[ Pobierz całość w formacie PDF ]
słońce na delikatny, złocisto purpurowy kolor. Gdzieniegdzie czerniały rybackie łodzie i
tratwy. Czyściutkie i piękne jak zabawka miasto leżało na wysokim brzegu i było już zasnute
65
wieczorną mgłą. Na złotych kopułach cerkwi, oknach i zieleni odbijały się promienie
zachodzącego słońca... Zapach pola mieszał się z lekką wilgocią, którą przynosił ze strony
morza wiatr.
Pociąg mknął naprzód. Słychać było śmiech pasażerów i konduktorów. Wszystkim było
lekko i wesoło, a mój dziwny niepokój powiększał się coraz bardziej...
Patrzyłem na lekką mgiełkę, otaczającą miasto, i wyobrażałem sobie, jak w tej mgle obok
cerkwi i domów miota się z bezmyślną, tępą twarzą kobieta, szuka mnie i głosem
dziewczynki albo przeciągle jak ukraińska aktorka jęczy: Ach, mój Boże, mój Boże!
Przypomniała mi się jej poważna twarz i duże, niespokojne oczy, kiedy żegnała mnie wczoraj
jak bliskiego człowieka, i mimowolnie oglądałem swoją rękę, którą wczoraj pocałowała.
Czyżbym był zakochany? zadawałem sobie pytanie, drapiąc się w rękę.
Dopiero kiedy zapadła noc i pasażerowie poszli spać, a ja zostałem sam na sam ze swoim
sumieniem, zrozumiałem w końcu to, czego nie potrafiłem wcześniej zrozumieć. W półmroku
wagonu wciąż stała przed moimi oczami Kicia, a ja wiedziałem już, że popełniłem zło
równoznaczne zabójstwu. Dręczyło mnie sumienie. %7łeby przytłumić jakoś to trudne do
wytrzymania uczucie, zapewniałem siebie, że wszystko to bzdura i marność, że i ja, i Kicia
umrzemy i zgnijemy, że nieszczęście jest niczym w porównaniu ze śmiercią, i tak dalej i temu
podobne... %7łe wreszcie nic nie dzieje się z woli człowieka, więc nie jestem winny; jednak
wszystkie te argumenty tylko denerwowały mnie i jakoś niezwykle szybko gubiły się wśród
innych myśli. W ręce, którą całowała Kicia, czułem tęsknotę... Co chwilę kładłem się i
wstawałem, piłem na stacjach wódkę, zmuszałem siebie do jedzenia kanapek, znów
próbowałem zapewniać siebie, że życie nie ma sensu, ale wszystko na nic. W mojej głowie
wrzała dziwna i, można powiedzieć, śmieszna praca. Najróżniejsze myśli piętrzyły się bez
ładu, plątały się między sobą, przeszkadzały sobie, a ja, myśliciel, patrząc w ziemię, nic nie
rozumiałem i nie mogłem się zorientować w tej kupie potrzebnych i zbędnych myśli. Okazało
się, że ja, myśliciel, nie nauczyłem się jeszcze myśleć i nie potrafiłem władać swymi myślami,
tak samo jak nie umiałem zreperować zegarka. Po raz pierwszy w życiu myślałem starannie i
intensywnie i wydawało mi się to takie dziwne, że pomyślałem: Wariuję! U kogo mózg
pracuje nie zawsze, a tylko w ciężkich chwilach, temu wydaje się, że wariuje.
Przemęczyłem się w ten sposób przez noc, dzień, potem znów noc i przekonawszy się, jak
mało pomocne jest takie myślenie, przejrzałem siebie samego. Zrozumiałem, że moje myśli
nie są warte złamanego szeląga i że do spotkania z Kicią nawet nie zaczynałem myśleć i
pojęcia nie miałem, co to jest poważna praca umysłowa; teraz, namęczywszy się,
zrozumiałem, że nie mam ani przekonań, ani określonego kodeksu moralnego, ani serca, ani
rozsądku; całe moje umysłowe i moralne bogactwo składało się ze specjalistycznej wiedzy,
fragmentów, zbędnych wspomnień, cudzych myśli nic więcej, a odruchy moje były tak samo
nieskomplikowane, proste i podstawowe jak u jakiegoś Jakuta... Jeżeli nie lubiłem kłamać, nie
kradłem, nie zabijałem i w ogóle nie robiłem widocznych grubych błędów, to działo się tak
nie w wyniku jakichś przekonań nie miałem ich a po prostu dlatego, że byłem skrępowany
bajkami opowiadanymi w dzieciństwie na dobranoc i ogólnie przyjętymi zasadami
moralnymi, które weszły mi w krew i niezauważalnie dla mnie kierowały mną w życiu, mimo
że uważałem je za bzdurne...
Zrozumiałem, że nie jestem żadnym myślicielem ani filozofem, a po prostu wirtuozem.
Bóg dał mi zdrowy, mocny rosyjski rozum z zalążkami talentu. I wyobrazcie go sobie w
dwudziestym szóstym roku życia, nie trenowany, absolutnie wolny od pracy, nie obciążony
żadnym ładunkiem, tylko trochę zakurzony jakąś wiedzą z zakresu inżynierii; jest młody i
natura popycha go do pracy, więc szuka jej, aż nagle absolutnie przypadkowo natyka się na
piękną, soczystą myśl o bezsensowności życia i pozagrobowych ciemnościach. Aapczywie ją
wciąga, oddaje do jej dyspozycji szerokie pole i zaczyna bawić się z nią jak kot z myszką. Jest
66
pozbawiony erudycji, systemu, no i co z tego. Sam sobie radzi z taką pojemną myślą przy
pomocy wrodzonych sił, jak samouk, i nie mija miesiąc, jak jego posiadacz z jednego
ziemniaka przyrządza setkę smacznych dań i uważa się za myśliciela...
Ową wirtuozerię, zabawę w poważne myślenie nasze pokolenie wniosło do nauki,
literatury, polityki i wszędzie, gdzie tylko nie leniło się iść, a razem z wirtuozerią chłód,
nudę, jednostronność i, jak mi się zdaje, zdążyło już wykształcić w ludziach nowy, dotąd
niespotykany stosunek do poważnego myślenia.
To, że nie jestem całkiem normalny, a w dodatku absolutny ignorant, zrozumiałem i
oceniłem dzięki nieszczęściu. Zacząłem normalnie myśleć dopiero, jak się wziąłem za alfabet,
to znaczy od tego momentu, kiedy sumienie pogoniło mnie z powrotem do N., i wyraziłem
szczerą skruchę przed Kicią, wybłagałem u niej przebaczenie jak mały chłopiec i popłakałem
wraz z niÄ…...
Ananjew w skrócie opisał swoje ostatnie spotkanie z Kicią i zamilkł.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]