęła głową.
- Gdzie tu jest toaleta?
- Z tyłu, proszę pana.
Benjamin poszedł szybko do męskiej toalety. Uczesał się, potem wrócił do
stolika i szybko wypił czekające na niego piwo. Gdy skończył, wstał i wyszedł z
restauracji prosto na deszcz. Elaine stała na skraju chodnika i patrzyła na sklep po
drugiej stronie ulicy. Benjamin odchrząknął i ruszył w jej kierunku. Kilka stóp przed
nią zatrzymał się, znowu odchrząknął i uśmiechnął się.
- Elaine? - odezwał się, pochylając się lekko do przodu.
Odwróciła się szybko.
Benjamin skinął głową.
- Właśnie... właśnie sobie spacerowałem - wyjaśnił. - I wydawało mi się, że to
ty.
- Hej!
Benjamin odwrócił się. Jakiś mężczyzna w samej koszuli stał tuż przed
drzwiami restauracji, osłaniając głowę przed deszczem kartą dań.
- Może by tak pan zapłacił za piwo? - zawołał.
- Och - zreflektował się Benjamin. Przebiegł szybko przez chodnik i sięgnął do
kieszeni po pieniądze. Podał kilka banknotów, które tamten wziął i zmiął w dłoni.
- To studencki numer? - spytał mężczyzna.
- SÅ‚ucham?
- Wypić i wyjść. To studencki numer?
- Nie. Przepraszam. - Benjamin odwrócił się i ruszył do Elaine.
- Co ty tu robisz? - odezwała się.
- SÅ‚ucham?
- Co robisz w Berkeley?
- Och. No cóż, mieszkam tu. Chwilowo.
Elaine jeszcze przez chwilę patrzyła na niego ze zmarszczonym czołem, po
czym przeniosła wzrok na ulicę.
- Czekasz na autobus? - spytał Benjamin.
Skinęła głową, nie patrząc na niego.
- Aha - rzekł Benjamin. - Dokąd... dokąd się wybierasz?
- Do miasta - odparła Elaine.
Benjamin pochylił się i wyjrzał na jezdnię. Kilka przecznic dalej widać było
przez deszcz zbliżający się autobus.
- Mógłbym... mógłbym pojechać z tobą - zaproponował. - Jeśli... jeśli nie
miałabyś nic przeciwko temu.
- Hej!
Mężczyzna z restauracji znowu stał na dworze z kartą nad głową.
- Reszta - zawołał.
Benjamin uśmiechnął się do niego i skinął głową.
- Proszę ją zatrzymać - odpowiedział.
- Co?
- Proszę zatrzymać.
Mężczyzna spojrzał na niego spode łba, trzymając resztę na wyciągniętej dłoni.
W końcu Benjamin podbiegł do niego i tamten wysypał mu monety do ręki.
- Dziękuję - powiedział Benjamin.
Włożył pieniądze do kieszeni, wrócił na brzeg chodnika i czekał w milczeniu
obok Elaine, aż autobus podjedzie na przystanek i otworzy drzwi.
W środku było dużo ludzi, więc nie mogli siedzieć obok siebie. Elaine znalazła
miejsce w środkowej części, obok starej kobiety trzymającej na kolanach złożoną
parasolkę, a Benjamin ominął ją i wcisnął się między dwóch staruszków siedzących na
samym końcu autobusu.
Po drugiej stronie mostu łączącego brzegi zatoki autobus szybko przejechał
szosą wzdłuż nasypu i zatrzymał się na końcowym przystanku. Benjamin wstał i
wysiadł przednimi drzwiami za Elaine.
- No cóż - odezwał się, idąc obok niej do głównej części pętli autobusowej. -
Dokąd też tak idziesz?
- SÅ‚ucham?
- Pytam, dokÄ…d stÄ…d idziesz.
- Mam spotkanie - odparła Elaine.
- RandkÄ™?
- Tak.
Benjamin zatrzymał się, by uniknąć zderzenia z przechodniem idącym z
naprzeciwka, ominął go i dogonił Elaine.
- Tutaj? - spytał, wskazując na chodnik.
- SÅ‚ucham?
- Tutaj, na pętli, masz się z nim spotkać?
- Nie.
- A gdzie? - Przyspieszył, by dotrzymać jej kroku.
- SÅ‚ucham?
- Pytam, gdzie macie się spotkać.
- W zoo - wyjaśniła Elaine.
- W zoo - powtórzył Benjamin. Odchrząknął. - Mają tu chyba całkiem niezłe
zoo, prawda?
- Nigdy w nim nie byłam.
- Och. No cóż, ja też nie. Mógłbym... mógłbym się tam z tobą przejechać.
Dotrzymać ci po drodze towarzystwa.
Czekali w milczeniu przy innym stanowisku na autobus do zoo. Benjamin stał z
rękami w kieszeniach, spoglądając w górę na padający deszcz i od czasu do czasu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]