[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwyczaj zorganizowaną.
Pia skrzywiła się. Trwało to mgnienie, ale dało mu do
myślenia. Zrobił jej przykrość. Czyżby Sabrina Renati kry-
tycznie odnosiła się do poczynań córki?
- Znasz moją matkę? - zapytała lekko.
-Oczywiście. - Postanowił udawać, że niczego nie
zauważył. - Jak wiesz, nasi ojcowie razem chodzili do
szkoły. Gdy twój tata zmarł i mama otworzyła firmę, mój
ojciec jako jeden z pierwszych zlecił jej zorganizowanie
przyjęcia.
- Nie wiedziałam. To na pewno bardzo jej pomogło, wy-
robiła sobie nazwisko.
- Sabrina sama zapracowała na dobrą opinię - z przeko-
naniem skomentował Federico. - W południowej Europie
jest uważana za jedną z najlepszych w branży. Mój ojciec
i Antony stale korzystają z jej usług. Ojciec nawet chciał
ją zatrudnić na ten weekend bo wydajemy doroczny bal,
S
R
z którego dochód zostanie przeznaczony na wsparcie ba-
dań nad cukrzycą.
Pia popatrzyła na niego chmurnie.
- Moja mama tu będzie?
- Niestety, nie. Wcześniej podpisała umowę na przygoto-
wanie trzydniowego festiwalu w Berlinie. Zlecenie od kanc-
lerza. - Federico zaśmiał się cicho. - Mojemu ojcu rzadko
ktoś odmawia. Był bardzo zawiedziony.
Pia kiwnęła głową, ale jej spojrzenie pozostało nieprze-
niknione.
- Nie miałam pojęcia, że wyjechała z kraju. Domyślam
się, że król zatrudnił kogoś innego?
- Owszem. - Federico widział, że ten temat nie był dla
niej miły. Wskazał ręką na drzwi. - Chłopcy mieli lekcję
muzyki. Sprawdzimy, czy już skończyli?
Pia kiwnęła głową i wstała od stołu.
- No to co będziemy z nimi robić?
- A pytałeś ich, na co mają ochotę?
Federico uniósł brwi.
- W ogóle o tym nie pomyślałem. Moi rodzice nigdy
mnie nie pytali.
- To spróbuj. Może spodobają ci się ich pomysły.
- Nie wiem, czy dobrze robimy - mruknął Federico,
przerzucając sterty dziecinnych ciuszków w poszukiwa-
niu żółtego sztormiaka Artura. Pokojówki nie radziły so-
bie z bałaganem panującym u chłopców. Pia sprawdzała
rozmiar niebieskiego płaszcza przeciwdeszczowego poży-
czonego od sekretarki księcia.
S
R
Federico wreszcie znalazł sztormiak. Leżał w najdal-
szym kącie garderoby.
- Książęta nie powinni biegać po deszczu. To jest zle wi-
dziane. W dodatku mogą się zaziębić.
Pia popatrzyła na niego sceptycznie. Włożyła płaszcz
i przykucnęła, by pomóc Paolowi wsunąć rączki w rękawy.
- Jako dziecko nigdy nie biegałeś po deszczu? Nie chla-
pałeś się w kałużach?
- Poznałaś mojego ojca, króla Eduarda, prawda? Oczy-
wiście, to było absolutnie wykluczone. Ojciec w życiu by
się na to nie zgodził. - Federico zaśmiał się. - Ja też nie
powinienem.
- Ale tatusiu! Obiecałeś! - Paolo z niepokojem popatrzył
na ojca.
- Paolo, idziemy! Prawda, tatusiu? - Arturo też wbił
w ojca pytający wzrok. Gorączkowo wpychał nóżkę w ka-
losz, by jak najszybciej być gotowym do wyjścia, nim oj-
ciec się rozmyśli.
Federico zwichrzył chłopcu włosy.
- Od tamtej pory minęło tyle lat, że przez ten czas dzia-
dek pewnie stał się trochę bardziej wyrozumiały. Gdybym
teraz był dzieckiem, może by mi pozwolił na taką zabawę.
A ja dałem wam słowo, prawda?
- Tak! - radosnym chórem wykrzyknęli chłopcy i z roz-
machem przybili piątkę, po czym rzucili się do wyjścia
z takim impetem, że omal nie przewrócili Pii.
Może jednak Federico miał rację, zastanowiła się, gdy
kilka minut pózniej patrzyła na rozbrykanych chłopców.
Zaziębić się raczej nie zaziębią, ale ich ubranka mogą nie-
S
R
zle ucierpieć. A co gorsza, mogą poślizgnąć się na mokrej
ziemi i zrobić sobie krzywdę.
Wyszli z pałacu. Dzieciaki pobiegły przodem w stronę
schodów wiodących do ogrodu. Lecieli jak opętani, co chwila
oglądając się za siebie, by sprawdzić, czy ojciec na nich patrzy.
Pia obawiała się nie na żarty, że zaraz sturlają się ze schodów.
Paolo z głośnym okrzykiem zeskoczył z ostatniego stop-
nia prosto w kałużę. Prysnęła woda, bryznęły grudki bło-
ta i ochlapały spodnie chłopczyka. Pia zerknęła na księcia,
spodziewając się dezaprobaty. Odetchnęła, widząc, że Fe-
derico sprawdza kieszenie, szukając aparatu, a potem mru-
czy pod nosem. Był zły na siebie, że o tym nie pomyślał.
Arturo, którego czujnej uwagi nie uszła reakcja ojca,
krzyknął radośnie i też skoczył w kałużę, ochlapując bra-
ta brudną wodą. Przez chwilę chłopcy taplali się w błocie.
W końcu Federico zszedł do nich i stanowczo nakazał im
wyjść na żwirowy podjazd oddzielający pałac od ogrodu.
- Pokażemy signorinie Renati huśtawki? - zapytał.
- Tak, tak! - zawołał Arturo, wyrywając się do przodu.
Przy kolejnej kałuży kątem oka spojrzał na ojca. Ominął
wodę i pobiegł żwirową alejką przez ogród różany.
- Dasz radę biec? - zawołał Federico, przyśpieszając
kroku.
- A mam wybór? - zapytała Pia, wyciągając nogi, by nie
zostać w tyle.
Na szczęście miała odpowiednie na taką okazję ubranie.
W przeciwieństwie do Federica, który pozostał w tym sa-
mym stroju co na śniadaniu, w czarnych spodniach, stalo-
wym krawacie i jasnoszarej koszuli. Nie miał nawet płasz-
S
R
cza przeciwdeszczowego, tylko czarny dwurzędowy trencz.
Ubiór odpowiedni na oficjalną okazję, nie na zabawy
z dziećmi. Książę przeskoczył przez kałużę i złapał młod-
szego syna. Pia popatrzyła na jego wyglansowane pantofle.
Dzisiejszy dzień z pewnością je nadweręży.
Biegła obok Federica. Książę przytrzymywał na bio-
drze piszczącego z radości Paola, Arturo pędził przodem.
Mimo wysiłku było jej radośnie i lekko na sercu. Ciepłe
krople deszczu padały na twarz. W wilgotnym powietrzu
zapach rozkwitłych róż wydawał się jeszcze bardziej inten-
sywny i upajający.
Dobiegli do końca ogrodu. Za żywopłotem i żwirowa-
ną ścieżką ciągnęły się zielone trawniki. Arturo biegł dalej.
W cieniu dwóch rozłożystych drzew Pia zobaczyła huśtaw-
ki. Zimozielone rośliny i iglaki osłaniały teren, ukrywając go
przed oczami ciekawskich. Tej części ogrodu nie widać ani
z pałacu, ani z ulic biegnących wzdłuż kutego ogrodzenia.
- Jakie zaciszne miejsce - zachwyciła się. - Myślałam, że
w pałacu wszystko jest widoczne jak na dłoni.
- Niespodzianka, co? - odparł Federico, stawiając Pa-
ola na ziemi i obserwując, jak malec biegnie do huśtaw-
ki. - Mojej mamie bardzo zależało, byśmy mieli normal-
ne dzieciństwo. Starała się trzymać nas z dala od kamer.
To miejsce to jej zasługa. Z nim wiąże się najwięcej wspo-
mnień. Antony i ja spędziliśmy tu niemal całe dzieciństwo.
Pózniej przyszła pora na Stefana, choć on wolał spacery
po ogrodzie.
- A twoja siostra?
Federico wzruszył ramionami i zaczął bujać Paola.
S
R
- Isabella od dziecka siedziała z nosem w książkach. Gdy
tu przychodziła, nie bawiła się, tylko czytała. Zazwyczaj
jednak przesiadywała w starej części pałacu.
Arturo huśtał się wysoko, krzycząc z radości. Odchylił
głowę i uniósł buzię do nieba.
Pia uśmiechała się, ale w głębi duszy poczuła ukłucie
zazdrości. Jakże inaczej wyglądało jej dzieciństwo! Ile by
dała, by tak jak Isabella mieć jakieś miejsce tylko dla sie-
bie, swój azyl.
Patrzyła na Artura. Chłopiec starał się rozbujać huśtaw-
kę jeszcze bardziej. Wznosił się coraz wyżej. Pia zerknęła
na księcia. Paolo domagał się, by i jego rozbujać tak wy-
soko.
- Mieliście wspaniałą mamę - powiedziała do Federica.
- Cudowną. Ciągle mi jej brakuje. Byłem na studiach,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]