[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak, absolutnie nie ma żadnego powodu, by odczuwać
wyrzuty sumienia. Na pewno znajdÄ… siÄ™ jacyÅ› znajomi z
dawnych lat, którzy zaproszą doktora Gardnem. Może doktor
ma w Erie krewnych? W każdym razie Libby nie widziała
powodu, by go karmić. Na tego indyka, oprócz Libby i Meg,
ostrzyły sobie zęby jeszcze dwie osoby. Mabel, na szczęście,
umówiła się na ten wieczór ze swoim nowym przyjacielem,
tak więc Libby podejmować będzie jedynie Josie i Pearly.
Drogie przyjaciółki na pewno spróbują dowiedzieć się jak
najwięcej na temat drugiego spotkania Libby z Joshem.
Oczywiście, do nich nie dociera, że i to spotkanie miało
charakter służbowy! Choć z drugiej strony, Libby nieczęsto
całowała się podczas spotkań służbowych. Szczerze mówiąc,
w ogóle nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz
całowała się z mężczyzną.
Dopiero z Joshem, w kuchni, ten pocałunek, podobno
niewinny i przyjacielski...
Libby poczuła, że ktoś z całej siły szarpie ją za rękaw.
- Mamo!
Dziewczynka była zła. Gdyby jej ręce były w stanie
wydać z siebie głos, Libby musiałaby chyba zatkać sobie uszy.
- Dlaczego nie zwracasz na mnie uwagi?
- Przepraszam, skarbie, zamyśliłam się.
- Jak indyk?
- A więc to cię martwi najbardziej! - Libby roześmiała się
i pociągnęła córeczkę za warkoczyk. - Indyk ma się wspaniałe.
Jedyne zmartwienie, to czy osiem kilo indyka wystarczy, aby
zaspokoić twój apetyt!
- Uwielbiam indyka!
- Sama jesteÅ› indyk!
- Josie pyta, czy może przyjść ze swoim chłopakiem.
- Josie ma chłopaka? No, proszę, a ja o niczym nie wiem -
zdziwiła się Libby, chociaż właściwie skąd miałaby wiedzieć,
co dzieje się wokół, skoro bez przerwy rozmyślała o Joshu. -
Oczywiście, niech go przyprowadzi. A skąd ty o tym wiesz?
- Josie przysłała mi mail. Ty wiesz, jaki ona ma
komputer? Chyba trzy razy szybszy niż nasz.
- Przykro mi, Meg, ale na taki sprzęt musimy jeszcze
trochę poczekać.
- Wiem, wiem. No, to lecę odpisać Josie, żeby przyszła z
tym chłopakiem.
Meg, wyraznie przejęta, pomknęła do pokoju. Mała,
kochana Meg. Ile będzie radości, kiedy Zwięty Mikołaj
przyniesie nowy komputer, i to o niebo lepszy od tego, którym
dysponowała Josie! Libby jeszcze raz polała indyka i
zamknęła piecyk, starając się, aby jej myśli nadal krążyły
wokół parametrów twardego dysku. Niestety, doktor Gardner
bez przerwy wysuwał się na pierwszy plan i Libby poczuła
ulgę, kiedy rozległ się dzwonek u drzwi.
- Josie! Nareszcie! A gdzie twój kawaler?
- Wyjmuje sałatkę z samochodu - poinformował
rudzielec, wpadajÄ…c jak burza do holu. - No, no, co za
zapachy! Czuję, że naszykowałaś same pyszności.
- Przekonasz się! A gdzie Pearly? Nie przyjechała z tobą,
przepraszam, z wami?
- Nie, przyjechałam sama - zakomunikowała Josie.
wręczając Libby salaterkę. - Proszę, a to do lodówki.
- Dzięki. Ale dlaczego sama? A twój chłopak?
- Przyjechał swoim vanem - odpowiedziała Josie, zajęta
wieszaniem okrycia w szafie. - Zaparkował na ulicy. Na
twoim podjezdzie nie starczyłoby miejsca dla nas obojga. Ten
jego van jest cholernie duży i...
- Zielony? - krzyknęła Libby, tknięta strasznym
przeczuciem.
- Tak jest! - usłyszała radosny głos doktora Gardnera. -
Cześć, Libby! Dzięki za zaproszenie.
Spojrzenie, jakim poczęstowała go Libby, mówiło samo za
siebie.
- Mimo wszystko uważam, że mój widok napawa cię
radością - stwierdził pogodnie Josh. - Czy mogę zanieść
sałatkę do kuchni?
- Bardzo proszÄ™. Znasz drogÄ™, prawda?
- Naturalnie!
Kiedy Josh zniknął za drzwiami kuchni, Libby przystąpiła
do ataku.
- Josie!
- Tak, Libby?
- Dlaczego właśnie on?
- Przecież jest sam - wyjaśniła Josie głosem pełnym
troski. - W takim dniu nie zostawia się człowieka samego, to
byłoby potworne świństwo.
- Bez przesady, przecież on urodził się w Erie. Na pewno
ma jakÄ…Å› rodzinÄ™ albo starych znajomych.
- Rodziny nie ma, ze starych znajomych nikt go nie
zaprosił. A ty chciałabyś, żeby siedział samiutki jak palec w
pustym mieszkaniu? Nad szklanką herbaty? Przecież wiesz, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]