[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mam pojęcia, jakim cudem udało mi się tak długo przeżyć. To pewnie wybryk natury. Miałaś
rację, większość z nas gryzie ziemię, zanim dobije trzydziestki. W tej chwili też żyję na kredyt.
Nie powinienem żyć, a już na pewno niewiele czasu mi pozostało.
- Ale...
- Nie! - rzekł ostro. - Wiem że tak jest. Czuję to. - Mówiąc to nie potrafił się
powstrzymać, by nie przesunąć rękami w dół pleców Dorie, wyczuwając krągłości jej ciała.
Nie potrafił się powstrzymać i nie pogładzić jej okrągłych pośladków. I nie potrafił zdusić
jęku, który wyrwał mu się z gardła. Prędzej by umarł, niż powiedziałby jej, że jest najbardziej
godną pożądania kobietą jaką do tej pory spotkał, że wolałby spędzić noc z nią niż z inną
nawet piękniejszą dwa razy od tej jej siostrzyczki.
- Musimy być razem, dopóki nie wydostanę cię z tego, ale potem ty wracasz do
swojego świata, a ja do swojego. Nie należymy do tego samego gatunku ludzi. Jesteśmy z
różnych stron.
- Może należymy do tego samego gatunku ludzi, ale po prostu urodziliśmy się w
różnych stronach. Może byłby pan kimś innym, gdyby był pan synem mojego ojca.
-Pewnie zawisłbym za powieszenie drania - szepnął pod nosem Dorie uśmiechnęła się.
Wiedziała, że jej ojciec zasłużył na nienawiść Cole'a.
Zadowolona przytuliła się do niego.
-Lubię pana - rzekła. - Lubię pana bardzo. Jest pan dobry.
Nie miała pojęcia o tym, że jej słowa były dla niego zaskoczeniem. Kilka kobiet
wyznało mu miłość, ale nigdy żadna nie powiedziała, że go lubi ani nie nazwała dobrym
człowiekiem. A mimo to prawie uwierzył Dorie.
Trzymał ją blisko siebie, czuł jej ciepło i czystość. To dziwne, ale gdy spoczywała tak
przy nim czuł się kimś dobrym. Wszystkie te strzelaniny w jakich uczestniczył, mogły
wydarzyć się komuś innemu, i gdy Dorie uniosła ku niemu wzrok poczuł że stać go na
wszystko.
-Wyciągnę cię z tego skarbie - szepnął
Nie odpowiedziała bo była śpiąca. Ufała mu tak bardzo że zasnęła w jego ramionach.
Cole prędzej by umarł niż pozwolił, aby ktoś lub coś mogło ją skrzywdzić.
9
183
- Nie jadę - oświadczyła Dorie, stojąc przy koniu, na którym jechała razem z Cole'em.
Skrzyżowała ręce na piersi i parzyła wyzywająco. Nie zrobię tego i już. Możecie mnie
zastrzelić, jeśli chcecie ale ja tego nie zrobię!!!
Cole uznał że wszelkie dobre opinie jakie miał na temat Dorie a kobiet w ogólności, to
były podszepty diabła. Tylko diabeł mógł sprawić że pomyślał coś dobrego o stworzeniu tak
upartym żeby nie powiedzieć głupim.
Gdy Ford otrząsnął się z szoku, niewielu mężczyzn i żadna kobieta nie powiedzieli mu
„nie”, wyciągnął rewolwer z kabury. Na to Cole cofnął konia i własnym ciałem zagrodził
drogę kuli, która mogła przeszyć Dorie.
Muszę zachować spokój, powiedział sobie. Muszę ją przekonać muszę użyć perswazji.
Kobiety lubią słodkie słówka.
- Niech cię diabli porwą! - Zaczął przez zaciśnięte zęby. - Czy ty nie zdajesz sobie
sprawy z powagi sytuacji? Możesz zostać zabita Możesz.
- Nie powiem mu gdzie jest złoto nawet gdyby miał mnie zastrzelić - rzekła Dorie nie
zaszczycając Cole’a spojrzeniem. Zesznurowała wargi w tak wąska linię że wyglądały jak
szew na siedzeniu nowiutkiego powozu.
- Dorie - zaczął lecz urwał. A Czym się tu przejmować? - Objął ją w pasie i usiłował
wsadzić na konia.
To prawda, była drobna, ale zawzięta, a on mógł używać tylko jednej ręki. Gdy
usiłował ją podnieść, machała rękami i nogami, prężyła się i odpychała Cole'a wszystkimi
kończynami.
Wyglądało to na wyrównaną walkę mięśni z uporem.
Słysząc znany, chrapliwy rechot Forda, Cole puścił Dorie, by zapewnić sobie lepszy
chwyt.
-Zostaw ją - rzucił Ford.
Cole natychmiast stanął między nią i bandytą.
- Nie skrzywdzisz jej - rzekł. Oczy mu zabłysły. Ford parsknął:
- Hunter, coś mi się zdaje, że to wasze nielubienie to bujda Cole'owi dreszcz przebiegł
po kręgosłupie. Jeśli Ford zorientuje się, że kłamali w tej sprawie, zorientuje się też co do
innych rzeczy. Niebawem dojdzie do wniosku, że nie ma powodu trzymać zakładników przy
życiu.
W tym momencie z rozkoszą udusiłby Dorie. Przez długi czas wydawało mu się, że po
raz pierwszy w życiu poznał kobietę, która ma trochę rozsądku. No, ale tego rana pokazała, że
jest... najbardziej kobieca ze wszystkich kobiet. Nic gorszego nie mógł sobie pomyśleć na jej
temat. Okazało się że nie miała kropli oleju w głowie.
Tego rana po dwóch godzinach snu kazano im dosiąść konia. Jechali wytężonym
kłusem aż znaleźli się na wzgórzu górującym nad osadą która istniało głównie po to aby
można było w niej grzeszyć. Kiedyś była tu zwyczajna mieścina ale dokonała żywota tak
dawno że nikt nie pamiętał ani nie dbał w jakim celu ją wzniesiono. Jednakże gasnące
palenisko życia od którego uszli ludzie zarabiający uczciwą pracą podsycili szulerzy i
mordercy. Teraz była to osada wyłącznie dla mężczyzn i kobiet gotowych stracić pieniądze
lub życie. Oczywiście było to gniazdo Winotki Forda, jedyne miejsce na ziemi, w którym czuł
się bezpiecznie.
Tak długo zwlekali na wzgórzu, z którego był widok na kilka zniszczonych budynków,
aż upewnili się, że nie ma tam posterunku szeryfa, żołnierzy, nikogo, kto mógłby przysporzyć
im kłopotów.
Gdy Dorie i Cole siedzieli jeszcze na koniu i patrzyli w dół, zapytała:
- Jedziemy tam?
- Tak - odparł Cole, zachodząc w głowę, jak wyrwać się z tego miejsca. Nie miał
pieniędzy, żeby móc kogoś przekupić; nie mógł otworzyć sobie drogi rewolwerem. Kiedy raz
184
dojadą do osady, jak się stamtąd wydostaną?
- Nie mogę wjechać do miasta w koszuli nocnej - płaczliwym głosem powiedziała
Dorie.
- Nikt tego nie zauważy - zbył ją, zastanawiając się, czy spotka kogoś znajomego.
Dobrze by było, żeby to był ktoś, komu nie wystrzelał kiedyś krewnych. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire