[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miłości, tylko dla jakiegoś numeru przeciwko Wynantowi.
Uśmiechnęła się spokojnie i spytała:
- Ty naprawdÄ™ sÄ…dzisz, \e jestem zdolna do wszystkiego?
- To niewa\ne - odparłem. - Powinnaś teraz myśleć o tym, \eby nie wylądować na
resztę \ycia w więzieniu.
Pisk, który wydała, choć niegłośny, był straszny, a przera\enie, które odmalowało się
na jej twarzy przed chwilą, było niczym w porównaniu z obecnym. Złapała mnie za klapy i
przywarła do nich bełkocząc:
- Nie mów tego, błagam. Powiedz, \e nie myślisz tego naprawdę.
Chwiała się, więc ją objąłem ramieniem, \eby nie upadła. Nie słyszeliśmy Gilberta,
dopóki nie zakaszlał.
- śle się czujesz, mamusiu? - spytał.
Powoli odjęła ręce od moich klap i odstąpiwszy o krok powiedziała do niego:
- Twoja matka jest niemądra. - Ciągle dr\ała, ale uśmiechała się do mnie i dorzuciła
\artobliwym tonem: - Brutal jesteś. śeby mnie tak przestraszyć.
Odparłem, \e nie chciałem jej straszyć. Gilbert poło\ył płaszcz i kapelusz na krześle i
z grzecznym zainteresowaniem wodził wzrokiem ode mnie do niej. Kiedy stało się jasne, \e
\adne z nas nie ma zamiaru mu nic wyjaśnić, zakaszlał znowu, powiedział:  Strasznie się
cieszę, \e pana widzę - i podszedł uścisnąć mi rękę. Odparłem, \e i ja się cieszę.
- Masz bardzo zmęczone oczy - zauwa\yła Mimi. - Pewnie znowu czytałeś przez całe
popołudnie bez okularów. - Potrząsnęła głową i poinformowała mnie: - Jest taki sam
niemÄ…dry jak jego ojciec.
- Są jakieś wiadomości od tatusia? - zapytał.
- Nie, od czasu tego fałszywego alarmu - odparłem. - Chyba wiesz, \e alarm był
fałszywy.
- Tak. - Zawahał się. - Chciałbym porozmawiać z panem, zanim pan wyjdzie.
- Oczywiście.
- Przecie\ z nim rozmawiasz, kochanie - wtrąciła Mimi. - Macie przede mną jakieś
sekrety?
Powiedziała to zupełnie lekkim tonem. Nie dr\ała ju\.
- Znudziłoby cię to.
Gilbert wziął płaszcz i kapelusz, skinął w moją stronę i wyszedł z pokoju. Mimi
potrząsnęła głową.
- Zupełnie nie rozumiem tego chłopca. Ciekawam, co sobie pomyślał o tej scenie. -
Nie sprawiała wra\enia zbytnio przejętej. Po chwili zapytała powa\nie: - Dlaczegoś to
powiedział, Nick?
- śe wylądujesz w...?
- Zresztą mniejsza o to. - Wzruszyła ramionami. - Nie chcę o tym więcej słyszeć.
Mo\e zostaniesz na kolacji? Będę pewnie sama.
- Niestety nie mogę. Wróćmy lepiej do tego dowodu, który znalazłaś.
- Kiedy ja nic nie znalazłam. To było kłamstwo. - Zmarszczyła powa\nie czoło. - Nie
patrz na mnie takim wzrokiem. To było naprawdę kłamstwo.
- Więc sprowadziłaś mnie tutaj, \eby kłamać? - zapytałem. - A mo\na wiedzieć,
dlaczego się rozmyśliłaś?
Parsknęła śmiechem.
- Ty mnie musisz naprawdę bardzo lubić, Nick. Inaczej nie byłbyś dla mnie taki
niesympatyczny.
Jakoś nie potrafiłem się w tym dopatrzyć sensu.
- Więc dobrze - powiedziałem. - Wpadnę do Gilberta i uciekam.
- Szkoda, \e nie mo\esz zostać.
- Niestety - powtórzyłem. - Gdzie mam go szukać?
- Drugie drzwi na... Czy oni zatrzymajÄ… Chrystiana?
- To zale\y od tego, co im powie. Jeśli będzie mówił prawdę, to mo\e go puszczą.
- Och, on... - Urwała i zmierzyła mnie ostrym spojrzeniem. - Czy ty mnie
przypadkiem nie nabierasz? Chrystian jest naprawdÄ™ tym Keltermanem?
- Policja tak uwa\a.
- Ale ten tajniak, który tu dzisiaj był, nie zadał mi ani jednego pytania o Chrystiana -
zaprotestowała. - Pytał tylko, czy znałam...
- Nie byli wtedy pewni - wyjaśniłem. - Sprawa obracała się jeszcze w sferze
podejrzeń.
- A teraz są pewni? Przytaknąłem skinieniem głowy.
- SkÄ…d siÄ™ dowiedzieli?
- Od jednej jego znajomej.
- Co to znowu za znajoma?
Jej oczy pociemniały lekko, ale nie straciła panowania nad głosem.
- Nie pamiętam nazwiska - skłamałem. Ale zaraz powróciłem do prawdy: - Ta
dziewczyna, która mu dostarczyła alibi na czas morderstwa.
- Alibi? - zapytała z oburzeniem. - Nie chcesz chyba powiedzieć, \e policja uwierzyła
takiej dziewczynie na słowo?
- Jakiej dziewczynie?
- Dobrze wiesz, o co mi chodzi.
- Nie wiem. Znasz jÄ…?
- Nie - odparła takim tonem, jakbym ją obraził. Zwęziła oczy i przyciszyła głos niemal
do szeptu: - Nick, sądzisz, \e to on zabił Julię?
- Dlaczego by ją miał zabijać?
- A jeśli mał\eństwo ze mną było mu potrzebne tylko dla zemszczenia się na Clydzie?
Namawiał mnie do powrotu, liczył, \e uda się od niego wydusić jakieś pieniądze. Sama nie
wiem, mo\e pomysł był mój, ale w ka\dym razie bardzo nalegał. I jeśli po przyjezdzie spotkał
tutaj Julię... Znała go oczywiście, przecie\ pracowała ju\ wtedy u Clyde a. Więc kiedy się z
nią umówiłam tego dnia, zląkł się, \e jak ją wyprowadzę z równowagi, gotowa go sypnąć w
rezultacie... Nie mogło tak być?
- To wszystko się nie trzyma kupy. Przecie\ wyszliście razem z domu. Nie miałby
czasu, \eby...
- Taksówka, którą jechałam, strasznie się wlokła - powiedziała. - Zresztą mo\e po
drodze gdzieś wstępowałam... Zdaje się, \e wstępowałam do drogerii po aspirynę. - Kiwnęła
energicznie głową. - Tak, teraz sobie przypominam.
- A Jorgensen wiedział, \e się zatrzymasz, bo go przezornie poinformowałaś -
dokończyłem. - Tak nie mo\na, Mimi, morderstwo to powa\na rzecz. Nie mo\na wrabiać
ludzi tylko dlatego, \e ci wycięli brzydki kawał.
- Kawał? - zapytała i spojrzała na mnie wściekłym wzrokiem. - Ten, ten...
Obrzuciła Jorgensena stekiem nieprzyzwoitych, wulgarnych, obel\ywych słów, przy
czym jej głos stopniowo się podnosił, a\ pod koniec wrzeszczała mi prosto w twarz. Kiedy
zrobiła przerwę dla nabrania tchu, wtrąciłem:
- Aadnie klniesz, ale...
- I jeszcze miał czelność sugerować, \e ją mogłam zabić - przerwała mi. - Nie miał
odwagi spytać mnie wprost, tylko ciągle wracał do tego tematu, dopóki mu wyraznie nie
powiedziałam, \e to... no, \e to nie ja ją zabiłam.
- Co innego zaczęłaś mówić. Dopóki mu wyraznie nie powiedziałaś, \e co?
Tupnęła nogą.
- Przestań mnie łapać za słówka!
- Dobrze i niech cię szlag trafi - powiedziałem. - Nie przyszedłem tu ze swojej
inicjatywy.
Ruszyłem po płaszcz i kapelusz. Dogoniła mnie i złapała za ramię.
- Proszę cię, Nick, nie gniewaj się. To ten mój cholerny brak opanowania. Sama nie
wiem, co...
Wszedł Gilbert.
- Przejdę się z panem kawałek - oznajmił. Mimi zmierzyła go z ukosa.
- Podsłuchiwałeś?
- Tak krzyczałaś, \e choćbym nie chciał, musiałem słyszeć - odparł. - Mo\esz mi dać
trochę pieniędzy?
- Nie skończyliśmy jeszcze rozmawiać - powiedziała.
Spojrzałem na zegarek.
- Muszę uciekać, Mimi. Zrobiło się pózno.
- Wrócisz, jak załatwisz swoje sprawy?
- Jeśli nie będzie bardzo pózno. Ale nie czekaj na mnie.
- Będę w domu - powiedziała. - Przyjdz bez względu na godzinę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire