[ Pobierz całość w formacie PDF ]
To było nic dobrego, ta dziewczyna powiedziała spokojnie. Nie powiedzia-
łabym tego w obecności Joe. Owinęła go dokoła palca. Takie jak ona to potrafią, tym
większa szkoda. Wie pan, jak to jest.
Tak, sir Henry wiedział, że tacy jak Joe wpadają najczęściej. Ufają ślepo i dlatego,
gdy przejrzÄ… nareszcie, wstrzÄ…s jest tym silniejszy.
Opuścił dom gubiąc się w domysłach. Stanął przed murem nie do przebicia. Joe
Ellis był w domu cały wieczór. Pani Bartlett miała go na oczach. Co więc można z tym
zrobić? Nie ma żadnego punktu zaczepienia. Z wyjątkiem tej podejrzanie szybkiej od-
powiedzi.
Cóż powiedział Melchett. To wydaje się przesądzać sprawę, prawda?
Tak zgodził się inspektor. Sandford jest już nasz. Bez żadnych wątpliwo-
ści. Sprawa jasna jak słońce. Według mnie dziewczyna i jej ojciec mogli szantażować go.
Nie ma dużych pieniędzy i nie chce, by sprawa dotarła do jego narzeczonej. Był zroz-
paczony i gotów na wszystko. Co pan na to? zapytał zwracając się z szacunkiem do
sir Henry ego.
Tak by się mogło wydawać przyznał komisarz. A jednak... nie wyobrażam
sobie, by Sandford mógł się zdobyć na taki czyn.
Ale zdawał sobie sprawę, że to marny argument. Nawet najłagodniejsze zwierzę jest
w stanie zaatakować, gdy czuje się przyparte do muru.
Chciałbym mimo wszystko porozmawiać z tym chłopcem, który słyszał krzyk
powiedział z nagła.
Jimmy Brown okazał się inteligentnym malcem, dość małym jak na swój wiek,
z ostrą, sprytną buzią. Poddał się przesłuchaniu z ochotą, trochę rozczarował się tylko,
gdy wypytywano go, co słyszał tamtego wieczoru.
Byłeś na drugim końcu mostu, jak zrozumiałem zagadnął sir Henry. Po
drugiej stronę rzeki. Czy widziałeś tam kogoś?
Ktoś spacerował po lesie. Chyba to był Sandford, ten architekt, który buduje taki
śmieszny dom.
Trzej mężczyzni spojrzeli po sobie.
152
To było na dziesięć minut, zanim usłyszałeś krzyk?
Chłopiec potwierdził.
Czy widziałeś jeszcze kogoś na brzegu od strony wsi?
Jakiś pan szedł tamtędy ścieżką, Szedł wolno i gwizdał. Mógł to był Ellis.
Nie mogłeś widzieć, kto to był przerwał mu ostro inspektor Drewitt. Była
mgła i już zmierzchało.
To przez tę piosenkę poznałem wyjaśnił chłopiec. Joe Ellis zawsze gwiżdże
to samo Chcę, by była szczęśliwa , bo tylko to zna. W głosie malca zabrzmiała nuta
zniecierpliwienia, że musi wyjaśniać rzecz tak oczywistą.
Każdy mógł gwizdać tę melodię powiedział Melchett. Czy ten człowiek
przechodził przez most?
Nie, odwrotnie. Szedł do wsi.
Wydaje mi się, że niepotrzebnie byśmy zawracali sobie głowę tym nieznajomym
mężczyzną powiedział Melchett. Usłyszałeś krzyk i plusk, a w chwilę pózniej zo-
baczyłeś ciało w wodzie i pobiegłeś po pomoc przez most do wsi. Czy nie widziałeś ni-
kogo w pobliżu?
Wydaje mi się, że szło dwóch mężczyzn z taczkami po ścieżce nad rzeką, ale z da-
leka nie widziałem dokładnie, czy szli do wsi, czy wracali. A pan Giles mieszka najbli-
żej, więc tam pobiegłem.
Postąpiłeś bardzo mądrze pochwalił chłopca Melchett. Bardzo mądrze
i roztropnie. JesteÅ› harcerzem, prawda.
Tak, proszÄ™ pana.
Bardzo dobrze. Bardzo dobrze.
Sir Henry milczał. Rozmyślał. Wyjął z kieszeni kawałek papieru, spojrzał na niego
i pokiwał głową. Wydaje się to mało prawdopodobne, a jednak... Postanowił odwiedzić
pannÄ™ Marple.
Przyjęła go w swoim miłym, nieco zagraconym saloniku.
Przyszedłem zdać sprawozdanie rzekł sir Henry. Obawiam się jednak,
że patrząc z naszego punktu widzenia sprawa ma się nie najlepiej. Chcą aresztować
Sandforda. I muszę przyznać, że mają powody ku temu.
A więc nic pan nie znalazł, by jakby to powiedzieć podtrzymać moją teo-
rię na ten temat? Wydawała się zmieszana i zaniepokojona. Musiałam się wobec
tego pomylić, całkowicie pomylić. Pan ma tak duże doświadczenie, z pewnością nie po-
minąłby niczego, gdyby coś było.
Z jednej strony nie wydaje mi się to prawdopodobne rzekł sir Henry. Ale
nie można zaprzeczyć faktowi, że mamy do czynienia z alibi nie do podważenia. Joe
Ellis przez cały wieczór mocował półki w kuchni, a pani Bartlett mu pomagała.
Panna Marple pochyliła się do przodu łapiąc gwałtownie powietrze.
153
To niemożliwe rzekła z mocą. Przecież to był piątek wieczór.
Piątek wieczór? powtórzył sir Henry nie rozumiejąc.
Tak, właśnie. Zawsze w piątek wieczorem pani Bartlett rozwozi pranie po lu-
dziach.
Sir Henry odchylił się głębiej na krześle. Przypomniał sobie, co mały Jimmy opo-
wiadał o gwiżdżącym mężczyznie. Tak, to by pasowało do reszty. Podniósł się z miejsca
ciepło ujmując pannę Marple za rękę.
Zdaje się, że już wiem powiedział. W każdym razie trzeba spróbować...
Pięć minut pózniej był z powrotem w domku pani Bartlett i spoglądał prosto
w twarz Joe Ellisowi, z którym rozmawiał w bawialni przepełnionej psami z porcelany.
Ellis, skłamałeś nam wczoraj wieczorem powiedział ostro. Nie mocowa-
łeś półek w kuchni między ósmą a pół do dziewiątej. Widziano cię przechodzącego nad
rzeką w kierunku mostu na kilka minut przez zabójstwem Rose Emmott.
Chłopak gwałtownie złapał ustami powietrze.
Jej nie zamordowano, nie. Musiała sama to zrobić, naprawdę. To do niej podob-
ne. Ja nie tknąłbym nawet włosa na jej głowie, na pewno nie.
Więc dlaczego skłamałeś, że cię tam nie było? łagodnie spytał komisarz.
Chłopak podniósł oczy, po czym zaraz spuścił je z powrotem.
Bałem się. Pani B. zobaczyła mnie tam i gdy dowiedzieliśmy się, co się stało, ona
pomyślała, że to niedobrze dla mnie. Ja powiedziałem, że zeznam, że pracowałem cały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]