[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na lufę blokując widoczność. Zanim ją strząsnął, Gonzales zdążył dobiec do
ogrodowych mebli z metalu, przewrócić żelazny stolik i schować się za nim, kiedy
dwie kule Bonda wzbiły w górę kępki trawy w miejscu, w którym przed chwilą był.
Mając solidną osłonę, zaczął lepiej celować i krótkie serie zaczęły trafiać
teraz w pień, podczas gdy pojedyncze kule z Sarage'a rykoszetowały od metalowego
blatu. Ponieważ Gonzales wychylał się to z prawej, to z lewej strony stołu,
Jamesowi nie było łatwo go trafić z broni, z której mógł prowadzić tylko
pojedynczy ogień. Kule zaczęły zbyt blisko trafiać w pień, toteż Bond schylił
się i przesunął na drugą stronę z zamiarem wybiegnięcia na łąkę i trafienia
przeciwnika od strony, z której był pozbawiony osłony. Jednakże Kubańczyk miał
najwyrazniej również dosyć tej patowej sytuacji, gdyż James biegnąc zauważył,
jak tamten wyskakuje zza zasłony stołu. Biegł ku tamie, by przedostać się nią do
lasu i zajść Anglika od tyłu. 007 stanął i uniósł broń - w tym momencie
dostrzegł go Gonzales. Przyklęknął i nacisnął spust, ale kule poszły górą. James
poczekał, aż krzyżyk celownika znieruchomieje na piersi tamtego i nacisnął
spust. Majora podniosło do półprzysiadu - z wyrzuconymi w górę ramionami, nadal
pakując kule prosto w niebo, runął do wody i znieruchomiał.
James poczekał chwilę, by upewnić się, czy nie udaje, po czym opuścił wolno broń
i rękawem wytarł spoconą twarz.
Kanonada odbijała się głośnym echem w dolinie. Daleko, po prawej, dostrzegł obie
dziewczyny biegnące co sił w nogach ku zabudowaniom. Jeśli nie one, to służące
niedługo podniosą alarm i w okolicy zacznie się robić tłoczno. Najwyższy czas
Strona 15
007- tylko dla twoich oczu.txt
wracać do Kanady.
Powoli ruszył ku klonowi. Gdy doń dotarł, Judy już tam była. Stała przytulona do
pnia, pokazując zbliżającemu się plecy i obejmując ramionami głowę. Prawy rękaw
przesiąknięty był krwią, a materiał na przedramieniu został przestrzelony. Auk i
kołczan leżały na ziemi, a ich właścicielka drżała na całym ciele.
Podszedł do niej i objął za ramiona.
- Spokojnie, Judy. Już po wszystkim. Co z ręką?
- Nic, coś mnie uderzyło - głos był stłumiony. - Ale reszta... to było
okropne... nie... nie wiedziałam, że to będzie takie straszne.
- Musiało tak być, bo w przeciwnym razie oni by cię zabili. To byli zawodowcy, a
tacy są najgorsi. Mówiłem ci przecież, że to zajęcie dla mężczyzny. Uspokój się
teraz i pozwól mi obejrzeć tę ranę. Musimy iść do granicy kanadyjskiej. Wkrótce
będzie tu pełno policji.
Odwróciła się do niego z twarzą mokrą od łez. Wyraz szarych oczu był teraz
zrezygnowany i posłuszny.
- To miłe z twojej strony, że jesteś taki, i to po tym, jak się zachowywałam
wobec ciebie. Byłam... nie byłam poprzednio sobą.
Wyciągnęła rękę, a on rozciął koszulę wyjętym zza jej pasa nożem. Kula poszła
bokiem i po zewnętrznej stronie mięsień był lekko naruszony, ale rana nie była
grozna. Wyjął chustkę, rozciął ją na trzy części, które związał razem, a
następnie przemył zranienie zawartością manierki. Wziął jedną z kanapek, jakie
miał ze sobą i położył na ranie chleb nie posmarowaną stroną, po czym zawiązał
wszystko chustką. Z rękawa zrobił temblak i zawiązał go na szyi dziewczyny. Przy
wykonywaniu tej czynności jej usta znalazły się o parę cali od jego ust, toteż
pocałował ją wpierw lekko, a potem jeszcze raz, głęboko i mocno. Spojrzał w jej
oczy - były zaskoczone i szczęśliwe. Pocałował ją jeszcze raz - tym razem w
kąciki ust. Uśmiechnęła się powoli. Odsunął ją od siebie i w odpowiedzi
uśmiechnął się również, ujmując jej prawą rękę i umieszczając ją w przygotowanym
temblaku.
- Dokąd mnie zabierasz? - spytała zaciekawiona.
- Do Londynu, gdzie pewien starszy pan bardzo chce cię zobaczyć. Ale najpierw
musimy dostać się do Kanady, gdzie muszę porozmawiać z jednym z moich znajomych
i wyprostować twoje sprawy paszportowe. Poza tym trzeba ci kupić trochę rzeczy,
a to zajmie parę dni. Zatrzymamy się w miejscu, które nazywa się KO-ZEE Motel.
Spojrzała na niego uważnie. Była teraz zupełnie inna niż przy pierwszym
spotkaniu.
- To może być miłe - powiedziała miękko. - Nigdy dotąd nie byłam w motelu.
James schylił się i pozbierał broń, przewieszając strzelbę i łuk przez ramię, po
czym odwrócił się i tym razem wyprostowany ruszył przez łąkę.
Poszła jego śladem, zdejmując jednocześnie przytrzymującą włosy opaskę. Blond
włosy rozsypały się na wietrze, opadając jej na ramiona.
Strona 16 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire