[ Pobierz całość w formacie PDF ]
po świece.
- Nie powinnaś powiadomić lorda Ashbrooke'a?
Rachel już miała to zrobić, kiedy nagle przed oczami stanęła jej poranna
mina Orlanda.
- Jest bardzo zajęty i na pewno nie życzy sobie, żeby mu przeszkadzać.
- Jesteś cudowna - powiedziała Lucinda z wdzięcznością i uścisnęła ją
lekko.
Rachel uśmiechnęła się do niej ze smutkiem. Niestety, nie wszyscy
podzielali zdanie Lucindy.
54
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Znieg zupełnie odmienił okolicę, która jeszcze poprzedniego dnia
wydawała się taka ponura. Jadąc ostrożnie do Easton, Rachel uniosła rękę i z
wahaniem dotknęła szyi. Dziwnie się czuła z nową fryzurą. Wstąpiła do salonu
pod wpływem impulsu, w trakcie wyprawy po świece, i zażądała od fryzjerki
fryzury na jeża, jednak przerażona takim świętokradztwem kobieta stanowczo
odmówiła i zdołała przekonać Rachel do eleganckiego pazia.
Rachel czuła się wspaniale, znacznie lżejsza niż dotychczas. Dopiero
teraz mogła się przekonać, jakim ciężarem były te piękne rude, długie włosy,
jej integralna cecha", jak to ujęli piarowcy Carlosa. Była wolna, i to pod
każdym względem, całkiem jakby Orlando Winterton zerwał z niej kajdany.
Nic dziwnego, że tak mnie pociąga, pomyślała ze smutkiem. Był
pierwszą osobą, która ją wysłuchała, która naprawdę ją widziała - jej duszę, a
nie tylko śliczną, porcelanową buzię i wielkie oczy.
Jaka szkoda, że on kocha inną...
Nagle krzyknęła i z całej siły wcisnęła hamulec, ale było już za pózno.
Samochód zakołysał się na śliskiej drodze, kompletnie poza jej kontrolą.
Nagle wszystko zamarło, a potem samochodem wstrząsnęło. Rozległ się
odgłos pękającego szkła.
W nagłej ciszy Rachel zaśmiała się nerwowo.
Znowu ten cholerny most.
Co dowodziło, że nawet jeśli się wie o niebezpieczeństwie, niekoniecznie
zdoła się go uniknąć.
W domu panowała kompletna cisza. Rachel przystanęła w holu,
postawiła torby z zakupami na podłodze i nasłuchiwała. Najwyrazniej ekipa
55
S
R
cateringowa zakończyła pracę. Nic nie wskazywało na to, że te puste, głuche
pomieszczenia już za dwie godziny wypełnią się ludzmi i Rachel po raz pier-
wszy tego dnia poczuła przerażenie. Sama nalegała, żeby Lucinda odpoczęła u
matki chrzestnej, więc teraz cała odpowiedzialność za bal spadła na jej barki.
Chwyciła torby, przeszła do kuchni i drżącymi rękami zaczęła wyjmować
zakupy.
Orlando stał przed lustrem i po raz tysięczny próbował zapiąć spinkę do
mankietu. Tak jak poprzednio, nic z tego nie wyszło i spinka wylądowała na
podłodze. Zaklął i zaczął szukać jej na czworakach, kiedy nagle usłyszał
pukanie do drzwi.
- Tak?
- Orlando? - To była Rachel.
- Co? - Wyprostował się ze spinką w dłoni.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale nie mogę zapiąć sukienki. Pomożesz
mi?
- Wejdz.
Znowu to samo. Odwrócił się powoli i popatrzył na nią.
- Jak to się zapina? - Uniósł zabandażowane palce. - Ja też mam kłopoty.
- Zamek błyskawiczny, poradzisz sobie jedną ręką. A potem ja ci
pomogÄ™.
- W porządku, odwróć się.
Czy tylko to sobie wyobraził, czy naprawdę usłyszał jej westchnienie,
kiedy się odwracała?
Odruchowo uniósł dłoń, żeby odgarnąć jej długie włosy, ale na nic nie
natrafił. No jasne, z pewnością je spięła.
56
S
R
Zamek zaczynał się bardzo nisko, przy kości ogonowej. Palce Orlanda
musnęły miękki materiał i jednocześnie jedwabiście gładką skórę. Natychmiast
cofnął dłoń.
- Dasz sobie radę? - usłyszał.
- Jasne - warknął i pociągnął zamek w górę. - Już.
- Dziękuję. - Rachel odwróciła się i spojrzała na niego. - Teraz ty. - Nagle
zadrżała i przymknęła powieki, a spinka, którą jej wcześniej podał, wysunęła
siÄ™ z jej reki. - Przepraszam, nie wiem, co siÄ™ ze mnÄ… dzieje.
Przyklękła i zaczęła szukać spinki na dywanie. Uderzyła ją ironia tej
sytuacji - oto dosłownie klęczała u stóp Orlanda. Tak nie mogło dłużej być,
pomyślała ze złością, pora wziąć się w garść.
Wstała i odetchnęła głęboko.
- Przepraszam, spróbuję jeszcze raz - oznajmiła sztywno.
Niczego jej nie obiecywał, nie dał powodu do takich reakcji. Nawet nie
zauważył jej nowej fryzury. Niby czego się spodziewała? %7łe popatrzy na nią,
zachwyci się i wtedy olśni go, że jednak nie kocha Arabelli, tylko Rachel?
Naprawdę była żałosna.
Ze złością wstała i popełniła błąd, gdyż spojrzała na Orlanda. Patrzył
gdzieś w przestrzeń nad jej głową i wyglądał, jakby bardzo cierpiał. Szybko
odwróciła wzrok.
Arabella. %7łałował, że nie była Arabellą.
Ból walczył w niej ze współczuciem. W tej jednej krótkiej chwili
zrozumiała, że Orlando cierpiał tak samo jak ona. Różnica polegała na tym, że
właśnie ona i tylko ona mogła mu nieco ulżyć w cierpieniu. Co prawda
Arabella prosiła, żeby nic nie mówić, ale przecież chyba nie stanie się nic
złego, jeśli Orlando dowie się o jej powrocie?
57
S
R
Rachel westchnęła ciężko. W końcu zdołała zapiąć spinkę i zrobiła krok
do tylu.
- Dziękuję - powiedział Orlando oficjalnym tonem.
Rachel przełknęła ślinę.
- Nie ma za co. Jeśli to już wszystko, pójdę...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]