[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stawiać żadnych budynków. Kiedy przejechaliśmy pięciokilometrową strefę bezpie-
czeństwa, znalezliśmy się w mieście.
Była to interesująca część Centrusa. Stały tu najstarsze budowle na planecie, kancia-
ste i mocno osadzone w ziemi pudła ze zrobionymi z bali okiennicami oraz framugami.
Przytłaczały je ceglane domy następnego pokolenia pionierów, dwu  i trzypiętrowe.
Jeden z tych starych domów miał otwarte na oścież drzwi zwisające na jednym za-
wiasie. Zatrzymaliśmy pojazd i wysiedliśmy, żeby rzucić okiem. Usłyszałem cichy trzask
odpinanej przez szeryfa kabury. Miałem ochotę zapytać, co u diabła spodziewa się tam
zastać, a jednocześnie poczułem się odrobinę pewniej.
Przez brudne szyby wpadało mętne światło, ukazując okropny widok: podłoga była
zasłana kośćmi. Szeryf trącił kilka czubkiem buta, a potem przykucnął i przyjrzał się im.
Podniósł jedną długą piszczel.
 To nie są kości Człowieka ani ludzi.  Odrzucił ją i pogrzebał w stosie gnatów.
 Psie i kocie.
 Budynek z otwartymi drzwiami był dla nich jedynym schronieniem w czasie
zimy  powiedziałem.
 I jedynym zródłem pożywienia  dodał Charlie.  Terenem łowieckim.
122
Sprowadziliśmy tutaj psy i koty, wiedząc, że przez większą część roku będą zależny-
mi od naszej łaski pasożytami. Były ogniwem łączącym nas z łańcuchem życia, które za-
częło się na Ziemi.
I zakończyło tutaj? Nagle zapragnąłem jak najszybciej znalezć się w mieście.
 Niczego tu nie znajdziemy.  Szeryf też tak uważał. Wstał i otarł dłonie o śliski
kombinezon.  Ruszajmy.
Ciekawe, że instynktownie uznał we mnie dowódcę, kiedy sprowadzałem prom z or-
bity, natomiast teraz to on kierował  zarówno dosłownie, jak i w przenośni.
Gdy słońce wzeszło wyżej, jechaliśmy główną ulicą, omijając porzucone pojazdy.
Droga i chodniki były w bardzo złym stanie. Podskakiwaliśmy na wyboistym morzu
lodowych bruzd.
Samochody i latacze nie stały zaparkowane na poboczach, ale zbite w całe gromady,
głównie na skrzyżowaniach. W granicach miasta ludzie wyłączali automatyczne stero-
wanie, więc po zniknięciu kierowców pojazdy jechały dalej, dopóki nie uderzyły w ja-
kÄ…Å› przeszkodÄ™.
Większość domów miała nie zasłonięte okna. To również nie było pocieszające. Kto
wybiera się w długą podróż, wystawiając wnętrze na działanie słońca? Pewnie ci sami
ludzie, którzy zostawiają latacze na środku ulicy.
 Może po prostu zatrzymamy się i sprawdzimy jakieś miejsce, w którym nie leżą
sterty psich kości  zaproponował Charlie.
Wyglądało na to, że myśli to samo co ja: czas wynieść się z tej rozkołysanej łodzi.
Szeryf skinął głową i przystanął przy krawężniku, na wypadek nagłego nasilenia ru-
chu. Wysiedliśmy i, uzbrojeni w wielkie śrubokręty do wyważania zamków, weszliśmy
do najbliższego budynku  dwupiętrowej kamienicy.
Drzwi do pierwszego mieszkania po prawej nie były zamknięte.
 Tu mieszkał Człowiek  oznajmił lekko wzburzony szeryf. Większość z nich nig-
dy nie zamykała swoich mieszkań.
Wnętrze było urządzone funkcjonalnie i skromnie, prawie spartańsko. Kilka drew-
nianych, nie wyściełanych mebli. W jednym z pokoi stało pięć łóżek z drewnianymi
wałkami, których używali zamiast poduszek.
Zastanawiałem się  nie po raz pierwszy  czy mieli gdzieś pochowane podusz-
ki do uprawiania seksu. Te deski z pewnością uwierały w plecy i kolana. I czy pozosta-
łe półtorej pary obserwowało kochającą się parę? Dorośli osobnicy Człowieka zawsze
mieszkali w pięcioosobowych grupkach, a dzieci w internatach.
Może wszyscy razem uprawiali seks, co trzeci dzień. Nie widzieli żadnej różnicy po-
między homo a hetero.
W mieszkaniu nie było ozdób, tak samo jak w taurańskich komórkach. Dzieła sztu-
ki powinny znajdować się w miejscach publicznych, tam gdzie wszyscy mogą je podzi-
wiać. Człowiek nie przechowuje pamiątek i niczego nie zbiera.
123
Na każdej poziomej powierzchni zalegała gruba warstwa kurzu. Obaj z Charliem
kichnęliśmy. Szeryfowi widocznie brakowało odpowiedniego genu.
 Może uda nam się więcej wywnioskować, kiedy zobaczymy mieszkanie ludzi
 powiedziałem.  Większy bałagan, więcej poszlak.
 Oczywiście  przytaknął szeryf.  Jestem pewien, że wszystkie pozostałe nale-
żały do ludzi.
Nie chcąc wystawiać na próbę naszej cierpliwości, osobnicy Człowieka równomier-
nie rozproszyli się po całym mieście.
Następne mieszkanie było zamknięte, tak samo jak siedem innych na tym piętrze.
Nie udało nam się otworzyć ich śrubokrętami.
 Mógłbyś przestrzelić zamek  poradził Charlie.
 To niebezpieczne. I mam tylko dwadzieścia nabojów.
 Nie wiem dlaczego  oświadczyłem  ale sądzę, że na posterunku leżą ich całe
stosy.
 Wyjdzmy na zewnątrz i wybijmy szybę  rzekł.
Wyszliśmy na opustoszałą ulicę. Szeryf podniósł luzny brukowiec wielkości pięści
i wycelował. Niezle miotał jak na kogoś, kto pewnie nigdy nie grał w rugby. Kamień od-
bił się od szyby, pozostawiając na niej gwiazdziste pęknięcie. Charliemu i mnie nie po- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire