[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skrzyń, toreb i walizek.
Zbliżając się do zaciszne; rzymskiej rezydencji, Julia poczuła znajomy spokój. Palazzo MeMni przy ulicy
Świętej Agnieszki Cierpiącej znajdował się w samym środku gąszczu wąskich zaułków za Piazza Navona,
po drugiej stronie rzeki względem watykańskiej Bazyliki Świętego Piotra. Budynek ten był wspaniałym
przykładem architektury wczesnego renesansu. Wzniesiono go w tysiąc pięćset czternastym roku na zlecenie
bratanka Sykstusa IV. Henry wykupił palazzo za bezcen i nazwał go na cześć rodziny swej żony. (Tata Julii
omal nie pękł z dumy, kiedy mu o tym powiedziała.) Jej zdaniem pałac zawdzięczał swój urok temu, że sam
Michał Anioł przejął obowiązki architekta, gdy Antonio da Sangallo Młodszy poszedł do pierdla. To właśnie
on dodał wielkie okno, trzecie piętro, sztukaterie oraz fontanny.
Cały dom był pełen fresków autorstwa Carracciego i Domenichina - Julia nigdy nie potrafiła przypomnieć
sobie tych nazwisk, ale wiedziała, że należały do liczących się artystów.
To, że została governatora jednego z piękniejszych pałaców Wiecznego Miasta, nie otwierało przed nią
drzwi do domów rzymskiej elity. Z pewnością jednak pozwalała czuć się swobodnie podczas
organizowanych tu przyjęć, nawet jeśli ich bywalcami byli przede wszystkim klienci jej męża i gwiazdy
amerykańskiego kina. Jednakże bez względu na to, ile cudownych imprez odbywało się w Palazzo Melyini i
jak wielką reklamę zapewniali temu domowi specjaliści od PR z firmy Henry'ego, prowincjonalni Rzymianie
i tak używali na co dzień starej nazwy pałacu. Julia nie przejmowała się tym: kazała zamontować nowiutką,
amerykańską instalację wodno-kanalizacyjną, kupiła jedwabną pościel, sprowadziła świetnego kucharza oraz
genialnego Arpada Steinera, a reszta świata mogła się wypchać.
Audiencja papieska w sali z widokiem na plac Świętego Piotra była wielkim sukcesem. Mówiono głównie
po włosku, od czasu do czasu przechodząc na angielski. Papież okazał się wspaniałym pocieszycielem:
udzielił Julii światłej rady, że powinna jakoś znaleźć w sobie cierpliwość, gdyż jej cierpienie znajduje się w
rękach Boga, którego wola podąża osobliwymi ścieżkami. W swej łaskawości Jego Świątobliwość
pobłogosławił różaniec dla Ala, a wtedy Julia z rozpaczą w sercu przypomniała sobie, że kości palców
świętego Ireneusza zostały w pallazzo. Obiecała sobie w duchu, że wyśle je papieżowi na Boże Narodzenie.
Po audiencji kardynał Beniamino Camardi, prefekt rady pontyfikalnej, poprowadził Julię Asbury
korytarzami gmachu w stronę imponująco wysokiej galerii. Szli wolno między kolumnami, gdy kobieta - ani
ostentacyjnie, ani ze zbędną pokorą - wyjęła z torebki czek.
-To dla towarzystwa - powiedziała cicho. Kardynał skłonił się grzecznie i spojrzał na czek, nim wsunął go do
kieszeni sutanny.
- To doprawdy hojny dar, signora! - rzekł, czym szczerze uradował Julię.
W tym momencie zza drzwi po prawej stronie wybiegł młody ksiądz. Stanąwszy przy Camardim, szepnął
mu coś do ucha.
- Ach tak - odezwał się kardynał. - Telefon do pani, signora Asbury. Tędy, proszę.
-Telefon? Do mnie? Tutaj? -Julia była zaskoczona, ale kardynał już ruszył i kiwając ręką, wskazywał, żeby
poszła za nim.
Zostawił ją samą w dość małym pokoju, którego ściany zdobiły obrazy Caravaggia. Jeden z nich, zdaniem
Julii, był portretem córki Orazia Gentileschiego, Artemisii. Uwielbiała Caravaggia za jego niemal filmową
plastyczność wizji.
Telefon stał na taborecie. Pani Asbury wolno podniosła leżącą obok słuchawkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]