[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chyba zawstydzić, jednak nie miałem czasu się nad tym zastanawiać.
 Oczywście, że wiem. Jedzą na przykład kapustę albo sałatę!  wypaliłem.
 Rewelacja  klasnęła w dłonie.  Rzepę i marchewkę również?
 N00...
 Pomyliłeś, Cyna, patyczaka z królikiem. A to drobna różnica, czyż nie?  drwiła, nie kryjąc
zadowolenia.  Otóż wiedz, że Janusz uwielbia trzykrotkę, ignorancie!
 No widzisz, jak łatwo dajesz się nabrać?  powiedziałem, siląc się na obojętność. 
Wiedziałem, że trzykrotkę, tylko tak się wygłupiałem. Jeśli cię to interesuje, zamieniłem się na
dyżury przy Januszu z Natalką Omiłko. Ona nie mogła dzisiaj przyjść, a ja się akurat
napatoczyłem...  Jeszcze kilka kłamstw, a sam zacznę w nie wierzyć.
 Dziwne  Gosia odgarnęła włosy z czoła. Dopiero teraz zauważyłem, że ma długie, fantazyjnie
pomalowane paznokcie, chociaż podobno to zabronione. W ogóle była niczego sobie...  Nie
rozumiem, dlaczego Natalką miałaby
175
mieć dzisiaj dyżur, skoro na grafiku widnieje moje nazwisko. Poza tym nie tylko na karmieniu
Janusza rzecz polega. Trzeba jeszcze podlać kwiaty, usunąć zwiędłe liście i wytruć mszyce na fuksji
 wyliczyła.
Do głowy by mi nie przyszło, że istnieje jakiś grafik, Gosia wyglądała jednak na udobruchaną.
 Nie ma sprawy. W takim razie ja karmię zwierzę, a ty podlewasz i trujesz  zadysponowałem
skwapliwie. Ona idzie do Å‚azienki po wodÄ™, ja robiÄ™ swoje i znikam. Banalne!
Zwątpiłem, kiedy moja koleżanka sięgnęła po dzbanek, ukryty za donicą rozłożystego pomidora
czy jakiegoÅ› innego chwastu.
 Jak sobie chcesz. Woda do kwiatów powinna być odstała, a tej chyba wystarczy do wszystkich
 stwierdziła, zaglądając do naczynia.
 Odstała? Przecież kranówa jest bardziej mokra... to znaczy... Chciałem powiedzieć: bardziej
świeża  improwizowałem zdruzgotany.
 - Wiedziałam, że się na tym nie znasz  Gosia popatrzyła na mnie z troską.  Zerwij dwa ładne
listki, do niedzieli mu wystarczy.  Mętnawy strumień chlusnął do pierwszej donicy.
Musiałem jakoś uratować mój plan. Rzuciłem się więc na Gosię, wyrywając jej dzbanek.
 Strasznie mnie suszy po obiedzie  poinformowałem koleżankę i zacząłem łapczywie pić.
Odstała woda trąciła zgnilizną, no i było jej dobre półtora litra.
176
 Oddawaj, idioto!  zaskoczona Gosia usiłowała odzyskać naczynie, ciągnąc mnie za rękaw. 
W tej wodzie jest rozpuszczony nawóz do roślin!
O mało się nie zachłysnąłem z wrażenia. W gardle zabulgotał mi solidny łyk użyzniającej glebę
substancji, a moje oczy zaszły łzami.
 Dlaczego... nie... powiedziałaś?  wystękałem, czując zbliżające się sensacje żołądkowe.
 Nic ci nie będzie, bo to tylko biohumus  stwierdziła uspokajająco.
 Bio... co?  nie wiedziałem, o czym Gosia mówi, ale brzmiało to podejrzanie.
 Biohumus, czyli wydalina dżdżownic kalifornijskich. Nie jest trująca.
Mój wypełniony kupkami dżdżownic żołądek przekręcił się kilka razy, aż dostałem mdłości. Na
domiar złego karaluch jakimś sposobem wydostał się z pudełka i zaczął zwiedzać moją kieszeń,
Å‚askoczÄ…c mnie w udo.
 Na co czekasz, zrywaj trzykrotkę  ponagliła mnie Gosia.
 J-już  przestąpiłem z nogi na nogę, ale nie ruszyłem się z miejsca.
 Masz jakiÅ› problem?
 Nie  parsknÄ…Å‚em, podskakujÄ…c niczym zrebak na pastwisku.
Ogarnęła mnie nieprzeparta chęć pacnięcia się w swędzące udo, obawiałem się jednak, że
rozgnieciony karaluch w żaden sposób nie będzie przypominał patyczaka.
