[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Potem wło\yłam szlafrok i nastawiłam uszu, bo kto inny mógłby się do mnie
dobijać o piątej rano?
Następnie pomyślałam, \e niepotrzebnie wyłaziłam z wanny. Gdybym zaczęła się
topić, jak zaplanowałam, a to byłby rzeczywiście Pedro, i wszedłby, zobaczyłby
mnie na pół utopioną,
198
odratowałby mnie metodą usta-usta i zrozumiałby, jak wielka jest moja miłość, i
ju\ by nie odszedł, a ja bym mu wybaczyła. Sama się wzruszyłam tą wizją, ale nie
zapłakałam. Nie zapłakałam dzisiejszego ranka ani razu, tote\ na serio obawiałam
się, co to będzie, kiedy wreszcie zacznę i wypłaczę z siebie wszystkie
zaległości naraz. Gdy\ kiedyś zacznę.
Dzwonek nadal dzwonił, więc po prostu otworzyłam drzwi.
To był właśnie Pedro.
Nie wiem jak wy, ale ja nie czułam się zaskoczona.
- Do! - powiedział z wyrzutem. - Bałem się o ciebie! Zpisz czy co?
Odpowiedziałam, \e nie śpię, poniewa\ i tak sam zauwa\ył, więc có\ tu ukrywać?
Ale nie dodałam jego imienia, bo jak to powiedzieć? Pedro czy Roman?
Wszedł do środka i nie siadając, wyrzucił z siebie:
- To jest naprawdÄ™ moja \ona, Do, ale rozwodzÄ™ siÄ™ z niÄ…! No jasne! Ka\dy
rozwodzi siÄ™ z \onÄ…, kiedy tylko pozna nowÄ…
dziewczynę. Ale potem okazuje się, \e znacznie łatwiej kochać się z doskoku, ni\
z doskoku prać skarpetki, gotować obiady, parzyć ziółka na niestrawność, zmywać
naczynia, drzemać po obiedzie z gazetą, więc niech ju\ lepiej \ona zostanie na
stałe, zamiast odwrotnie.
- To dobrze - powiedziałam chłodno. - śyczę szczęścia na nowej drodze \ycia.
- Do, mówię powa\nie! Rozwodzimy się! Ju\ dawno bylibyśmy po rozwodzie, gdyby
nie mój wypadek. Nie pojawiłem się na rozprawie. Dlatego ona mnie szukała,
rozumiesz? Jestem jej potrzebny do rozwodu! Za trzy tygodnie bierze ślub!
Stryszek zawirował przed moimi oczami.
- Nie kłamiesz, Pedro? - wykrztusiłam.
- Nigdy cię nie okłamię, Do!
Stryszek przestał wirować, poniewa\ Pedro chwycił mnie w ramiona. Tylko \e stało
się to, czego się obawiałam. Zaczęłam ryczeć w głos. Ciekły mi z oczu zaległe
łzy całego \ycia, wypłakiwałam wszystkie mę\nie kiedyś zniesione tragedie. Ale
ten płacz wypłukiwał ze mnie złogi cierpienia, zła, udręki i jak grudka złota na
płuczce z piaskiem odkrywała się moja jasna twarz nieuleczalnej optymistki.
199
Przytuliłam się do Pedra.
- Powiedziała ci, kim jesteś?
- Do tej pory zlewałem ją lodowatą wodą i poiłem wrzącą kawą.
- Ale powiedziała? Wiesz, kim jesteś?
-Wiem, Do! Usiądzmy, zjedzmy śniadanie, wszystko ci opowiem.
Przetarłam oczy rękawem szlafroka i z uśmiechem połaskotałam Pedra nosem w
policzek. Golił się wczoraj, więc miał ju\ rozkosznie kłujący jednodniowy zarost.
Gdy\ miłość nie powinna być nazbyt gładka i mdła.
- Nie, Pedro. Ja wcale nie chcę tego wiedzieć. Znam cię doskonale bez tego.
Roześmiał się głośno.
- To nowość! Nie ciekawi cię, nic a nic? Dlaczego?
- Nie potrzebuję tego do szczęścia, Pedro - odpowiedziałam i porozumiewawczo
mrugnęłam do Johna R. Melga, którego werniks znów błyszczał pełnią optymizmu. -
Ani trochę nie potrzebuję. Ju\ ja cię sama stworzę na obraz i podobieństwo swoje,
Pedro!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]