[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czujÄ™ siÄ™ niezbyt dobrze.
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Jak przez mgłę widziała, jak podchodzi do niej i kładzie jej dłoń na czole.
- Jesteś cała rozpalona. Dlaczego nic nie mówiłaś?
- Kłóciliśmy się przecież.
Andreas zaklął i wziął ją na ręce.
- Postaw mnie - protestowała. - Nie jestem aż tak chora. Mogę iść.
- Bądz cicho! - burknął i ruszył z nią ku schodkom do holu.
- Głowa mi pęka - poskarżyła się. - I cała się trzęsę.
- To się nazywa udar słoneczny. Masz mdłości?
- Tak. Już raz wymiotowałam. Przepraszam - dodała, przytulając głowę do je-
go ramienia i nienawidząc się, że tak jej z tym dobrze. Po chwili poczuła, że układa
ją na chłodnej, miękkiej pościeli.
- Popatrz na swoje ręce - rzekł gniewnie.
- PiekÄ… mnie trochÄ™.
- Przydałby się lekarz.
- Tego by tylko brakowało - westchnęła. - Wezwij doktora Papandoulisa,
niech zobaczy, jak twoja zbłąkana żona leży w łóżku zarezerwowanym na ogół dla
twoich kochanek.
- Parakaló? - Wyprostował się gwałtownie.
- Niedawno widziałam cię na rozkładówce w kolorowym pisemku z jakąś
gwiazdeczkÄ… przyklejonÄ… do ciebie niczym rzep, przed udaniem siÄ™ do twego azy-
lu na wyspie".
- Nie sprowadzam kobiet na wyspę - oburzył się.
Louisa nie uwierzyła mu. Nagle poderwała się na równe nogi.
- Spałeś z nią w tym łóżku?
- Nie, co ty...
- To dlatego zbudowałeś tę willę? Aby sprowadzać tu potajemnie kobiety?
S
R
Nic dziwnego, że jest tu tak mało mebli. Tobie potrzebne tylko łóżko. Wzywałeś
doktora Papandoulisa, gdy któraś z pań zachorowała?
- Louiso, ty...
- Nie odzywaj się do mnie! Dość już powiedziałeś. Jak ci nie wstyd mówić o
zwrocie pięciu straconych lat, gdy miałeś inne kobiety...?
Andreas bladł i czerwieniał na przemian.
- Agape mou, nie...
- Trudno mi uwierzyć, że pozwoliłam ci się dotknąć po tym wszystkim, co ze
szczegółami pisano o tobie i tych rozpustnicach, z którymi zadawałeś się przez pięć
lat.
- To nie było tak, jak myślisz.
Wyciągnął ku niej rękę.
- Nie dotykaj mnie! Niedobrze się czuję. Nie chcę tu być.
- Powinnaś się położyć.
- Nie wejdę do tego łóżka.
- Theos! - wybuchnął. - Jest zupełnie nowe. - Pochylił się i odrzucił w nogi
łóżka niebieską kołdrę. - Przywieziono je tu wczoraj razem z innymi meblami, bo
wiedziałem, że nie zechcesz zamieszkać w willi rodziców. Nie widzisz, że dom jest
dopiero urządzany? I nigdy, nie tylko tu, ale w ogóle na wyspę, nie sprowadziłem
kobiety! Nie powinnaś wierzyć w brednie drukowane w tych kolorowych szma-
tławcach! A teraz właz do łóżka, bo inaczej cię zamorduję.
Po tych słowach odwrócił się i wybiegł z pokoju, trzasnąwszy drzwiami.
Nie miała zamiaru mówić tego wszystkiego. To się po prostu samo z niej wy-
lało! Zdjęła top i spódnicę i weszła pod kołdrę, zakrywając się po czubek brody.
Głowa jej pękała, skóra ją piekła, bolał brzuch. Nienawidziła Andreasa.
Przyrzekła sobie, że się stąd wyrwie, jak tylko poczuje się trochę lepiej.
- Proszę! - dobiegł ją stanowczy głos.
Otworzywszy z trudem oczy, zobaczyła stojącego nad nią Andreasa ze
S
R
szklanką jakiegoś płynu w ręku.
- Co to takiego?
- Pomaga przy odwodnieniu - poinformował ją.
Louisa uniosła się i nieufnie wzięła szklankę do ręki.
- A to jest antihistamina. Otworzył dłoń, odsłaniając małą tabletkę. - Obniża
ciśnienie i łagodzi skutki udaru - wyjaśnił kategorycznym tonem.
- Nie jestem pewna, czy powinnam to brać.
- Polecił mi ten preparat zaprzyjazniony ateński lekarz. Możesz być po nim
senna, ale nie zaszkodzi ci w najmniejszym stopniu.
- Dzięki - mruknęła, połknęła tabletkę, popiła miksturą ze szklanki, oddała mu
ją, nakryła się i odwróciła twarzą do ściany,
Andreas nie ruszał się z miejsca. Louisa była pewna, że wciąż stoi przy łóżku,
jakby chciał jej coś powiedzieć.
Jednak nie była tego ciekawa.
- Idz sobie - burknęła.
Usłyszała najpierw ciężkie westchnienie, a potem odgłos kroków, gdy odcho-
dził.
Wkrótce zapadła w kamienny sen.
Budząc się, poczuła chłód na ramieniu. Otworzywszy oczy, ujrzała siedzące-
go na brzegu łóżka Andreasa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]