[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ale ty, zamiast się zmienić, potrafiłeś tylko grozić mnie i moim rodzicom. Wymusiłeś na mnie powrót
szantażem. Tym razem nie uciekłam pod skrzydła rodziców. Chciałam zaszyć się jak najdalej od
ciebie, tak żebyś mnie nigdy nie znalazł. Jak widać, odjechałam za blisko.
Na twarzy Willa odmalował się wyraz triumfu.
- Mam swoje sposoby, znajdę cię wszędzie. Pamiętaj o tym, gdyby ci jeszcze raz wpadł go głowy
równie idiotyczny pomysł.
Patsy splotła ramiona, żeby ukryć ich gwałtowne drżenie. Nie chciała pokazać, jak bardzo się boi, że
mąż będzie zmuszał ją do powrotu.
- Nie wrócę do Oklahomy - oświadczyła dobitnie, patrząc Willowi prosto w oczy. - Ani ja, ani Billy. -
Patsy oczekiwała kolejnego, niepohamowanego wybuchu wściekłości. Ku jej zdziwieniu, Will nie
podniósł głosu, nie okazał złości. Wpatrywał się w żonę lodowatym, okrutnym spojrzeniem, pod
którym serce Patsy omdlewało ze strachu.
167
- To się jeszcze okaże - wycedził. - Zauważyłaś, że ta cela ma okno? Roztacza się stąd uroczy widok
na Main Street. Widziałem cię z tym twoim gachem.
Patsy zabrakło tchu z przerażenia. Nie uda mu się wciągnąć Justina w ich małżeńską wojnę. Napotkała
bezlitosny wzrok męża i zrozumiała, że to tylko pobożne życzenia.
- On nie jest żadnym moich gachem - oznajmiła z nadzieją, że jej uwierzy.
- Och, bez wątpienia znajdę świadków, którzy potwierdzą moją wersję.
- Chcesz powiedzieć opłaconych świadków".
- Jeśli okaże się to konieczne.
- Ten numer nie przejdzie, Will.
- Chcesz zaryzykować? Czy facet wart jest utraty syna? Patsy ogarnął gniew. Zapomniała o strachu.
- Nigdy nie odbierzesz mi syna! Nigdy, rozumiesz?!
- Zobaczymy.
- Przegrasz w sÄ…dzie.
- Czyżby? Mam pieniądze, władzę i wpływowych przyjaciół. Mogę dać dziecku wszystko, czego
potrzebuje. Billy jest w połowie Indianinem. To przemawia na moją korzyść. Nie potrafiłabyś go
wychować zgodnie z kulturą i tradycją naszych przodków, odebrałabyś mu indiańskie dziedzictwo.
- Od kiedy to interesujesz się swoim dziedzictwem? -przerwała mu zapalczywie. - Kultura twojego
plemienia obchodzi cię tylko na tyle, na ile da się wyzyskać do spektakularnych celów. Odwróciłeś się
plecami do swoich współplemieńców. Kiedy poświęciłeś choćby kilka minut swojej rodzinie? Kiedy
ostatni raz odwiedziłeś rodziców w rezerwa-
168
cie? Nigdy nie przywiązywałeś najmniejszej wagi ani do kultury przodków, ani do ich tradycji.
Natychmiast zorientowała się, że popełniła taktyczny błąd. Dotknęła bowiem czułego miejsca męża.
W istocie Patsy podejrzewała, że ich małżeńskie niesnaski przynajmniej w połowie wywodziły się z
podświadomego poczucia winy, jakie Will ukrywał na dnie serca. %7łeniąc się bowiem z białą
Amerykanką, zdradził swoje plemię, a rodzinie wymierzył okrutny policzek. Puszył się tym, że zdobył
jej miłość, lecz tak naprawdę Patsy była mu potrzebna jedynie do uwiarygodnienia publicznego
wizerunku.
- Wobec tego optymalnym wyjściem z sytuacji będzie przekazanie Billy'ego na wychowanie moim
rodzicom - odciÄ…Å‚ siÄ™ zimno Will. - I tak siÄ™ stanie, Patsy. Masz to jak w banku.
- Will... - zaczęła, gotowa błagać o litość. Zaraz jednak odzyskała panowanie nad sobą. Do tego
właśnie dążył. Chciał ujrzeć strach w jej oczach i usłyszeć błagalną nutę w jej głosie. Nie da mu tej
satysfakcji, choć trzęsie się ze strachu. - Przykro mi, że do tego doszło - odezwała się rzeczowym
tonem. - Był czas, że cię kochałam i szanowałam.
Przez moment Will wydawał się zaskoczony. Patsy nie czekała na jego odpowiedz. Musi jak
najszybciej opuścić to miejsce, pomyślała, nim pogorszy jeszcze sytuację kolejnym nieopatrznym
słowem. Wymaszerowała z aresztu z głową uniesioną wysoko. Kiedy drzwi zamknęły się za nią z
trzaskiem, straciła cały kontenans i oparła się o nie na wpół omdlała.
Justin zjawił się przy Patsy natychmiast, z twarzą zasnutą troską. Poprowadził ją do swojego biurka i
troskliwie usadowił na krześle.
169
- Napijesz siÄ™ czegoÅ›? Kawy? Kofeina postawi ciÄ™ na nogi.
- Nie, dzięki.
- Co ci powiedział?
- To samo co zawsze - odparła z bezmiernym znużeniem. - Grozi, że odbierze mi dziecko.
- Po moim trupie - zapewnił żarliwie Justin. - Nigdy do tego nie dopuszczę.
- Nie możesz tego zagwarantować.
- Dobrze, ja nie, ale Janet bez wątpienia może. - Ujął Patsy pod ramię i nakazał jej wstać. - Chodz, nie
traćmy czasu.
Patsy marzyła jedynie o powrocie do domu, o przytuleniu synka i o bezpiecznym schronieniu we
własnym łóżku. Tak postąpiłaby dawna Patsy, skarciła się surowo. Obecna będzie energicznie działać.
- Dokąd idziemy? - spytała, pozwalając się ciągnąć Justinowi.
- Porozmawiać z Janet. Dzwoniłem już do niej. Czeka na nas w biurze.
- Mówiła, że przeszła na emeryturę.
- Różne bywają emerytury. Janet ma swoją własną wersję bycia na emeryturze. Co prawda,
zrezygnowała z prowadzenia kancelarii ze względu na dziadka Harlana, ale wierz mi, aż się pali, żeby
wziąć twoją sprawę, i już ostrzy sobie zęby na twojego męża. - Uśmiech ożywił twarz Justina. -
Dlatego ociągała się ze sprzedaniem czy wynajęciem biura. Podejrzewam, że często przesiaduje tam
w ciągu dnia. Mężowi mówi, że jedzie do miasta, a tak naprawdę zaszywa się w swojej kancelarii. To
tylko moje domysły. Nigdy jej na tym nie
170
przyłapałem, ale też nie zauważyłem, żeby taszczyła do samochodu paczki z zakupami.
- Nie chciałabym, żeby pokłócili się z mojego powodu.
- Och, nie przejmuj się. Dziadek Harlan pewnie będzie się trochę awanturował, ale w głębi duszy zdaje
sobie sprawę, że Janet kocha swój zawód. Udało mu się przyhamować nieco jej zawodowe zapędy i
świetnie się bawi, udając, że pozwala jej sobą dyrygować.
Patsy westchnęła z zazdrością.
- Są wspaniałym małżeństwem, prawda?
- Znakomitym. Stanowią przykład udanej pary dla nas wszystkich. O ile się orientuję, babcia Mary
[ Pobierz całość w formacie PDF ]