[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Aż tak lało? Wcale nie wiedziałem. Byłem w kościele.
Ta myśl rozbawiła mnie, co oczywiście może świadczyć o infantylności.
ROZDZIAA SZÓSTY
W hotelu czekał na mnie liścik. Bez pozdrowień czy nagłówka, bez żadnego
 Szanowny panie itede.
Podtrzymuję aktualność pańskiego zaproszenia i pozwalam zabrać się na ko-
lację  przeczytałem  ale stolik zarezerwowałam tutaj, w moim hotelu. Mam
nadzieję, że Pan nie ma nic przeciwko tolerowaniu kobiecych kaprysów.
Joan Terrill
Najwyrazniej ona podpisała to zrazu tylko imieniem  Joan i dopiero potem
dodała nazwisko.  Terrill było dopisane nieomal innym charakterem pisma. Roz-
bawiła mnie tym, a doprawdy potrzebowałem rozbawienia. Napracowałem się
i rozmowa z księdzem stanowiła jakieś wyzwanie dla mnie. Na domiar wszystkie-
go musiałem czekać w ogonku, żeby się dostać pod prysznic w ogólnej łazience,
dosyć oddalonej od mojego pokoju.
Joan Terrill, kiedy przyszedłem do jej hotelu, siedziała w hallu. Była w ciem-
noniebieskiej sukience, w której przedtem jej nie widziałem, i w niedbale prze-
wiązanym jasnoniebieskim szaliku. Wydawałoby się, że te kontrastowe odcienie
błękitu i szafiru nie będą podkreślać kasztanowatego tonu jej włosów, a jednak
podkreślały. Zarezerwowała lożę za główną salą restauracyjną, tę samą lożę, jed-
ną z trzech pod zachodnią ścianą, gdzie widziałem ją z Janem  przytulną wnękę
z pseudokamiennym łukiem zdobnym w pseudołeb lwa. Każda z tych lóż dawała
pewne odosobnienie w zatłoczonej sali.
 Co pani knuje?  zapytałem.  Jakieś egzorcyzmy? Odżegnywanie du-
cha?
 Może. Ale nie powinien pan zwracać na to uwagi.
 Dlaczego?
 Dlatego, że są pewne tereny zawarowane wyłącznie dla kobiet. Po pro-
stu kobiety czują się na nich bezpiecznie, a spostrzegawczy mężczyzni udają, że
o nich nie wiedzÄ….
 Spostrzegawczy mężczyzni może udawali kiedyś! I to niekoniecznie!
W czasach wiktoriańskich albo edwardiańskich. Teraz już nie udają.
120
Spokojnie patrzyła mi w oczy.
 Jeszcze bywają mężczyzni przyzwoicie powściągliwi. Pan jest czy też
mógłby być jednym z nich. Mniejsza o to. Zerkniemy na jadłospis?
Zerknęliśmy na jadłospis. Zaczynałem rozumieć, jak Joan Terrill przetrwała
w świecie szorstkich, bezceremonialnych ludzi w college u i w redakcji  Glo-
busa , i wszędzie indziej. Ona świetnie panowała nad swoim zawarowanym dla
kobiet terenem. Nauczyła się zatrzymywać wszelkich ewentualnych intruzów na
linii granicznej. Z pewnością bardzo jej nie lubiano w wielu grupach, w wielu
środowiskach.
Zamówiliśmy cielęcinę i, chociaż w książkach kucharskich wyraża się co do
tego wątpliwości i zastrzeżenia, białe wino. Wzniosłem toast.
 Jedzie pani do kraju  powiedziałem.  Pijemy za następne pani zadanie,
jakiekolwiek ono będzie!
Uroczyście trąciła się ze mną kieliszkiem.
 Prawdopodobnie wejdę z powrotem w moją koleinę badań, bibliotek, ksią-
żek i listów.
 Tutaj we Friedheim poradziła pani sobie bardzo dobrze, prawda?
 Raczej tak  machnęła ręką niedbale.  Ale nie jestem typową kore-
spondentką. Ja wiem. Gdyby to ode mnie zależało, chyba chciałabym nią być.
Mniejsza o to! Miałam dzisiaj fantastyczne przeżycie. Wciąż mi chodzi po gło-
wie.
 Jakie przeżycie?
 Poszłam jeszcze raz na misteria. Pan wiedział, że pójdę. Ale nie na całość.
Początek opuściłam  umilkła na chwilę, koniuszkiem języka oblizując wargę
i odwracając wzrok.  Kiedy Jezus został już skazany, ściemniło się. Ta burza
nadciągała szybko, wprost przerażająco. Błyskało, kiedy przybijali Go do krzyża,
i deszcz lunął akurat wtedy, gdy te krzyże dzwignęli do góry.  Znów zamilkła na
chwilę.  Zupełnie tak, jak tamtego dnia na Kalwarii, zupełnie tak, jak Ewangelia
to opisuje. W życiu swoim nie widziałam nic podobnego. I w życiu swoim już nie
zobaczę. Człowiek na krzyżu chłostany deszczem.
 Pani chyba nie wierzy, że to był jakiś cud?
Powoli potrząsnęła głową.
 Nie. Chciałabym w to wierzyć. Ale naprawdę nie wierzę.
 W tej porze roku burze często przechodzą nad tą doliną  powiedzia-
łem.  Efekt z burzą przy ukrzyżowaniu prawdopodobnie powtarza się nieraz.
I myślę, że wtedy specjalnie oni to z burzą synchronizują.
 Lepiej tak nie myśleć  zadumana łyknęła trochę wina i spojrzała na mnie
sponad kieliszka.  Nie ja jedna wracam do kraju  powiedziała.  Pan też. Co
pan będzie robił?
 Sam nie wiem. Są obrazy, które chcę namalować. Mój własny wybór tema-
tów, rzecz jasna, i moje własne potraktowanie tych tematów. Potentaci z książecz-
121
kami czekowymi bardziej lubią malarzy, którzy pracują pod dyktando albo służą
jakimś sprawom, albo uwieczniają poprawność.
 Pan tego nie robi?
 Jak dotÄ…d nie.
Spojrzała gdzieś niedaleko. Nie próbowała mówić mi, że ja mam rację i że
ostatecznie wygram trzymając się swoich zasad, ani że prawdziwy artysta stawia
sztukę ponad wszystkim innym. Była zbyt uczciwa, żeby częstować mnie takimi
komunałami.
 Wierzę, że pan znajdzie zadowolenie w swojej pracy  powiedziała. 
Pan także zabiera coś z Friedheim, coś, czego pan jeszcze nie zgłębił.
 Nie wiem.
Chętnie bym jej opowiedział o Bonifacym Rohlmannie, ale musiałem się tej
pokusie oprzeć. Brakowało mi linii startu. Ona by nie zrozumiała tła. A właśnie
tła nie potrafiłbym jej wyjaśnić, bo sam go nie rozumiałem. Wszystkie wrażenia
z Friedheim, przyszłość i terazniejszość mogły mieć pointę w historii Rohlmanna
i jego obrazu, gdyby znało się tę historię w całości, cóż, kiedy całej historii żadne-
go człowieka nie zna się nigdy. Obszary na mapach życia zakreskowane dyskret-
nie przemilczeniami niby to błahymi stają się najistotniejsze, ponieważ historię
człowieczą zniekształcają.
 Mam tylko jedno pragnienie przed wyjazdem  powiedziała Joan Ter-
rill.  Pragnę zobaczyć Friedheim znowu z tego miejsca, gdzie pan narysował
krowę. Pragnę dziś zobaczyć wyraznie kształt gwiazdy.
 Może nie być wyrazny. Ludzie tu wcześnie chodzą spać i dziś nie jest
sobota.
 Nie możemy popatrzeć?
 Możemy oczywiście.
Wyszliśmy na ulice miasteczka jeszcze pełne życia. Bardzo dużo przyjezd-
nych, którzy zobaczyli już misterium, wracało do Monachium wieczornymi au-
tobusami, i bardzo dużo przybywało tych, którzy chcieli zobaczyć misterium na-
zajutrz. Przeważnie Niemcy, trochę Słowian, trochę Francuzów. Panował gwar
pomieszanych języków europejskich jak zawsze miły dla ucha.
Przy fontannie zobaczyliśmy sporo młodzieży. Większość siedziała na bruku,
były dwie gitary. Zpiewali stare piosenki niemieckie, sentymentalne, melodyjne,
bardzo dalekie od hałaśliwych produkcji hippisów. W Niemczech oczywiście też
są hippisi, ale Friedheim nie leży na ich trasie, taka sceneria raczej do nich nie
przemawia.
Staliśmy w mroku, Joan i ja, słuchając bez słowa. Komentarze były tu zby- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire