[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ben i Callie popatrzyli na siebie. Callie powoli wyjęła dyktafon i zaczęła cicho do niego mówić.
- ProszÄ™ ciÄ™, Callie, nie nagrywaj.
Patrzył na nią, dopóki nie skinęła głową i nie schowała dyktafonu.
Savich odwrócił się, żeby spojrzeć na dymiące zgliszcza porsche, jego chluby i radości od chwili,
gdy dostał auto od ojca na dwudzieste pierwsze urodziny. Teraz została z niego tylko sterta pogiętego
metalu i czarny dym.
- Przykro mi z powodu twojego samochodu, Dillon.
- Nie bądz głupia. - Przytulił ją jeszcze mocniej. Pod prawą ręką poczuł coś mokrego i serce w nim
zamarło.
- Sherlock, co się stało, co ...
- Och, kurczę - wyszeptała, przełykając z trudem ślinę.
- Chyba jednak nie uszłam bez szwanku.
Savich zerwał z Sherlock kurtkę i zobaczył plamę krwi na jej prawym ramieniu.
Wziął ją na ręce i zaniósł do karetki, gdzie pielęgniarze pakowali już swój sprzęt. John Edsel,
wysoki i zbudowany jak surfer, który akurat dziś obchodził dwudzieste piąte urodziny, znalazł się przy
nich w ułamku sekundy.
- Co się stało? Poczekaj, Gus, mamy jeszcze jedną. - Gestem polecił Savichowi, żeby położył
Sherlock na noszach.
- Nie, proszę, Dillon, pozwól mi siedzieć. Nie mogę leżeć płasko na plecach.
Savich usiadł na brzegu noszy i przytulił żonę do siebie, rozmawiając jednocześnie z pielęgniarzem.
- Agencie, musi ją pan puścić - powiedział Edsel. - Proszę odsunąć się o dwa kroki, tyle miejsca mi
wystarczy. Mówił pan, że kiedyś już była ranna w to ramię?
- Tak, parę lat temu została dzgnięta nożem, nie zdążyła się odsunąć.
- Dlaczego nie zdążyła się pani odsunąć? - spytał John, rozcinając rękaw swetra.
Sherlock wiedziała, że chłopak próbuje odwrócić jej uwagę, ale nagły atak bólu tak ją poraził, że
omal nie zemdlała. Zapomniała, że taki ból może uderzyć człowieka jak obuchem. Próbowała skupić się
na rzeczywistości.
- Chyba nie ćwiczyłam wystarczająco dużo, dlatego byłam za wolna. Dillon był na mnie wściekły i
jak wyzdrowiałam, zemścił się na mnie na siłowni, dał mi taki wycisk, że ledwo żyłam. Teraz jestem tak
silna, że mogłabym unieść tę karetkę. Niech się pan nie martwi, nie zemdleję.
- Och, rozumiem, pani też jest agentką FBI. Prowadzicie ekscytujące życie. To wasze porsche
wyleciało w powietrze? No dobrze, nie jest tak zle, ta gruba kurtka ochroniła panią. Potrzeba tylko kilka
szwów. Zabierzemy panią do szpitala.
John zatrzymał się na chwilę i popatrzył na powykręcaną, dymiącą ruinę.
- Strasznie szkoda tego porsche. Jest pani gotowa się położyć? - Pomógł jej obrócić się i wyciągnąć
na noszach, ale cały czas patrzył na samochód i potrząsał głową.
Rozdział 32
Waszyngton
PiÄ…tek w nocy
Dochodziła północ, gdy Ben Raven przywiózł ich do domu. Sherlock, nafaszerowana proszkami
przeciwbólowymi, z prawą ręką na temblaku, nuciła melodię z  Gwiezdnych wojen , ale była tak
oszołomiona, że nie wychodziło jej to zbyt dobrze. Pożegnała się z Benem j pozwoliła, żeby Dillon
zaniósł ją do domu. Powiedzieli GracielIi, co się stało, i Savich wniósł żonę na górę. Posadził ją na
brzegu łóżka i zaczął rozbierać, gdy zadzwonił jego telefon komórkowy.
