[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znalezione w stanie uskrzydlonym, czyli nie nadającym się do użytku. Dlaczego to zrobił? Czysta
złośliwość? Naukowcy twierdzą, że czyn ten wskazuje na inteligencję wyższego rzędu i że ta
inteligencja, wraz z ujawnioną już straszliwą mocą, może bardzo utrudnić miejscowym władzom
zabicie tego potwora. Profesor Wuvb jest jednym z tych ekspertów. Uważa on, że jedynie poprzez
właściwą psychosocjologicz-ną ocenę postępowania potwora w kontekście szczególnego środowiska
64
kulturalnego, z jakiego najwyrazniej się wywodzi, można będzie wypracować odpowiednie
kontrśrodki dla uratowania planety. Dlatego w interesie uratowania flef-nobości zaprosiliśmy dziś
profesora, aby przedstawił nam swoje poglądy. Oddaję myśli profesorowi Wuvbowi.
W chwili gdy nowy głos zaczął złowieszczo: - "Aby zrozumieć dane środowisko kulturalne,
musimy najpierw zadać sobie pytanie, co rozumiemy przez kulturę. Czy chodzi nam na przykład
o..." - Manship dotarł do lądowiska.
Wyszedł na jego płaszczyznę w pobliżu narożnika, gdzie Rabd zaparkował swego trójsilnikowca
pomiędzy olbrzymim frachtowcem międzyplanetarnym, na którym właśnie odbywał się załadunek,
a czymś, co Manship z pewnością wziąłby za dom towarowy, gdyby nie wiedział, jak mylne są
jego wyobrażenia o tutejszych odpowiednikach obiektów ziemskich.
Nie dostrzegł żadnych strażników, lądowisko nie było szczególnie jasno oświetlone, a wszyscy
w pobliżu byli zajęci załadunkiem frachtowca.
Nabrał tchu i popędził w stronę stosunkowo niewielkiego, owalnego stateczku, który miał na
szczycie i u spodu wgłębienia, przez co przypominał olbrzymie metalowe jabłko. Dopadł go, obiegł z
prawej strony, dopóki nie znalazł zygzakowatej linii oznaczającej wejście, po czym wcisnął się do
środka.
Raczej chyba nikt go nie spostrzegł. Poza cichymi poleceniami kierujących załadunkiem
wielkiego statku obok, słyszał tylko głośne myśli profesora Wuvba, który snuł pajęczynę zawiłych
wywodów socjologicznych. - "Dochodzimy więc do wniosku, że przynajmniej pod tym względem
płaskooki potwór nie jest typowym przykładem wzorcowej osobowości analfabety. Jednak, jeśli
podejmiemy próbę powiązania cech charakterystycznych kultury miejskiej z okresu przed
wynalezieniem pisma...
Manship poczekał, aż zamkną się drzwi wejściowe, po czym wspiął się po stromych,
podobnych do drabiny, lecz spiralnych schodach do sterowni. Usadowił się dość niewygodnie przed
główną tablicą rozdzielczą i zabrał się do pracy.
Wciskanie palcami przycisków zaprojektowanych dla macek sprawiało pewne trudności, ale nie
miał wyboru. "W celu rozgrzania silników napędu Bulvonna..." Ostrożnie, bardzo ostrożnie obrócił
trzy górne cylindry o trzysta sześćdziesiąt stopni. Potem, gdy na prostokątnym ekranie po lewej
zaczęły się pojawiać czerwono-białe pasy, szarpnął dużą gałką wystającą z podłogi. Na zewnątrz z
wyciem odpaliły silniki. Pracował niemal bez udziału świadomości, pozwalając pamięci przejąć
kontrolę nad rękami. Zupełnie jak gdyby to sam Rabd uruchamiał statek.
Kilka sekund pózniej oderwał się od planety i poleciał w Kosmos.
Przełączył się na napęd międzygwiezdny, nastawił automatycznego pilota na obiekt
astronomiczny 649-301-3 i rozsiadł się na podłodze. Nie było nic do roboty do chwili lądowania.
W tym względzie miał pewne obawy, ale jak na razie wszystko tak dobrze szło, że czuł się niemal
gwiazdowym wygą. "Manship Złota Rączka" - uśmiechnął się w duchu z zadowoleniem.
Zgodnie z obliczeniami znalezionymi w podświadomości Rabda, powinien dotrzeć do Ziemi - przy
maksymalnym ciągu napędu Bulvonna - za jakieś dziesięć do dwunastu godzin. Będzie więcej niż
trochę głodny do tego czasu, ale... Jaką zrobi sensację! Chyba nawet większą niż na planecie
flefnobów. Płaskooki potwór strzelający promieniem wysokiej częstotliwości...
Co to był ten promień? Wszystko, co czuł za każdym razem, gdy flefnob rozpuszczał się pod
jego spojrzeniem, to był zwykły strach. Był śmiertelnie przerażony, że miotacz rozerwie go na
kawałki i w wyniku tego strachu najwyrazniej coś z siebie wyrzucał, i to coś zabójczego, jeśli sądzić
po rezultatach.
Możliwe, że to adrenalina, wydzielana w chwili stresu przez organizm ludzki, zle wpływała na
ciała flefnobów. A może w umyśle Człowieka przebiegała w takich chwilach całkowicie psychiczna
reakcja, której promieniowanie sprawiało, że flefnoby dosłownie się rozpadały. To by się nawet
zgadzało.
Jeśli on był uwrażliwiony na ich myśli, to i oni w jakiś sposób powinni być na jego. I
najwidoczniej wtedy, gdy bardzo się bał, ta wrażliwość objawiała się w tragiczny sposób.
Rozparł się z rękoma pod głową i rzucił okiem na mierniki. Wszystko działało jak należy. Brązowe
kręgi pulsowały na tablicy sekkel dokładnie tak, jak według mózgu Rabda powinny; niewielkie ząbki
na krawędzi tablicy rozdzielczej jednostajnym ruchem przesuwały się z lewej strony na prawą,
wizjoekran pokazywał... WIZJOEKRAN!!!
Manship skoczył na równe nogi. Wizjoekran pokazywał chyba wszystkie pojazdy armii i floty
kosmicznej flefno-bów - nie mówiąc już o ciężkich maizeltooverach - ścigające go z wielką
szybkością. I były coraz bliżej!
65
Jeden olbrzymi statek już prawie go dogonił i wysyłał jasne promienie, które, jak Manship
pamiętał ze wspomnień Rabda, oznaczały haki abordażowe. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire