[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyjaciel pana?
Był niegdyś, teraz nim być przestał...
Ale pan profesor wie, dokąd pojechał... dokąd pojechali ?...
Nie wiem.
Pan Czepiel z pod okularów spojrzał podejrzliwie na Rolicza.
Bo może pan profesor myśli rzekł po chwili że ja chcę ścigać, albo jakie awantury robić... Słowonoru, nie ! W
pierwszej chwili na człowieka to tak spadło, jak cegła z pieca... Ale teraz, po namyśle... słowonoru, panie profesorze, ja
nie jestem zły człowiek...
Rolicz wielkiemi oczami patrzył na Czepiela. Słuchał i nie rozumiał.
A nieszczęśliwy małżonek mówił dalej.
Teraz jestem w całem mieście, słowo noru, skompromitowany. Palcami mnie wytykają. W biurze nie mogę oczu
pokazać; zameldowałem się chorym i nie chodzę ! A co tam w dyrekcyi o tem myślą ? Jeszcze gotowi na emeryturę
posłać, a ja co temu winien? słowonoru, nic!
Rolicz zwolna odsuwał się z fotelem. Współczucie jego stygło. W słowach Czepiela nie brzmiała wcale rozpacz.
Więc czego właściwie pan żądasz ? spytał zimno profesor.
Ten... tego... słowonoru, ja nie żądam,
proszę... Gdyby tak pan profesor był łaskaw dać mi adres i od siebie może parę słóweczek napisać... to jabym także
napisał i zobowiązałbym się, słowonoru, że nawet nic przykrego nie powiem. Zapomnę, słowonoru, zapomnę, bo ja nie
jestem zły człowiek, panie profesorze... W życiu to wszystko poprawić można, tylko w "Contobuchu" nie wolno...
Uśmiechnął się z tego dowcipu i, korzystając z milczenia zdumionego Rolicza, mówił dalej:
Byleby Hela powróciła, bo dla mnie to straszne teraz życie; słowonoru straszne... Oczy chowam przed wszystkimi,
jakbym co ukradł. A w urzędzie wstyd ! Gdyby więc pan profesor nie odmówił mi skutecznej swej pomocy a dał
adres i sam napisał, że ja, słowonoru, przebaczam... zapominam...
Rolicz wstał.
Zaręczam panu rzekł że adresu nie mam... a w żadnym razie pisaćbym nie mógł...
Pan Czepiel nie ruszał się z kanapy i ciągle nieufnie spozierał na profesora.
Przecież słyszałem, że pan Wilski syna tu zostawił... Więc niepodobna, aby tak... bez wieści...
Syn ma lat dziesięć zaledwie odparł
sucho Rolicz o niczem nie wie i zbyt wcześnie nie powinien się dowiedzieć. Wątpię, aby Wilski zgłaszał się do
niego, czuć bowiem to musi, że lepiej, aby syn jak najdłużej był w nieświadomości ohydnego czynu ojca...
Pan Czepiel dzwigał się powolnie z kanapy, wzdychając znów ciężko.
I co teraz począć, słowonoru, nie wiem. Jestem skompromitowany! Gdyby Hela wróciła, toby się ludziom cobądz
powiedziało, że była u krewnych, albo co... Ja i teraz wszystkim mówię, że do krewnych pojechała i niebawem wróci.
Ale po mieście gadają, gadają...
Niechże pan się uspokoi przerwał zniecierpliwiony Rolicz pogadają trochę i zapomną. Pan chyba nie znasz
Lwowa... Interesują się tu skandalem na moment, a potem oswajają się z nim, jak gdyby nigdy nic się nie stało.
Sztukiby dokazał, ktoby Lwów zgorszyć na długo potrafił, albo mu czemkolwiek zaimponował. Tu można nic nie
robić, albo robić wszystko, co się podoba, z jednakim rezultatem, to jest bez rezultatu... Nie bój się pan o siebie.
Jeszcze dzisiaj jesteś pan dla ludzi ciekawy za tydzień już nikt uwagi nie zwróci... Gdyby teraz żona pańska wróciła,
a pan przyjÄ…Å‚ jÄ… tak... bez protestu,
toby właśnie dłużej gadali, bo to w każdym razie byłoby moie nie nowe, ale zawsze dość... dziwne rozstrzygnięcie
kwestyi...
Ha, co robić ? przerwał pan Czepiel. Człek, słowonoru, już nie dzisiejszy i tak dla świętego spokoju, toby
ten... tego... Więc pan profesor radzi, żeby niby... tego... nic ?
Ja nie radzę wcale; wyrażam tylko moje
zdanie, że obawy pana są płonne. Ludzie uczciwi mogliby chyba tylko mieć współczucie...
Tak pan profesor sądzi ?... Zapewne ten, tego... słowonoru, tak jest, jak pan profesor powiada, ale zawszebym wolał,
żeby Hela wróciła, tak niby od krewnych... Gdybym mógł mieć adres...
Powtarzam panu, że go nie mam... niecierpliwie i stanowczo przerwał Rolicz.
A skoro tak pan profesor powiada, to już niema rady, słowonoru. Przepraszam bardzo... upadam do nóżek...%7łegnał
się, odchodził i znowu powracał.
Gdyby jednak... Przepraszam stokrotnie szanownego pana profesora, że mu drogi czas zabieram. Gdyby jednak
doszło do wiadomości pańskiej, dokąd oni pojechali, to jabym bardzo prosił łaskawie mnie zawiadomić.
Rolicz nie odpowiedział już, aby co rychlej pozbyć się nieproszonego gościa. Ten zaś wychodził powoli i powtarzał
swoje:
Gdyby ona mogła wiedzieć, że jej przebaczyłem, toby wróciła... niby od krewnych i sza. A tak zawsze
kompromitacya!
U drzwi wchodowych jeszcze raz zwrócił się ku Roliczowi, który go wyprowadzał:
Więc pan profesor powiada, że we Lwowie to niby, słowonoru, nie znaczy nic ?... bagatela !
Tego nie powiedziałem... Zaznaczyłem tylko brak opinii, opartej na pewnych podstawach. Ztąd większość często
bagatelizuje wszystko i wszystkich...
Aha, rozumiem, bagatelizuje... Więc można, pomimo, że ten... tego, słowonoru, tak sobie, śmiało, z podniesionem
czołem, jakby nic...
Można... można... pana chyba nikt nie potępi upewniał Rolicz, któremu, pomimo irytacyi, już na śmiech się
zbierało, i zamknął wreszcie drzwi za nieszczęśliwym małżonkiem pani Heleny.
Miał zupełną słuszność stary profesor. Po dwóch miesiącach zapomniano o wszystkiem. Nawet pan Czepiel oswoił się
z nowÄ… sytuacyÄ….
Utrzymywał wprawdzie ciągle, że jego Hela bawi u krewnych, ale to słomiane wdowieństwo poczynało mu naprawdę
smakować, kiedy się przekonał, że mu dymisyi nie dano a w urzędzie nie śmiano dokuczać. Wprawdzie raz słyszał
przeze drzwi, jak Osetkowski mówił z przekąsem do Salewicza:
Słyszałem, że pani Salewiczowa wybiera się także w podróż, do krewnych, w ślad za panią naczelnikową... Bodaj to
mieć krewnych !
Słyszał także niewczesny żart Osetkowskiego, jakoby piękna Hela przysłała mężowi w prezencie olbrzymi cylinder,
aby mógł rogi ukryć przed światem...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]