[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Poszli poszukać lewarów i obcęgów, a kilka minut pózniej podłoga przedniego mostku była
zasłana zemdlonymi ciałami, jako że żaden nie wykazał zdolności w zakresie mechaniki.
Rumak podniósł się pierwszy (był przyzwyczajony do ciosów w głowę) i ocucił Józefa i
Bartolomeusza, wylewajÄ…c im na twarz garnek wrzÄ…tku.
Po tym prostym, lecz doskonałym zabiegu obu nieszczęśnikom nie pozostał na bańce ani
jeden włosek i do końca podróży musieli nosić małe czapeczki.
Jednak następnego dnia rumak wpadł na pomysł
 Wez kufer  powiedział do Bartolomeusza  i połóż go między rufą a masztem
bramżagla.
Józef wykonał posłusznie polecenie. Wtedy rumak, wyposażony w siekierę, zaatakował
energicznie wielki maszt, który padł prosto na kufer i złamał się wpół.
 A jednak był to dobry pomysł, do stu beczek solonego śledzia!  zakrzyknął.  Kufer
jest być może pęknięty.
I rzeczywiście, kufer był pęknięty, a z jego wnętrza wypełzał dym.
 Zobacz co to  powiedział Józef do Bartolomeusza.
 Idz ty  odrzekł Bartolomeusz.
 Ale z was cykory  powiedział rumak.  Idzcie obaj.
Józef zrobił odważnie krok naprzód, lecz był jeszcze o dziesięć metrów od kufra.
 Ja już byłem  powiedział.  Twoja kolej, Bartuś. Bartolomeusz poszedł trochę dalej.
Spróbował nawet
podnieść pokrywę. Ku jego wielkiemu przerażeniu kufer otworzył się i, o cudzie! wypełniony
był dublonami i kastanietami. W jednym z kątów można było nawet dostrzec dwa funty
cukru, nieco zwietrzałego, ale jednak cukru.
 Nie musimy się przejmować!  zawołał rumak.  Wygraliśmy los na loterii (kolejny
zwrot nie na miejscu).
I trójka przyjaciół ucztowała aż do następnej niedzieli (akurat była sobota). Nazajutrz rumak
powiedział:
 Chłopaki, wszystko to lipa. Jesteśmy bogaci, zafundujemy sobie prawdziwych dzikusów.
Józefie, kurs pół-południowy wschód, zachód-ćwierć-północny. %7łagle staw, do steru... cała
naprzód. Wszyscy na wanty, wielki fok staw i wypuścić uchatki.
Statek pomknął wdzięcznie przez rozszalałe morze.
Po tygodniu wyśmienitej żeglugi dotarli na Wyspę Dzikusów. Józef i rumak wysiedli. Trzy
miesiące pózniej, widząc, że nie wracają, Bartolomeusz ruszył na ich poszukiwanie.
W oddali usłyszał warkot tamtamów i dzikie śpiewy, ujrzał również wielkie płomienie
unoszÄ…ce siÄ™ ku niebu.
Poszedł nieco dalej i trafił na polankę, gdzie straszne, nagie i pokryte farbą istoty tańczyły
wokół parującego kotła, z którego wystawała czapka i kopyta.
 Hej!  zawołał.  Gorąco wam?
 I to jak!  odrzekł rumak wystawiając łeb z kotła.
 Już prawie jesteśmy doprani i będziemy mogli wyjść, lecz nie mów tego tym wstrętnym
poczciwcom.
 Oczywiście!  odpowiedział Bartolomeusz rycząc jak zarzynany wół. Dzicy usłyszeli go i
odwrócili się. Józef i rumak skorzystali z tego i wstali zrobiwszy  Hu!" i zagasili ogień
przewracając nań kocioł. Dokonali masakry dzikusów i dołączyli do Bartolomeusza. Ten
ostatni zauważył, że są jacyś duzi i tłuści.
 Ubawiliśmy się po pachy!  powiedział rumak.
 Mimo wszystko!  rzekł Bartolomeusz  mogliście wrócić nieco wcześniej.
 Co ty!  zawołał Józef.  Oni nas tuczyli.
 Mogliście byli mi to powiedzieć  rzekł nieco obrażony Bartolomeusz.
 Dobra  odparł rumak  zamknij się majtku. Cisza w szeregu. Spocznij! Wolno palić.
Wrócili na pokład i nastawili żagle ku morzom chińskim, bo Bartolomeusz chciał sobie kupić
małego Chińczyka.
Rumak zszedł do swej kabiny, żeby poszukać jakiejś dokumentacji na temat Chin i oto co
wyczytał w dziennikach okrętowych (które zresztą sam sporządził).
Chiny: państwo. %7łyją tam Chińczycy.
By do nich trafić, należy udać się prowadzącą
tam drogÄ….
Podstawowa produkcja: Chińczycy, ryż, soja
i mniszek lekarski.
Na dzwięk słowa  mniszek", Józef, który był republikaninem, uniósł głowę.
 Precz z klerem!  krzyknÄ…Å‚.
 Marynarzu Józefie!  ryknął rumak.  Zakuję was w dyby!
Lecz Józef tam nie trafił, bo zabrakłoby majtków do zwijania żagli i zamiatania kajut.
I pożeglowali ku morzom chińskim.
Barka znajdowała się na pełnym oceanie, a Józef chrapiący w bocianim gniezdzie usłyszał
nagle melodyjny śpiew napływający od strony morza. Wystawił głowę z gniazda i ujrzał trzy
zachwycające syreny, które wystawiały na pokaz swe kuszące piersi i złociste włosy,
wyskrzekując aktualnie najmodniejszą śpiewkę.
Nie dostrzegły Józefa. Postanowił spłatać im figla. Schwyciwszy leżącego w kącie dorsza
rzucił go na głowę najmłodszej, która solidnie opiła się wody i wypłynęła spluwając i
krztusząc się. Tego samego psikusa zrobił dwóm pozostałym, a kiedy jeszcze były porządnie
rozwścieczone, Józef zawołał Bartolomeusza i rumaka, którzy grali w salonowca w kabinie
oficerskiej.
Rumak, jak zwykle elegancki, podszedł do relingu i zapytał:
 Jak tam, sakramenckie kobitki, coś się wykluło?
 A może zagracie z nami?  dorzucił uprzejmie Bartolomeusz z wdzięcznym uśmiechem.
Odpowiedziały taką wiązanką przekleństw, iż nie wypada jej tutaj odtworzyć.
Rumak zaśmiał się donośnie i rzekł do Bartolomeusza:
 Mieszają nas z błotem.
 Zgadłeś!  powiedział Bartolomeusz.  A gdzież jest Józef?
Józef rechotał jak wieloryb. Lecz mniej mu było do śmiechu, gdy ujrzał na horyzoncie wielką,
czarną chmurę, która przesuwała się z piorunującą szybkością. Bartolomeusz usiłował [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire