[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ulicy Złotników wciskano im bezcenne ozdoby, na Targu Jubilerów obrzucono kosztownym
deszczem. Po triumfalnym objezdzie wrócili pełni radości, napili się chłodnego wina i zajęli
celebrowaniem okazji w Å‚o\nicy.
Czas płynął. Gdy miejscowe atrakcje ich nudziły, wymykali się na jakąś inną planetę,
do teatru czy na koncert. Poza rozrywkami kulturalnymi cieszył ich te\ jachting, jazda konna,
wspinaczka, polowania, wędkowanie i tak dalej, byle wesoło i beztrosko. Sami nie wiedzieli,
kiedy minął rok, a\ po kolejnym wielkim bankiecie Jochann ujął jej dłoń, ucałował i
powiedział:
- Pora pomyśleć o dziedzicu.
- Cały czas o nim myślę i zastanawiam się, kiedy los mi pobłogosławi.
- Za dziewięć miesięcy od teraz, jeśli się zgodzisz.
- Owszem - odpowiedziała i wyrzuciła pigułki za okno. - Zaczynamy?
- Jeszcze nie. Najpierw musimy zajrzeć na Ziemię, do Vereinigte Vielseitgkeit
Fruchtbarkeit Krankenhaus w Zurychu. To najsławniejsza w całym wszechświecie klinika
zajmująca się problemami bezpłodności.
- Masz wątpliwości co do mojej płodności? - spytała głosem wręcz lodowatym.
- W \adnym razie, kochana! Nie wątpię, \e mogłabyś urodzić dziewczynki, blizniaki,
czworaczki i co tam jeszcze.
- Rozumiem - ucałowała go. - A ma być jeden chłopiec. Jedziemy?
- Tylko wybiorÄ™ numer.
Dla Jochanna było to bardziej jak wizyta na porodówce, chocia\ chodziło tylko o
zapłodnienie. Kilka godzin krą\ył po poczekalni, a\ w końcu go wezwano. Aysy doktor
beznamiętnie odczytał mu wyniki badań.
- Pojedynczy męski potomek, \adnych skaz genetycznych, wyselekcjonowany z
najlepszego dostępnego materiału. Zarodek przeszedł ju\ trzeci podział komórkowy, rośnie
szybko. Gratuluję, to będzie zdrowy chłopak.
Jochann wyściskał dłoń doktora. Nie krył te\ łez wdzięczności.
- Pozostanę pańskim dłu\nikiem, doktorze. Kiedy będę mógł zobaczyć \onę?
- Zaraz.
- A syna?
- Za dziewięć miesięcy.
- Uczynił pan ze mnie szczęśliwego człowieka.
- Mimo to jest pewne niebezpieczeństwo.
- Niebezpieczeństwo! - Bóg a\ się zachwiał i musiał wesprzeć na krześle. - Jakie\ to?
- Nic takiego, czemu nie mo\na by zapobiec, stosujÄ…c odpowiedniÄ… profilaktykÄ™.
Pańska \ona pochodzi z planety o bardzo rzadkiej atmosferze, do czego organizmy
miejscowych przywykły ju\ od wielu pokoleń. Bez trudu dostosowuje się do atmosfery
bardziej gęstej, ale takie połączenie cech i czynników stwarza pewne zagro\enie dla płodu.
Musicie uwa\ać. Czy nie mogłaby do czasu urodzenia dziecka powrócić na swój macierzysty
świat?
- Niemo\liwe! Jej świat jest moim światem.
- Jest pan bogaty?
- Dość. Czy to ma znaczenie?
- Ma. Musi pan wyszukać na pańskiej planecie jakąś górę tak wysoką, by sięgała
rzadszych warstw atmosfery. Tam wybuduje pan \onie willę, w której ona zamieszka na te
miesiÄ…ce.
- Zamek jej wybuduję. Z ogrodami pięknymi, z tysiącem sług i osobistym szpitalem.
- Mała willa by wystarczyła, ale jak pan chce. Oto rachunek. Jak go pan zapłaci,
oddamy panu \onÄ™.
Pijany niemal ze szczęścia wypisał czek z sowitą dopłatą, potem poszedł po Osie.
Objęli się z radości i trzymając za ręce, wrócili do domu. Tam wezwali słu\ących i zaraz
wyprawili się w góry.
To była miła wycieczka. Gdy obładowana cię\ko karawana dotarła do miasta,
wszyscy jego mieszkańcy włączyli się, by te\ ponieść to i owo, przynajmniej przez część
drogi. Przemierzyli pogórze i zaczęli wspinaczkę ku Wielkiej Przełęczy. Gdy złoty barometr
Jochanna pisnął znacząco, Bóg uderzył laską w ziemię i krzyknął:
- Tutaj.
Na górskiej łące z widokiem na zieloną dolinę i okryte śniegiem szczyty rychło zaczął
wyrastać pałac. Na razie zamieszkali w jedwabnym namiocie, ludzie zaś pracowali z radością.
Budowa postępowała szybko, równocześnie powstawały ogrody i fontanny i cały czas grała
muzyka. Gdy pałac był gotowy, nastał dzień święta.
- Kochana, muszę wrócić do miasta, do pracy - powiedział Jochann wieczorem w
zaciszu sypialni.
- Będzie mi ciebie bardzo brakowało. Wrócisz jak najszybciej?
- Jak tylko będę mógł. Ale ten, który jest jedynym prawdziwym Bogiem, nie mo\e
wiele wypoczywać.
- Wiem. Będę czekała.
Dziewięć miesięcy szybko minęło, a Jochann zało\ył na drodze w góry stacje
kurierskie ze świe\ymi końmi, by szybko przesyłać pocztę między pałacami. Zamierzał
przybyć na rozwiązanie, jednak pilne obowiązki go zatrzymały, syn zaś urodził się nieco
wcześniej, ni\ przewidywano. Pierwszym zwiastunem niespodziewanego, chocia\ miłego
ogólnie zdarzenia był zdyszany i ledwo stojący na nogach posłaniec, który wprowadzony do
sali tronowej padł na podłogę i podał zwitek z wiadomością. Jochann przeczytał i w głowie
mu się zakręciło.
Wiadomość głosiła: Przybywaj natychmiast. Twa \ona urodziła i oboje czują się
dobrze, ale zdarzyło się jeszcze coś interesującego.
Najbardziej zmroziła mu krew w \yłach obserwacja, \e notkę skreślono w wyraznym
pośpiechu i \e wcześniej zamiast sformułowania interesującego zapisano co innego, potem
to wydrapano. Patrząc pod światło, odczytał tamto słowo: dziwnego .
Zagonił trzy konie w historycznym galopie i sam omal nie zginął, gdy wyczerpany
wierzchowiec zsunął się z krawędzi urwiska. W końcu jednak dotarł do celu i jak burza wpadł
do wspaniale wyposa\onego szpitala z niezwykle kompetentnym personelem. Zaraz te\ złapał
doktora za fartuch i mimo wierzgań tamtego uniósł fachowca w powietrze.
- Co się stało? - krzyknął chrapliwie i zmierzył lekarza zaczerwienionymi od
zmęczenia oczami.
- Nic, oboje są w najlepszej kondycji - powiedział doktor i nie chciał zdradzić nic
więcej, póki nie zostanie uwolniony. - Pańska \ona jest zdrowa, syn tak\e. Chce z panem
rozmawiać i pielęgniarka zaraz pomo\e się panu odświe\yć po drodze, \eby mógł pan wejść
do pokoju \ony.
Bóg zacisnął zęby i poddał się \ądaniom pozaplanetarnej, wynajętej pielęgniarki,
potem podreptał posłusznie do pokoju \ony. Ucałowali się, a dziewczyna poklepała z
uśmiechem miejsce obok siebie na posłaniu.
- Poszło wspaniale. Twój syn ma błękitne oczy, jasne włosy, wszystko po ojcu, i
potę\ny głos, i taką\ siłę woli. Bez najmniejszej skazy, pod ka\dym względem doskonały.
- Muszę go zobaczyć!
- Pielęgniarka ju\ go tu niesie. Ale najpierw muszę cię o coś spytać.
- SÅ‚ucham.
- Podczas studiów czytałam nieco na temat teologii i zrozumiałam, \e to człowiek
stworzył Boga na swój obraz i podobieństwo.
- Zwykle cytuje się to na odwrót, ale ogólnie się zgadza.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]