[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Bardzo przepraszam.
Poirot zręcznie wyjął bilet wizytowy i szybko przesunął go po stole.
Na chudej twarzy Raikesa znów .odbiły się emocje, których Poirot nie mógł
zdefiniować. Nie był to strach, raczej odruch agresji. Nieoczekiwanie wpadł w gniew.
- Ach, to pan? - odrzucił wizytówkę. - Słyszałem o panu.
- Zna mnie wielu ludzi - powiedział skromnie Poirot.
- Jest pan prywatnym szpiclem, prawda? Z gatunku tych drogich. NajmujÄ… was ludzie,
dla których pieniądze nie mają znaczenia i którzy chcą ratować swoją nędzną skórę!
- Jeżeli nie wypije pan kawy - zauważył Poirot - to będzie zupełnie zimna.
Powiedział to z uprzejmą stanowczością. Raikes wbił w niego wzrok.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
- Niech mi pan powie, jakiego rodzaju jest pan robakiem?
- Kawa w tym kraju jest i tak bardzo zła... - kontynuował Poirot.
- Zgadzam się z panem! - rzucił z zapałem Raikes.
- ...a jeżeli jest zimna, to praktycznie nie do picia - dokończył Poirot.
Młody człowiek nachylił się do Poirota.
- O co panu chodzi? Co to za pomysł, aby tu przychodzić?
Poirot wzruszył ramionami.
- Chciałem po prostu widzieć się z panem.
- O, czyżby? - zapytał sceptycznie pan Raikes.
- Jeżeli chodzi o forsę - zmrużył oczy - to trafił pan pod niewłaściwy adres! Nie należę
do ludzi, którzy mogą sobie kupić to, na co mają ochotę. Lepiej niech pan wraca do
tego, kto panu płaci.
Poirot westchnÄ…Å‚.
- Nikt mi za nic nie zapłacił... Jeszcze.
- Pan mi to mówi! - rzekł Raikes.
- To prawda - powiedział Poirot. - Tracę mnóstwo mojego cennego czasu bez
wynagrodzenia. Chcę po prostu zaspokoić swoją ciekawość.
- I pewnie właśnie dlatego był pan tamtego dnia u tego przeklętego dentysty? - spytał
Raikes.
Poirot zaprzeczył ruchem głowy.
- Pan przypuszczalnie wówczas nie spostrzegł w poczekalni mojej skromnej osoby z
tej prostej przyczyny, że czekający w takim miejscu myślą tylko o swoich zębach.
- A więc i pan tam po to przyszedł? - spytał z pogardliwym niedowierzaniem Raikes. -
Czekał pan, aby dentysta obejrzał pański ząb?
- Oczywiście.
- Proszę mi wybaczyć, ale ja w to nie wierzę.
- Czy w takim razie wolno mi spytać, panie Raikes, co pan tam robił?
Pan Raikes nagle zaśmiał się i rzekł:
- Teraz pana mam! No cóż, ja też czekałem na to, aby dentysta obejrzał moje zęby.
- A więc zapewne bolał pana ząb? -' Zgadza się.
- Ale równocześnie wyszedł pan od dentysty, zanim pana zbadał?
- A jeśli nawet? To moja sprawa.
Przerwał i po chwili dodał agresywnym tonem:
- Och, co, u diabła, znaczy to całe przepytywanie? Był pan tam, aby pilnować tej
swojej grubej ryby, prawda? Nic mu się nie stało. Nic się nie stało temu pańskiemu
drogocennemu Alistairowi Bluntowi. Nic pan na mnie nie ma.
- Dokąd pan poszedł po swym nagłym wyjściu z poczekalni?
- Wyszedłem z budynku, oczywiście.
- Ach! - Poirot spojrzał w sufit. - Ale nikt nie widział, jak pan wychodził, panie Raikes.
- Czy to ma jakieÅ› znaczenie?
- Może. Pamiętajmy, że niedługo potem ktoś w tym domu stracił życie.
Raikes rzucił niedbale:
- Myśli pan o tym dentyście?
Poirot odparł twardo:
- Tak, miałem na myśli tego dentystę.
- Próbuje pan przyczepić się do mnie? - Zdenerwował się pan Raikes. - Co jest grane?
Dobrze, ale to się panu nie uda. Przeczytałem właśnie sprawozdanie z wczorajszego
przesłuchania. Ten nieszczęśnik popełnił samobójstwo, bo popełnił błąd w miejscowym
znieczuleniu i jeden z jego pacjentów zmarł.
Poirot niewzruszenie ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej:
- Czy może pan udowodnić, kiedy opuścił pan dom? I czy jest ktoś, kto mógłby
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
potwierdzić, gdzie pan był pomiędzy godziną dwunastą a pierwszą w południe?
Oczy Raikesa zwęziły się.
- Więc jednak próbuje pan zwalić to na mnie? Przypuszczam, że to Blunt pana
napuścił.
Poirot westchnął i rzekł:
- Proszę mi wybaczyć, ale wygląda na to, że ma pan obsesję: uporczywie powtarza pan
nazwisko Alistaira Blunta. Nie jestem i nigdy nie byłem przez niego zatrudniony. Nie
obchodzi mnie jego bezpieczeństwo, lecz śmierć człowieka, który był dobrym
fachowcem i wykonywał swój zawód bez zarzutu.
Raikes potrząsnął głową.
- %7łałuję - powiedział - ale nie wierzę panu. Pan jest na pewno prywatnym szpiclem
Blunta. - Twarz mu pociemniała, kiedy pochylił się nad stołem. - Ale pan go nie ocali,
wie pan. On musi odejść - on i wszystko, co reprezentuje! Wali się stary,
skorumpowany system finansowy, my wprowadzimy nowy ład społeczny, zniszczymy
tę przeklętą, pajęczą sieć bankierów, która oplata cały świat. Muszą zniknąć. Osobiście
nie mam nic przeciwko Bluntowi, lecz on należy do ludzi, których nienawidzę. To
zadufana w sobie miernota. Należy do gatunku tych, których można usunąć tylko
dynamitem. Twierdzi, że "nie wolno rozbijać fundamentów cywilizacji". A według
pana, nie można? Poczekamy, zobaczymy! Blunt jest przeszkodą dla postępu i dlatego
musi zostać usunięty. W dzisiejszym świecie nie ma miejsca dla ludzi pokroju Blunta...
ludzi, którzy kurczowo trzymają się przeszłości... ludzi, którzy nadal chcą żyć tak jak
ich ojcowie i dziadowie! Ma pan ich pełno w Anglii - zaskorupiałe, zawzięte
staruchy... Zużyte, wytarte symbole upadłej epoki. I, na Boga, oni muszą odejść! Teraz
zaczyna się nowy świat! Rozumie pan... Nowy świat!
Poirot westchnął i wstał.
- Widzę, panie Raikes, że jest pan idealistą.
- I cóż z tego?
- Zbyt wielkim idealistą, aby martwić się z powodu śmierci dentysty.
Pan Raikes odparł pogardliwie:
- Jakie ma znaczenie śmierć marnego dentysty?
- Może to dla pana nic nie znaczy - odparł Poirot. - Ale znaczy dla mnie. Tym się
właśnie różnimy.
VII
Po przyjściu do domu Poirot dowiedział się od George'a, że czeka na niego jakaś
dama.
- Ona jest... hmm, trochę zdenerwowana, sir - powiedział George.
Ponieważ nie podała nazwiska, więc Poirot mógł swobodnie zgadywać. Mylił się
jednak w przewidywaniach, gdyż młodą kobietą, która zerwała się z kanapy na jego
powitanie, była sekretarka Morleya, panna Gladys Nevill.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]