[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozglądać się za jakąś restauracją. To była jedyna rzecz, jakiej
teraz potrzebowali. Kiedy zobaczył znak Papago Park"
skręcił.
Przed nimi zielenił się mały skwerek. Nie było więc mowy
o wmieszaniu się w tłum. Skalista ziemia, kilka stołów i
parasole osłaniające przed prażącym słońcem... Choć park
wydał się Dexowi niezwykle urzekający, zdecydował, że nie
mogą tu zostać. Ich lśniące białe auto niewątpliwie
przyciągnęłoby uwagę wszystkich.
Wybrał zatem zoo. Choć był wczesny ranek, a może
właśnie dlatego, parking osłonięto obszerną płachtą. Dex
zaparkował między ciężarówką i autobusem szkolnym.
- Zapałałeś nagłą chęcią nakarmienia słoni? - zapytała,
kiedy zgasił silnik.
- Dlaczego nie? - zaśmiał się. - Zasługujemy na
odpoczynek.
- A możemy sobie na to pozwolić? Otworzył drzwi,
wpuszczając do środka
ciepłe powietrze.
- A możemy sobie nie pozwolić? - wymamrotał, ale i tak
nie usłyszała.
Wmieszali się w grupkę starszych pań, leniwie się
przechadzajÄ…cych, i razem z nimi weszli na drewniany most
zwodzony, który prowadził do bramy wejściowej. Kilka
kobiet zatrzymało się, by nakarmić przepływające kaczki.
Do środka weszli razem z wycieczką szkolną. Za bramą
odłączyli się od rozkrzyczanej gromadki dzieci i podążyli w
kierunku stolików.
- Hej! - zawołała Elizabeth, potykając się, - Zwolnij
trochÄ™!
Dex rozejrzał się. Nikt nie szedł ich śladem, zresztą nie
spodziewał się tego.
- Dlaczego tak pędzisz? - zapytała. - Obawiasz się
czegoÅ›?
Zaprzeczył ruchem głowy. Nie chciał przecież jej
martwić.
- Umieram z głodu, a ty nie? Wyraznie odetchnęła z ulgą.
- Pić mi się chce - odpowiedziała.
- Dobrze. - Posadził ją pod rozłożonym parasolem. -
Woda, kawa czy lemoniada?
- Wszystko mi jedno, byle z lodem - odparła, osłaniając
rękoma zmęczoną twarz. - Nie musisz się spieszyć. Nigdzie
nie ucieknÄ™.
- Dobrze się czujesz? - Dex zapytał po chwili.
- Zawsze dobrze się czuję. - Spojrzała na niego znacząco.
Zmarszczył czoło, zastanawiając się, co ją napadło.
Doszedł do wniosku, że musi być po prostu bardzo zmęczona.
Ostatnie dni były tak ciężkie, że powaliłyby każdego... Ona
jednak dzielnie się trzymała i za to ją podziwiał.
Bufetowa przygotowywała hot - dogi, podczas gdy on
rozmyślał o pocałunku przed domkiem Jane. Znów poczuł
wzbierającą w nim falę... pożądania. Ten pocałunek sprawił,
że zupełnie zmienił zdanie o Elizabeth. Jeszcze trzy dni temu
była dla niego tylko twardą, upartą kobietą...
Spojrzał na nią. Siedziała na ławce i przyglądała się
pawiom, które wydziobywały pozostawione przez turystów
okruchy. Jasne, opadające na ramiona włosy, blada, pokryta
piegami twarz, szczupła talia i ten podkoszulek... Wyglądała
raczej jak uczennica, a nie bezlitosna - dyrektor banku...
Wiedział, że nie była już tą kobietą, która porwała go w San
Francisco, nie była kobietą, która z uporem szła boso podczas
ulewy, ani tą, która tańczyła z pijanym marynarzem. Tamta
kobieta była silna i bezwzględna, ta potrzebowała pomocy.
Podszedł do niej i położył jedzenie na stoliku.
- Chcesz trochę? - zapytał.
- Może trochę - zgodziła się, sięgając po napój.
Dex uśmiechnął się lekko, ale znów się zmartwił.
- Nie ma potrzeby, żebyś panikowała za każdym razem,
kiedy widzisz policjÄ™.
Znieruchomiała i spojrzała na niego uważnie.
- A ty, jak byś się zachowywał, gdyby ciebie szukano?
- Nie wiemy przecież, kogo szukają.
- Jestem niewinna, jeśli o to ci chodzi.
- Nie to miałem na myśli - Dex wyznał szczerze i
przysunął się do niej. - Przestań się martwić. Wymyślimy coś.
- A kto się martwi? - zapytała z oburzeniem Elizabeth.
Wstała. Podeszła do żelaznego kubła na śmieci i wyrzuciła
resztki. Gdy wróciła, usiadła tyłem do stołu, wciąż popijając
lemoniadÄ™.
- Wiedziałeś o tym, że pawie kichają? Zaśmiał się z tej
niedorzeczności.
- Nie, nie wiedziałem.
- Ten kichnął, gdy cię nie było - powiedziała, słomką
wskazując samca. Potrząsnęła głową. - Nie podejrzewałam, że
ptaki kichajÄ….
- Podejrzewam, że każdy, kto ma nos, kicha.
- Ale pawie nie mają. Oddychają tylko małymi otworkami
w dziobach. - Westchnęła. - To niesprawiedliwe, że tak
majestatyczne ptaki muszą robić coś tak pospolitego. - Usiadła
niżej i pijąc, obserwowała oddalającą się królewską parę.
Dex, wpatrujÄ…c siÄ™ w cudowny profil Elizabeth,
uświadomił sobie, że nigdy nie podejrzewałby jej o tak
wrażliwą naturę.
Podmuch wiatru przyniósł nieprzyjemny zapach zwierząt.
- Przejdziemy się? - zaproponowała.
Spacerowali, obserwując zwierzęta. Starali się omijać
zatłoczone miejsca i wybrali cichą alejkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]