177
 "> A> się dzieje? Wyglądasz na niezwykle podekscytowanego. Spójrz w lustro, jeżeli mi nie
wierzysz...  dyżurna wyglądała na zdezorientowaną.
 M mam ne-ne-nerwicę kwia-atową  wyjąkałem, zapominając o chlupoczącym w żołądku
biohumusie. Cała moja uwaga skoncentrowała się na ruchach żwawych odnóży owada.  K-kiedy
widzę tyle kwia-atów naraz, dostaję sza--szału.
Gosia odsunęła się ode mnie, na wszelki wypadek kryjąc w ramionach mokry dzbanek.
 Powinieneś się chyba leczyć? Cofnij się, nie chcę się od ciebie niczym zarazić!  Zabrzmiało
to nieco histerycznie.
 No coś ty...  Zaciskając zęby, chwyciłem pojemnik z patyczakiem.  Nakarmię Janusza i idę,
już mi lepiej.
Podszedłem do najbliższej doniczki. Rosnący w niej kwiatek był raczej niepozorny 
ciemnozielony, jedynie na czubku tuliły się trzy drobne czerwonawe listki. Uszczknąłem jednego z
nich.
Gosia aż jęknęła.
 Teraz wszystko wiem: postanowiłeś go zabić, sadysto!
 Zabić? Co ty wygadujesz!  Odłożyłem listek na parapet. Zrozumiałem, że nie była do
trzykrotka.
 Wiem, co mówię! Najpierw mnie straszysz, i to w momencie, kiedy trzymam Janusza w rękach,
a potem podtykasz mu trujący liść gwiazdy betlejemskiej. Dodałam dwa do dwóch i wyszło mi
cztery!  skończyła z gniewem.
 Wyszło ci pięć albo i siedem  skwitowałem. Na szczęście karaluch zaprzestał aktywności;
może się zmęczył.
178
 Nic mu nie podtykam, przecież pojemnik jest zamknięty. Po prostu w stresie zapomniałem, jak
wygląda ta cała paprotka. A jeśli chodzi o ścisłość, już tłumaczyłem, że chciałem jedynie wyręczyć
NatalkÄ™.
Trudno było stwierdzić, czy Gosia mi uwierzyła, w każdym razie przysunęła krzesło do stojącego
pod ścianą regału i sięgnęła na najwyższą półkę po niewielką doniczkę.
 Chodz tutaj  zawołała, wyciągając do mnie rękę z rośliną.  To właśnie jest trzykrotka,
Cyna, a nie żadna paprotka, dasz radę zapamiętać?
Zcisnąłem podane mi liście i serce zatrzepotało się we mnie z emocji, bo właśnie wymyśliłem
sposób na wybrnięcie z tej zagmatwanej sytuacji.
 Przepraszam, muszę do toalety!  przybrałem minę cierpiętnika.  To przez ten nawóz... 
Dla lepszego efektu skrzywiłem się, pomasowałem po brzuchu i dałem drapaka na korytarz,
zostawiając Gosię stojącą na krześle.
Podbiegłem chyłkiem do tablicy ku czci naszej zatroskanej patronki, a potem wcisnąłem się za
osłonięty setką złotych frędzli stojak ze sztandarem szkoły. Z reguły sztandar przechowywany był
w muzeum, ale widocznie szykowała się jakaś oficjalna uroczystość.
Ukryty za sztandarem, otworzyłem pleksiglasowy pojemnik. Janusz wydał mi się mizerny, wręcz
wynędzniały  jeszcze niedawno spasione owadzisko, teraz był bardziej patyczkiem niż
patyczakiem.
 No, cześć, ofiaro troskliwej opieki  mruknąłem na powitanie. Ani drgnął, postanowiłem więc
coś mu zanucić.
179
 Lubisz hip-hop? »Up, up... ja mam to, czego nie masz ty, ^ masz to, czego nie mam ja, up, up!"
 Janusz okazał się Je
odpowiedniej czapki i bluzy z kapturem.
- Rozczarowujesz mnie, staruszku. A może ty jesteś takim bardziej rockowym patyczakiem, hm?
 Jolka, Jolka, pałętasz lato ze snu"... para rara rara ram...  umilkłem, bo usłyszałem, że ktoś
nadchodzi.
 % MówiÄ™ ci, Stefan, że nic nie sÅ‚yszaÅ‚em...
Spojrzałem spomiędzy frędzli i dostrzegłem idących ramię w ramię woznego Wąsika i pana
Miłosza Bębniawę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire