[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kane... Właśnie o nim myślała, zanim zmorzył ją sen.
Kane nie mógł zasnąć w swoim nieprzytulnym miesz-
kaniu na najwyższym piętrze szaroburego bloku.
Wieczorem pojechał zobaczyć tamten dom na wsi i teraz
nie przestawał o nim myśleć. Czuł, że to wymarzona sie-
dziba dla nich obojga, ale była to myśl do natychmiastowego
odrzucenia. Po pierwsze dlatego, że Selina nie okazywała
entuzjazmu, kiedy wspominał, że chętnie przeniósłby się na
S
R
wieś i zamieszkał niedaleko niej, a po drugie... Po drugie,
kiedy przejeżdżał obok jej domu, zauważył wychodzącego
tamtego faceta z warsztatu. Tego samego, który patrzył na
niego wilkiem, kiedy Selina ich sobie przedstawiała.
Znają się od dawna, to podobno kuzyn jej męża. Przy
kimÅ› takim na pewno czuje siÄ™ bezpieczna i spokojna. A on,
Kane, kim dla niej jest? Wielką niewiadomą, człowiekiem
znikąd, mężczyzną, który dotąd miewał tylko przelotne ro-
manse.
Dopiero kiedy ją zobaczył, zrozumiał, ze może być ina-
czej. Nigdy dotąd żadna kobieta nie wzbudziła w nim takiej
czułości. Rozumiał jednak, że nie tylko ten facet z warsztatu
jest jego konkurentem: jest jeszcze Dave, a właściwie pa-
mięć o nim. To jego imię wypowiedziała przez sen, wtedy
w karetce.
Powinien jak najszybciej zapomnieć o cudownym domu
nad kanałem, mimo że mógłby go kupić w każdej chwili.
Niczego nie wolno przyśpieszać. Selina potrzebuje czasu,
podobnie jak jej syn. Chłopiec tęskni za ojcem i może wcale
nie chce, by jakiś obcy mężczyzna próbował go zastąpić.
Następnego dnia, kiedy rano przyszła do pracy, zastała
go pogrążonego w ożywionej rozmowie z Denise.
Nowa koleżanka robiła do Kane'a słodkie oczy i wy-
raznie dawała do zrozumienia, że jest żywo zainteresowana
bliższą z nim znajomością. Selina poczuła się jak piąte koło
u wozu, bo kimże ona jest? Nieszczęśliwą wdową z małym
dzieckiem. Dziecko, oczywiście, jest urocze, ale nie stanowi
zbyt wielkiej zachęty dla kandydatów na nowego towarzysza
życia.
S
R
Kane spojrzał na nią obojętnie.
- Dzień dobry - rzucił. - Jak się masz?
- Wszystko w porządku - odparła takim samym tonem
i minęła ich bez słowa.
Zdziwiły ją własne myśli. Co też jej przychodzi do gło-
wy! Nowy towarzysz życia! Czyżby wybierała się za mąż?
Dopóki nie poznała Kane'a, w ogóle nie brała pod uwagę
takiej ewentualności. Po śmierci Dave'a pogodziła się z lo-
sem. Dopiero Kane... Zjawił się i zburzył z takim trudem
budowany spokój. Zafascynował ją bez reszty.
Ciekawe, czy ona zrobiła na nim jakieś wrażenie? Nic
na to nie wskazuje. Kane nie wie, jak bardzo ona pragnie
znowu śmiać się i być szczęśliwa. Jak bardzo chce znowu
czuć, że komuś się podoba i ktoś jej pożąda. Tak długo żyła
pogrążona w smutku i rozpaczy; wreszcie nadeszła pora
przebudzenia. Tylko czy ktoś poza nią gotów jest to zro-
zumieć?
Tego dnia pełnili dyżur w samym centrum miasta, w re-
jonie wzmożonego ruchu i wielkich biurowców.
Wezwanie kilka przecznic dalej dostali zaraz po przy-
jezdzie. Jakiś starszy człowiek próbował przejść przez ulicę
na żółtym świede i wpadł pod samochód.
Kane spojrzał na Selinę.
- Ruszamy. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego ci ludzie
tak się śpieszą... - rzekł z westchnieniem.
Były to pierwsze skierowane do niej słowa od wyjazdu
z bazy. Ciekawe, dlaczego dzisiaj Kane jest taki milczÄ…cy?
Czyżby czar Denise tak na niego podziałał? Jest bardziej
zasępiony niż zwykle i Selina chętnie poznałaby przyczynę.
S
R
Ofiara wypadku leżała nieprzytomna na jezdni, a poli-
cjant kierował ruchem. Uklękli przy głowie rannego, z któ-
rej sączyła się krew. Kane zbadał puls i uniósł oczy na Se-
linÄ™.
- Uderzenie musiało być silne, może mieć obrażenia we-
wnętrzne i złamania. Sprawdz, co z kończynami.
- Dyslokacja kości prawej nogi i przedramienia -
stwierdziła. - Chyba przyjął cały impet prawą stroną ciała.
- Trzeba uważać z kręgosłupem, żeby go dodatkowo nie
uszkodzić. Unieruchomimy mu też złamane kończyny.
W drodze do szpitala Selina zasiadła za kierownicą,
a Kane monitorował pacjenta. Sprawdzał ciśnienie i rytm
serca, udrażniał drogi oddechowe i okrywał kocem, żeby
zapobiec utracie ciepłoty ciała spowodowanej szokiem. Po-
tem przekazali pacjenta zespołowi reanimacyjnemu i udali
siÄ™ z powrotem na swoje stanowisko przy ruchliwej ulicy.
Selina postanowiła rozładować jakoś napięcie.
- Co ja takiego zrobiłam? - zapytała niewinnie.
- Nie mam nic przeciwko tobie - odparł Kane.
- A mnie się wydaje, że masz - ciągnęła tym samym
tonem. - Tylko może nie chcesz mi tego powiedzieć.
Tym razem zdenerwowała go.
- Dlaczego uważasz, że mój zły nastrój musi mieć zwią-
zek z tobą? - warknął. - Przecież tylko razem pracujemy.
Na twarz Seliny wystąpiły rumieńce. Kane ma rację,
a ona po prostu się wygłupiła. To, że spotykają się codzien-
nie w pracy, do niczego jej nie upoważnia.
- Przepraszam - powiedziała cicho. - Po prostu pomy-
ślałam, że czymś cię uraziłam.
Miał ochotę objąć ją i przytulić.
S
R
- To moja wina. Zbyt gwałtownie zareagowałem. Wszy-
stko pewnie przez to mieszkanie. Strasznie mnie przygnębia,
muszę jak najszybciej coś sobie znalezć.
Chciała mu powiedzieć, że przecież znalazł już coś od-
powiedniego, ale w dalszym ciągu nie wiedziała, czy chce,
by mieszkał obok niej. Milczała, a on starał się zrozumieć
jej milczenie. Selina uważa, że czymś go uraziła. To prawda,
że jest powodem jego złego humoru, ale to nie jej wina.
Za nic w świecie nie chciałby jej zmartwić, nie wiedział
jednak, jak można pomóc komuś takiemu jak ona. Nic ich
nie łączy i chyba nigdy nie będzie łączyć. Ona w dalszym
ciągu opłakuje zmarłego męża, a on nie jest gotowy na
zwiÄ…zek z kobietÄ… takÄ… jak ona.
- Nie zwracaj na mnie uwagi. - Teraz jego głos był
poważny i smutny. - Czasem jestem nie do zniesienia. To
nawet nie kwestia przeszłości, to terazniejszość daje mi się
we znaki.
Spojrzał na jej pięknie zarysowane usta.
- Nie bardzo rozumiem... - szepnęła - ale jestem
szczęśliwa, że z tobą pracuję. Praca z tobą... to co innego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]