Sherlock przestała nucić i wyszeptała:
- Jest dokładnie północ. Ma wyczucie, co?
Dillon skinął głową, wziął głęboki oddech i próbował się uspokoić. Pozwolił, żeby telefon
zadzwonił trzy razy, po czym pokazał gestem Sherlock, żeby zadzwoniła ze stacjonarnego telefonu do
Budynku Hoovera i uprzedziła agentów o telefonie Mosesa Grace.
- Przygotowałeś niezły wybuch, Mosesie - powiedział do słuchawki.
- Rozjaśniliśmy noc, prawda? I wy też przyjechaliście. Podobało mi się to, pokazaliście, jaki jestem
dla was ważny. Claudia i ja mieliśmy niezły ubaw, patrząc, jak ci wszyscy eleganci galopowali z klubu,
wrzeszczÄ…c, popychajÄ…c siÄ™ i przewracajÄ…c nawzajem. Ludzie sÄ… tacy nieuprzejmi, prawda? Dobre
maniery to tylko pozory. Kiedy chodzi o to, żeby przeżyć, zaciera się granica między dobrem a złem.
Wybrałem Bonhomie Club specjalnie dla ciebie, masz tam tylu przyjaciół. Wiedziałem, że przyjedziesz.
I proszę bardzo, nadjechałeś w tym swoim błyszczącym, czerwonym autku, zupełnie tak, jak
przewidywałem. Claudia widziała, jak wyskakujesz z samochodu, i niemal się oblizała.
Zarechotał, czknął i przełknął flegmę. Savich niemal widział, jak ociera żylastą dłonią usta.
- Szkoda twojej radości i dumy, synku. Miałem łzy w oczach, kiedy auto stanęło w płomieniach.
Wiesz, Claudia powiedziała, że my dwaj za dobrze się znamy. Twoja żonka dostrzegła mnie w tym oknie.
Zaskoczyła mnie jak diabli, gdy zaczęła wrzeszczeć i strzelać. Prawie mnie trafiła, ale Claudia w porę
mnie odciągnęła. - Westchnął. - Wtedy musiałeś zgadnąć, co się wydarzy.
Claudia była wściekła, że twoje małe kochanie nie wybuchło w powietrze razem z porsche, chciała
zobaczyć, jak wylatuje w powietrze niczym kawałki blachy.
- Tak, znowu spieprzyłeś sprawę, tak samo jak w motelu
- powiedział Savich z pogardą. - Ale jesteś stary, Mosesie, i tak chory i słaby, że tracisz pazur. I
wiesz co? Jesteś kłamcą, żałosnym, pokręconym kłamcą.
- Co? O czym ty mówisz, chłopcze? Bawiliśmy się tylko, nie mieliśmy zamiaru rozerwać was na
strzępy tam, w motelu, ale gdyby tak się stało... cóż, zabawa by się skończyła, prawda? Dlaczego
nazywasz mnie kłamcą? Nigdy cię nie okłamałem, synu.
- O tak, okłamałeś. Twierdziłeś, że torturowałem kobietę, krzyczała z bólu, a potem ją
zamordowałem. To kłamstwo. Nigdy nikogo nie torturowałem, nigdy nie zamordowałem, ani kobiety, ani
mężczyzny. Tylko ty i ta psychopatyczna lolita robicie takie rzeczy. Po co wymyśliłeś takie brednie,
Moses? Jesteś już tak żałosny, że musisz opowiadać takie bzdury, żeby poczuć się ważny?
Savich usłyszał bulgotanie flegmy w gardle starca, który dyszał przez chwilę, po czym wybuchnął:
- Niczego nie wymyśliłem, ty sukinsynu! Nie okazałeś jej odrobiny litości i sam też jej nie zaznasz!
Savich ściszył głos i warknął:
- Jesteś kłamcą, Moses. Dlaczego kłamiesz?
- Poczekałeś, aż będzie wolna, i wtedy ją zamordowałeś.
Pożałujesz tego. Obiecuję ci, chłopcze, że zanim umrzesz, dowiesz się, kim była. Powiem ci przed [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire