[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pociemniało. Ogromna ciężka chmura, czająca Się od wielu godzin na wschodzie, pochłonęła nsole słońce i
w starym, liściastym, wilgotnym lesie zapanował nieprzyjemny półmrok. Powietrze było Btste i jakby nała-
dowane elektrycznością. Mathr-czykiem wstrząsnął mimowolny dreszcz. Przyśpieszył kroku. Flegmatyczny
jak zawsze Kowalski położył mu statecznym, opiekuńczym niby gestem swą ciężką dłoń na ramieniu.
Zrównali krok. Kiedy doszli do zatoczki, wyłowiony z jeziora przedmiot spoczywał już na brzegu. Z odle-
głości kilkunastu kroków, jakie ich jeszcze od niego dzieliły, wygląda! jak oplatany wodorostami i potwor-
nie zniekształcony kadłub człowieka.
— Poznaję pan? zapytał Zadra wskazując ręką manekin.
Matlarczyk nawet nie spojrzał w tym kierunku. Zwiesił głowę i przybierając pełną rezygnacji postawę
rzucił szybkie, taksujące spojrzenie na Zadrę i Kowalskiego.
— Niech pan nie próbuje uciekać. To bez sensu. Nie ma pan żadnych szans. Nie chciałbym, żeby
brzmiało to jak przechwałka, ale zapewniam pana, że jestem szybszy. Zresztą gdybym nie był. też by pan
daleko nie uciekł. Przecież pan wie. Niech pan zakończy tę grę po męsku. Tylko to jeszcze panu zostało.
Przez jakiś czas Matlarczyk trwał w milczeniu w nic zmienionej pozie, po czym podniósł głowę, wy-
prostował się, spojrzał Zadrze prosto w oczy.
— Ma pan rację. Przyznaję się. Zabiłem go. Gdybym miał teraz zacząć wszystko od początku, też bym
się nie zawahał. Ja już swój rachunek wyrównałem. Reszta mnie nie interesuje Mnie już i tak nie ma. Nie
istnieję. Moje życie skończyło się tamtej nocy.
— Myślę, że powtórzy pan swoje wyznanie prokuratorowi.
— Jestem do pańskiej dyspozycji, panie poruczniku.
Na stoliku, przykrytym białą lnianą serwetką paliła się wetknięta w butelkę po bułgarskim winiaku
świeczka. Maria obserwowała jej płomień poprzez mieniące się w wysokiej szklance czerwone wino.
—Wiesz — powiedziała cicho, patrząc łagodnie na Marcina — dopiero tydzień mieszkam w lej twojej
kawalerce, a już zdążyłam się do niej przyzwyczaić. Polubiłam ją nawet... Chociaż trzeba tu jeszcze bardzo
dużo zmienić — dodała po chwili wojowniczym nieco tonem.
— Nie ma sensu.
— Dlaczego?
— Bo to już koniec. Osłupiała.
— Czego koniec? — zapytała przestraszona.
— Naszego pobytu tutaj.
— Dlaczego? — wpatrywała się z niepokojem w twarz Marcina.
— Bo dostałem przydział na mieszkanie. M-4, prawie siedemdziesiąt metrów. Jest jeszcze tylko do za-
łatwienia mała formalność...
Jej oczy zamieniły się w dwa ogromne znaki zapylania.
— Muszę się przedtem ożenić. Czy zechcesz zostać panią kapitanową?
Bez słowa rzuciła mu się w ramiona.
Mogli kontynuować rozmowę dopiero po dłuższej chwili leżąc już na kanapie i zachłannie zaciągając
się papierosami.
— No i nie odpowiedziałaś mi w końcu...
— Bo jestem dobrze wychowana i nie mówię, gdy mam zajęte usta -- odpowiedziała rumieniąc się i
wpychając mu głowę gdzieś pod pachę.
Przytulił ją mocno. Oswobodziła się po chwili i usiadła przybierając subtelnie zdecydowany wyraz
twarzy.
— Ale ślub weźmiemy w Sopocie, prawda?
— Oczywiście, kochanie. Jak sobie życzysz. Wezmę tydzień urlopu. Przy okazji odbędziemy naszą
podróż poślubna i miodowy tydzień. Tylko żeby nie trzeba było zbyt długo czekać. Nie mamy wiele czasu.
— Ja to załatwię -- odpowiedziała zdecydowanie i na powrót przytuliła się do niego.
Szykowali się już do snu. kiedy przerywając ścielenie łóżka zapytała:
— Wiesz, cały czas wydawało mi się. że w tej historii, którą wczoraj opowiadałeś, nie wszystko jed-
nak układało się tak ładnie, jak to przedstawiłeś i teraz sobie przypomniałam. Skąd mogłeś mieć pewność,
że nurkowie odnajdą ten manekin? Od tamtej nocy minęło przecież sporo czasu, a do tego mówiłeś, że było
tam bardzo głęboko.
Zadra roześmiał się.
— A co, nie mówiłem ci?
— Nie.
— Po prostu. Przyjechałem tam wcześniej z Barnychem i przywieźliśmy manekin ze sobą. Przybrali-
śmy go odpowiednio wodorostami i wrzuciliśmy do wody. Zdaje się. że już ci kiedyś mówiłem, że nie lubię
niepotrzebnego ryzyka.
Roześmieli się oboje serdecznie. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire