[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pielęgniarka patrzyła w osłupieniu.
- Panie Kincaid, łazienka jest tam - wskazała ręką.
- Już nie jest mi potrzebna. Zmywam się stąd - obwieścił
Lucien.
- Przykro mi, ale nie zrobi pan tego. - Siostra oddziałowa
zagrodziła mu drogę. - Być może doznał pan wstrząśnienia
mózgu i uległ zatruciu tlenkiem węgla, więc nie wyjdzie pan
stąd, dopóki lekarz nie wyrazi zgody.
- Owszem, wyjdę. Nic prostszego. Wystarczy stawiać jedną
nogę przed drugą, aż dojdę do drzwi z napisem  Wyjście".
A stamtąd już prosta droga, prawda?
- Pójdzie pan w szpitalnej piżamie? - PielÄ™gniarka zmierzy­
Å‚a go kpiÄ…cym wzrokiem.
- Gdzie jest moje ubranie? - jęknął Lucien.
- Z pewnością nie tutaj, panie Kincaid - odparła kobieta
z triumfem w głosie.
Lucien postanowił zmienić taktykę.
- A co stało się z Raine Featherstone?
- Nie udzielamy informacji o stanie pacjentów. Chyba że
jest pan rodzinÄ….
Młodsza pielęgniarka, kryjąca się dotąd za plecami oddzia-
SMAK CYTRYN 115
łowej, wychyliła się i podniosła kciuk do góry. Lucien odgadł,
że Raine nic się nie stało.
- Czy jest ranna? - spytał.
Młoda pielęgniarka z uśmiechem pokręciła głową. W tym
momencie oddziaÅ‚owa odwróciÅ‚a siÄ™ nagle i zmierzyÅ‚a jÄ… gniew­
nym wzrokiem. Dziewczyna popatrzyÅ‚a na niÄ… niewinnie. Lu­
cien omał nie wybuchnął śmiechem. _
- Marsz do łóżka, panie Kincaid! - syknęła oddziałowa.
Ta kobieta najwyrazniej nie wiedziała, że Lucien nie znosi
rozkazów. Zawsze wtedy postępuje dokładnie odwrotnie.
- Odsuń się z drogi, kochanieńka - poradził jej spokojnie.
Powstrzymując jęk bólu, niezdarnymi ruchami zrzucił z siebie
piżamę, zdarł z łóżka prześcieradło i owinął się w nie. Praktyka
czyni mistrza - tym razem wcale nie czuÅ‚ siÄ™ zażenowany. Wy­
glÄ…daÅ‚ jak Cezar szykujÄ…cy siÄ™ do boju z Egipcjanami. Już przy­
jął wojowniczą postawę, gdy nagle dobiegł go znajomy głos:
- Co ty u diabła wyprawiasz, Kincaid? Wystarczy zostawić
cię na dwie minuty samego, a już zdążysz narozrabiać.
- Raine?
- A któżby inny? - Do pokoju weszła Raine, lekko kulejąc.
Zmierzyła wzrokiem kreację z prześcieradła i uśmiechnęła się
szeroko.
- CoÅ› mi tym strojem przypominasz. To niesamowite, jak
widok na wpół nagiego mężczyzny działa na kobiety. - Raine
spojrzała na osłupiałą oddziałową i mrugnęła do Luciena.
Lucien niemal pożerał ją wzrokiem.
- Jak siÄ™ czujesz?
- W porzÄ…dku.
- Kulejesz.
- O, to dawna kontuzja. Po meczu w kosza.
Lucien zaśmiał się i poczuł silny ból w klatce piersiowej.
Kiedy znów mógł oddychać, spytał:
DAY LECLAIRE
11 6
- Uciekamy z tego więzienia?
Na szczęście Raine nie próbowała dyskutować. Tym razem
przegrałaby niewątpliwie.
- Proszę oddać mu ubranie - zwróciła się stanowczo do
oddziałowej.
- Pan Kincaid musi podpisać oświadczenie, że opuszcza
szpital na własne żądanie - odparła chłodno pielęgniarka. -
Podpis za parę dżinsów. Inaczej nie da rady.
Lucien pokiwał głową z zadowoleniem. Może pójść na taki
układ.
OczywiÅ›cie caÅ‚a procedura trwaÅ‚a o wiele dÅ‚użej, niżby Lu­
cien sobie tego życzył. Kiedy wreszcie było po wszystkim, nie
miał siły postawić jednej nogi przed drugą, jak wcześniej się
odgrażał. Na szczęście pojawił się salowy, pchający fotel na
kółkach. Lucien z wdzięczności omal nie padł przed nim na
kolana.
Raine uśmiechnęła się, widząc ulgę na jego twarzy.
- Siadaj, Kincaid. Chyba rzeczywiście kiepsko z tobą, skoro
zgadzasz się jechać na czymś, co nie jest podkute.
Lucien postanowił przemilczeć tę obelgę.
Na zewnątrz świeciło gorące, teksańskie słońce. Po chwili
znalezli się przy samochodzie Nanny. Był to wygodny, obszerny
ford. Salowy pożegnał się z nimi i Lucien stanął na własnych
nogach. Zmierzył samochód wzrokiem pełnym podziwu.
- Gdzie się podział twój zardzewiały staruszek?
- Jeśli masz na myśli mojego dżipa, to zginął bohaterską
Å›mierciÄ… u stóp twojej werandy. - Raine pokrÄ™ciÅ‚a gÅ‚owÄ…, wi­
dząc, że Lucien najwyrazniej zamierza zasiąść za kierownicą.
- O nie, Kincaid. Wybij to sobie z gÅ‚owy. Nie zamierzam ryzy­
kować życia tylko po to, by chronić twoją przerosniętą męską
ambicjÄ™.
- Ani życia Kincaida juniora?
SMAK CYTRYN 117
Nie spuściła wzroku.
- Ani życia Kincaida juniora.
Lucien przez długą chwilę nie był w stanie wymówić ani
słowa.
- Więc naprawdę jesteś w ciąży? - wyjąkał wreszcie.
- Jeśli twój test się nie myli, podobnie jak dwadzieścia innych,
to tak. Jestem w ciąży. Wsiadaj. Porozmawiamy po drodze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire