[ Pobierz całość w formacie PDF ]
każdym razie wiem już przynajmniej, kogo zamordowano.
Walczak gwizdnÄ…Å‚ z uznaniem.
- No to kolosalny krok naprzód. Zaciekawiasz mnie. Mów. Downar streścił
dotychczasowy przebieg śledztwa. Walczak słuchał uważnie, kiwając głową i wypuszczając
kłęby dymu.
- Więc powiadasz, że w tym mieszkaniu naprzeciwko nie znalazłeś odcisków palców,
które pokrywałyby się ze śladami pozostawionymi przez nieznanego faceta na szybie w
mieszkaniu Natorskiego?
- Nie. Szukaliśmy bardzo starannie.
- No cóż... To właściwie niczego nie dowodzi. Od tego dnia upłynęło sporo czasu.
Zlady mogły zostać zatarte.
- Oczywiście.
- Ale to diabelnie ciekawa historia z tym drugim Natorskim. Chcesz siÄ™ z nim
zobaczyć?
- Sądzę, że to niezbędne. Właśnie w tej sprawie chciałem się z tobą naradzić.
Walczak splótł dłonie na brzuchu i z zapałem zaczął kręcić palcami młynka.
- Musisz tę rozmowę przeprowadzić bardzo delikatnie. Nie wiesz przecież właściwie,
jaką ten facet gra rolę w całej sprawie. Poza tym nie możesz też wierzyć temu pomocnikowi
optyka. Diabli wiedzÄ…, ile w tym wszystkim jest prawdy.
- Tak, tak - powiedział Downar. - Ten facet bardzo mi się nie podoba. Albo to
skończony dureń, albo za takiego chce uchodzić.
- Musisz zastanowić się nad tym, jaki mógł mieć ukryty cel w tym, aby napuścić cię
na Natorskiego z Wawelskiej.
- Właśnie. Przecież tę całą historię z zamianą oprawki opowiedział mi właściwie sam,
z własnej woli, to znaczy prawie z własnej woli.
Walczak spojrzał bystro na przyjaciela.
- Słuchaj no, Stefuś, czyś ty czasem nie nakładł temu optykowi po mordzie?
- Zwariowałeś? - oburzył się Downar.
- Nie. Ja tylko tak pytam. Wiem przecież, że ty czasem bywasz nerwowy podczas
śledztwa.
- Bądz spokojny. Nie stosuję żadnego mordobicia.
- To ci się chwali. Ale co do tego, to masz rację. Przecież ten facet nie był zmuszony
opowiadać ci tej całej historii. W tej sytuacji masz więc do wyboru dwie ewentualności: albo
po prostu tak było naprawdę i nic się poza tym nie kryje, albo też z jakiegoś powodu
napuszcza ciÄ™ na tego drugiego Natorskiego.
- Czy uważasz, że powinienem pójść do niego wprost i przedstawić mu się jako oficer
śledczy?
- Myślę, że tak. Jeżeli facet jest jakoś zaplątany w tę sprawę, to wie już na pewno i o
śmierci Teodora Hertza, i o tym, że ty byłeś na Pradze. Albo już prysnął, albo jest dobrze
przygotowany na wizytę milicji. Jeżeli natomiast nic z tym nie ma wspólnego, to
niepotrzebnie będziesz odgrywał jakąś rolę. Poza tym jako oficer milicji możesz zadać każde
pytanie, gdy tymczasem, udając jakąś neutralną osobę, będziesz skrępowany. Nie, nie, wydaje
mi się, że powinieneś w tym wypadku wystąpić w swej własnej roli. Tylko musisz go
zgrabnie zagiąć. Downar pokiwał głową.
- Masz rację. Tak też i zrobię. Powiedz mi jeszcze, Karolku, czy ciągle jeszcze
obstajesz przy tym, żebym poszedł do cyrku?
- No cóż... Właściwie nikt z nas nie jest fachowcem w rzucaniu nożem. Sądzę, że
warto by dokładnie sprawdzić tę sprawę. Odległość, celność rzutu. Dobrze by było pogadać z
kimś z tej branży. Z tego, co mi opowiadałeś, wynika, że mieszkanie pani Wiśniewskiej
nadaje siÄ™ do takiej imprezy.
- Jak najbardziej. Babka wynajmuje pokój na godziny, a nawet na całą noc.
- Czy wydaje ci się, że ona mogłaby być w to zamieszana? Downar wzruszył
ramionami.
- Boja wiem. Prawdę mówiąc, nie wygląda na kochankę miotacza noży. Typowa
bajzelmama, draśnięta zębem czasu. Ale diabli ją wiedzą. Przyznam ci się tylko, że cała ta
historia z rzucaniem nożem przez okno wydaje mi się trochę za bardzo niezwykła,
powieściowa.
- Zgadzam się z tobą - przytaknął Walczak. - Ale jak inaczej wytłumaczysz to, co się
stało? W mieszkaniu znajduje się dwóch ludzi, Natorski i ten optyk. Jeżeli zakładamy, że
Natorski nie jest mordercÄ…, to...
Downar siedział zamyślony. Powiedział bez zapału:
- Tak, tak, masz rację. To jest właściwie jedyna prawdopodobna koncepcja.
- Tym bardziej że mieszkanie tej starej z naprzeciwka tak genialnie pasuje do tej
historii. No cóż, ostatecznie zdarzają się ludzie, którzy umieją celnie rzucać nożem. Masz do
czynienia z dobrze zorganizowaną, międzynarodową bandą i ktoś z tej bandy posiada tę
umiejętność. Dawny marynarz czy cyrkowiec...
Downar chodził po pokoju i gryzł palec.
- Cholera. Jakoś mi to ciągle nie pasuje. Nie mogę uwierzyć. Zasadniczo zgadzam się
z tobą, ale nie mogę uwierzyć.
- Mój drogi, przecież ja ci nie bronię stworzyć jakiejś nowej teorii w tej sprawie -
powiedział nieco dotknięty Walczak. - Tylko że ta nowa teoria musi mieć ręce i nogi.
Wyjaśniłem ci, w jaki sposób zostało otwarte okno i dowiodłem tego. Odciski palców
Teodora Hertza na szybie. Nie może być wątpliwości, że to on otworzył okno. Prawą ręką
chwycił za klamkę, a lewą oparł o szybę. Wszystko gra.
- A chciałbym spróbować dowieść tego, że drzwi zostały otwarte - uśmiechnął się
Downar.
Walczak wysunÄ…Å‚ sceptycznie dolnÄ… wargÄ™.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]