[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jeśli firma nadal będzie w rękach Evy, bo ona słucha wszystkiego, co mówi jego ojciec. Inge
nigdy nie rozmawiała ze mną na tematy finansowe, a ja także nie wtrącałem się w jej sprawy,
ale usłyszałem część rozmowy pomiędzy nią a Jrgiem Wiebkingiem i domyśliłem się, czego
od niej chciał. Kiedy wychodził, spytałem go o to. Przyznał, że prosił Inge, żeby kupiła
przedsiębiorstwo, i że nie spotkał się z kategoryczną odmową. Ja byłem zdania, że w ogóle
samo rozważanie takiej propozycji jest ogromnym błędem, ale jak już mówiłem, Inge nigdy
nie pozwalała na to, bym jej cokolwiek perswadował czy też do czegokolwiek namawiał.
Poszedłem więc do starego Wiebkinga i opowiedziałem mu o wizycie jego syna. Pomyślałem
sobie, że wówczas on być może zatroszczy się o to, żeby Eva nie sprzedała firmy. To
wszystko.
- Dlaczego kupienie firmy przez pańską żonę uważał pan za błąd?
- Bo nie miała najmniejszego pojęcia o przedsiębiorstwach tego rodzaju i byłaby zdana
całkowicie na Jrga Wiebkinga. A jemu nie ufam za grosz.
- A dlaczego? - chciała wiedzieć Reithfer.
- Ach, sam właściwie nie wiem, ale ten facet wydaje mi się jakiś dziwny. Takie wrażenie.
- Panie Glckner, gdzie pan był przez ostatnie trzy godziny? - Menkhoff wypalił
znienacka i osiągnął efekt, bo Glckner aż się wzdrygnął.
- %7łe jak? Nie rozumiem.
- Czego pan nie zrozumiał?
- Ja... Pan chce wiedzieć, co robiłem przez ostatnie trzy godziny? Dlaczego?
Kiedy ani Menkhoff, ani Reithfer nie kwapili się z odpowiedzią, odezwał się:
- No cóż, byłem na treningu.
- Na treningu? Gdzie? I co pan trenuje? Mam nadzieję, że ma pan na to świadków.
Glckner obiema rękami potarł sobie twarz, wstał i zrobił trzy, cztery kroki, aż w końcu
stanął przed jedną z tych wielkich szklanych tafli, przez które widać było taras. Schował ręce
do kieszeni i patrzył przez szybę.
- Grałem w tenisa. I owszem, jest ktoś, kto może to potwierdzić. Kobieta, z którą grałem.
A żeby nie owijać w bawełnę i żebyście mi pózniej nie mówili, że znowu coś przed wami
ukrywam: mam romans z tą kobietą.
Menkhoff popatrzył ku Reithfer i napotkał jej niezwykle wymowne spojrzenie. To był
niemal klasyczny układ.
- Ach tak, rozumiem. Zna pan tę panią już od dawna?
Glckner oderwał wzrok od ogrodu i popatrzył na nich poważnie.
- Państwo tego nie zrozumieją, ale tak, znam ją już od dawna.
- Ile lat ma ta kobieta? Jest od pana młodsza? - Menkhoff był pewien, że zna odpowiedz
na to pytanie.
- Tak.
Teraz komisarz również wstał, podszedł do Glcknera i stanął tuż przed nim.
- Jak pan sądzi, panie Glckner, jak teraz przedstawia się nam pańska rola w tej
paskudnej sprawie?
Glckner wybuchnął krótkim, histerycznym śmiechem.
- No właśnie, to dla mnie absolutnie jasne. Przecież z tego powodu nie mówiłem wam
wszystkiego na samym początku. Bo wtedy mielibyście natychmiast swojego głównego
podejrzanego. Młody człowiek pochodzący ze zwyczajnej rodziny, bez pracy, żeni się ze
starszą od siebie nadzianą babką, zajmuje się domem, nie ma nic do gadania ani w sprawach
finansowych, ani innych, o łóżku nawet nie wspominając. Bierze więc sobie młodą kochankę
i planuje zamordować żonę, żeby potem opływać w dostatki i za żonine pieniądze używać
życia z tą młodą dziewuchą.
Menkhoff pokiwał głową.
- Tak, to już wygląda na bardzo poważny motyw. Ale w swoich rozważaniach zapomniał
pan o jednym: nie ma niczego bardziej podejrzanego niż ktoś, kto w dodatku ukrywa
informacje albo wręcz kłamie.
Przez jakiś czas patrzyli na siebie, po czym odezwał się Glckner:
- Inge bynajmniej nie była uczuciową kobietą, wręcz przeciwnie, potrafiła być cyniczna i
bez serca. Delikatność była dla niej wyrazem słabości i dość szybko przestała znosić
jakikolwiek dotyk. To prawda, nie mieliśmy udanego małżeństwa. Ale nie mam nic
wspólnego z jej śmiercią.
- Dlaczego pan się z nią ożenił? - spytała Reithfer, która przez cały czas siedziała na
kanapie. - Sądząc po sposobie, w jaki opisuje pan swoją żonę, trudno mi sobie wyobrazić,
żeby była zdecydowanie inna, kiedy pan ją poznał. To dlaczego ten ślub?
Wzrok Glcknera przyssał się do jednego miejsca na podłodze, gdzieś pomiędzy
Reithfer a nim samym.
- Dla pieniędzy. Byłem wtedy bardzo zadłużony i nie miałem pracy, więc kiedy Inge
zaproponowała mi ślub, stanowiło to rozwiązanie moich problemów finansowych. - Uniósł
głowę i spojrzał na Reithfer.
- Tak, wstyd mi z tego powodu.
Menkhoff miał już wyżej uszu Olivera Glcknera. Odwrócił się i zrobił kilka kroków w
kierunku wyjścia, po czym znów stanął.
- Proszę podać pani komisarz adres i telefon pańskiej... przyjaciółki. - Po czym zwrócił
się do Reithfer:
- Czekam na ciebie na zewnątrz.
Kiedy wyszedł na dwór, najpierw głęboko odetchnął kilka razy, a potem wybrał numer do
Brosiusa i zażądał zespołu do obserwacji Glcknera. Pózniej poszedł do samochodu i opadł
na fotel pasażera. Pomyślał, że jutro ma w końcu zobaczyć swoją córkę. I że nic z tego nie
będzie.
-45-
Pierwszą rzeczą, którą Eva ujrzała, otwarłszy oczy, była szara ściana z betonu. Ale
dopiero po dłuższym czasie apatycznego wpatrywania się w nią, zdała sobie sprawę, co to
jest. Nie był to dla niej znajomy widok i gdy uświadomiła sobie, co właściwie widzi, w jednej
chwili serce zaczęło jej walić jak młotem. Siedziała na zimnej posadzce, w kącie, na prawo od
niej znajdowała się również ściana z szarego betonu, w której środek wmontowano stalowe
drzwi. Gwałtownie odwróciła głowę w lewo i wystarczył jej jeden rzut oka, by zrozumiała
swoje położenie. Krzyknęła i w następnym momencie po prostu przestała oddychać.
Pomieszczenie mogło mieć wymiary dziesięć na dziesięć metrów, a wszystkie ściany
zrobione były z surowego betonu. Rozjaśniało je zimne światło jednej z trzech wiszących u
sufitu neonówek. Drugie stalowe drzwi znajdowały się pośrodku lewej ściany. Po obu ich
stronach na wysokości oczu wisiały dwa małe staromodne telewizory, całkowicie pokryte
brudem, które nie wyglądały, jakby miały jeszcze działać. Poza tym na ścianie po lewej
przytwierdzony był równie przestarzały naścienny aparat telefoniczny. Także na innych
ścianach i przed nimi wisiało czy też stało mnóstwo różnego rodzaju sprzętu, przestarzałego,
brudnego, a nawet po części zepsutego. Ale to nie widok tych rzeczy sprawił, że Evie
zabrakło tchu. Sprawiła to znajdująca się na środku pomieszczenia trumna. Eva ani przez
sekundę nie wątpiła, że to właśnie t a trumna, w której leżała już wiele razy. Był to klasyczny
model w formie skrzyni, wykonany z jasnego drewna, a po bokach przymocowane miał po
trzy mosiężne uchwyty. Za nóżki służyły cztery mniej więcej dziesięciocentymetrowe klocki
umieszczone w rogach. Nóżki jednak wisiały w powietrzu, ponieważ trumna spoczywała na
trzech drewnianych kozłach sięgających bioder.
Eva podparła się rękami o zimną posadzkę i wstała powoli, ani na sekundę nie
spuszczając z oczu trumny. Oddychała płytko, jakby każdy wydany przez nią odgłos miał
zapoczątkować coś potwornego, czego już nie dałoby się zatrzymać. Kiedy wreszcie zdołała
się wyprostować, oparła się o ścianę i przez chwilę została w tej pozycji. Opanował ją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]