[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Spoważniała gwałtownie. - Nie zapomnę dnia, kiedy wyjechał. Phantom obserwował, jak
Brad pakuje swoje rzeczy do bagażnika. Najpierw skomlał, potem zaczął wyć. Biegał za
Bradem i próbował dostać się do samochodu. Przysięgam ci, że on czuł, co się święci, i
błagał swego pana, by go nie zostawiał. Jednak Brad odepchnął go, strasznie się wydarł i
wsiadł do samochodu. Phantom biegł za nim, lecz nagle jakby uszło z niego powietrze.
Usiadł na drodze i patrzył, jak samochód znika. Jak ja wtedy nienawidziłam Brada! Mo-
głam pogodzić się z tym, że mnie zostawił, ale miałabym wybaczyć, że złamał serce te-
mu biedakowi?
- Co było dalej?
- Phantom nie odchodził od okna, czekając na powrót pana, aż któregoś dnia prze-
stał. Leżał i wpatrywał się w przestrzeń. Wiedział, że to już koniec. Starałam się go po-
cieszyć. Zapewniałam, że bardzo go kocham i nigdy go nie zostawię, nigdy nie zawiodę.
- Harriet, mówisz o nim, jakby był człowiekiem.
- Pewnie tak go postrzegam. Jest bardziej lojalny i oddany niż człowiek. Mam na-
dzieję, że jest ze mną szczęśliwy, choć może nadal opłakuje Brada.
- To chyba zależy od ciebie - zaczął ostrożnie. - Jeśli czuje, że ty go opłakujesz...
- Ja nie - zaprzeczyła, choć może zbyt szybko. - Tamten rozdział mojego życia jest
na zawsze zamknięty. Kocham Phantoma dla niego samego...
- I dlatego, że przypomina ci Brada? Zastanów się nad tym. Na pewno jest tak, jak
mówisz?
- To było inne życie, inny świat. Ja byłam inna. Mądrze wybrnęła, pomyślał.
- A ten nowy świat?
- Tylko on się liczy. Choć czasami nie do końca wiem, gdzie jest moje miejsce.
Może nigdy się tego nie dowiem. - Popatrzyła na niego badawczo.
- Pomogę ci w tym. - Pochylił się do jej ust. - Tu jest twoje miejsce - szeptał. - W
moich ramionach, w moim sercu.
Uciszyła go pocałunkiem, wsunęła dłoń w jego włosy. Pamiętała, że musi być
ostrożna, lecz teraz to przestało być ważne. Nie wiadomo, co przyniesie jej los, ale warto
zaryzykować... dla piękna tej chwili.
Nie opierała się, kiedy pociągnął ją do łóżka. Wiedziała, co się zdarzy, i choć nie-
pokój, a może nawet lęk wciąż się w niej tlił, zarazem jednak czuła, że wstępuje w nią
nowe życie, staje się prawdziwą sobą, nie tylko otwartą na porywy namiętności, lecz
także spragnioną czułości.
A gdy już się zdarzyło, Harriet wreszcie wiedziała, gdzie jest jej miejsce.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Dzieci czuły się na wyspie jak w raju. Dni mijały na plażowaniu, kąpielach, że-
glowaniu, bieganiu z Phantomem po polach i eskapadach po okolicznych miejscowo-
ściach.
Jednego im brakowało: akcji ratunkowej.
Harriet zabrała je do stacji ratownictwa, poznała z kolegami, pokazała sprzęt uży-
wany do ratowania ludzi. Jednak prawdziwa akcja to całkiem coś innego.
Zbliżały się doroczne regaty. Na wyspę przyjechało mnóstwo turystów, w porcie
rozwieszono bandery. Mark i Frankie nie rozstawali się z programem regat.
- W ilu będziesz wyścigach? - Mark po raz kolejny naciskał Harriet, choć znał pro-
gram na pamięć.
- Zależy, jak mi pójdzie. Trzeba być w pierwszej trójce, by przejść do następnego
etapu. Mogę więc szybko odpaść. A może dotrę do samego finału?
- I wtedy dostaniesz nagrodę! - zawołała Frankie. - Jak wcześniej!
- Skąd wiesz?
- Tutaj jest wszystko napisane. - Mark machnął programem. - Raz wygrałaś, a trzy
razy byłaś druga. Dostałaś dużą nagrodę?
- Puchar. Jest w moim sklepie.
- Pora go obejrzeć - zarządził Darius.
W pogodnych nastrojach wybrali się do sklepu. O tej porze roku najlepiej się
sprzedawały pamiątki związane z regatami. Darius kupił dzieciom koszulki i masę in-
nych gadżetów. Dzień zakończyli w lodziarni.
Nazajutrz Harriet musiała wstać skoro świt, więc wcześnie poszła do łóżka. Dzieci
cmoknęły ją na dobranoc i poszły spać, a Darius odprowadził ją do sypialni.
- Nie otulisz mnie kołdrą? - spytała z niewinną miną.
- Jutro musisz być w świetnej formie. Kładź się i śpij.
- Skoro tak mówisz. To tylko buziaka na dobranoc...
Nie zdążył odpowiedzieć, bo uciszyła go pocałunkiem.
- Harriet, to nie w porządku - wyszeptał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]