[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Donny ego. To zawodowiec.
Po cichu liczył na to, że Donny pozwoli mu działać. On też miał zamiar
pojechać do Pineridge. Palcami wymacał chłodną kolbę swojej trzydziestki
ósemki.
Nagle poczuł, że zrobiło mu się zimno.
Masz jakieś płyty pilśniowe? spytał.
Płyty pilśniowe? powtórzyła, zdziwiona pytaniem.
Tak. Chodz, coś ci pokażę.
Przeszli do przedpokoju, gdzie było jeszcze chłodniej. Jednak najniższa
temperatura panowała w salonie. Przez wybitą szybę wpadało do niego mrozne,
zimowe powietrze.
Przynajmniej choinka ci się nie osypie zauważył. No, jak z tą płytą
pilśniową? Może też być sklejka, ale musiałbym znalezć coś do piłowania.
Chyba jest coś w garażu odrzekła.
Sully zamknął drzwi do salonu i skierował się na zewnątrz. Garaż Theresy
znajdował się w wolno stojącym budynku.
Nie jest zamknięty? spytał, zdejmując kurtkę z wieszaka.
Nie, nie. Zupełnie o tym zapomniała wczoraj wieczorem. Zresztą
znajdowało się tu tylu policjantów, że dom był strzeżony niczym twierdza.
Sully wszedł do budynku bocznymi drzwiami, zapalił światło i oparł się o
ścianę. Chciał przemyśleć całą sytuację. Miał nadzieję, że telefon i notatka nie
były tylko głupim dowcipem. Jeśli rzeczywiście dostali list od porywacza, Eric
miał jeszcze szansę. Trzeba tylko działać spokojnie i powoli. Nie mogą ulec
panice, bo to się zwykle zle kończy.
Spojrzał na samochód Theresy i na stojący w kącie czerwony rowerek. To
przy nim się tyle namęczył. Teraz, po trzech latach, rower wyglądał jak nowy.
Gdzieniegdzie widać było zdrapaną farbę, ale poza tym lśnił czystością. Eric
dbał o swoje rzeczy. To dlatego Sully zdecydował się dać synowi Montanę.
Wiedział, że psiak nigdy nie będzie chodził głodny czy zaniedbany.
Długo powstrzymywane łzy zaczęły płynąć mu po policzkach. Postanowił
nie walczyć ze sobą i wycierał je jedynie ligninową chusteczką.
Jednocześnie odetchnął z ulgą, myśląc o tym, że Theresa nie może go w
tej chwili widzieć. Na pewno by się rozzłościła. Mężczyzni powinni być silni i
się nie poddawać.
Cholera! mruknął i zacisnął pięści.
Ten, kto porwał Erica, gorzko tego pożałuje. Już on o to zadba. Po raz
ostatni wytarł oczy i policzki i zaczął rozglądać się za płytą pilśniową. W końcu
znalazł odpowiedni kawałek. Jeśli będzie trzeba ją przeciąć, skorzysta ze
zwykłego kuchennego noża.
%7łeby wyjść, musiał otworzyć główne drzwi, przez które wyjeżdżał
samochód. Działały na pilota, ale poradził sobie z nimi. Następnie wyciągnął
kawał płyty i ruszył do domu.
Hej, Thereso! zawołał, wchodząc do domu. Nie odpowiedziała.
Znalazł ją dopiero w salonie, gdzie stała, patrząc na swój zakrwawiony
palec. Próbowała pozbierać odłamki szkła i musiała skaleczyć się jednym z nich.
Odstawił płytę i pospieszył do żony.
Pokaż! Co się stało?
Theresa patrzyła bez emocji na strumyczek krwi.
Nic takiego odparła.
Mimo to zabrał ją do kuchni, żeby przemyć i opatrzyć rankę. Miał
nadzieję, że nie ma w niej szklanych odłamków. Sam się skaleczył szkłem z
podłogi, ale było to tylko niegrozne zadrapanie.
Wygląda na to, że wszystko w porządku powiedział, oglądając palec
żony pod światło. Następnie wypłukał go pod strumieniem zimnej wody.
Masz może gdzieś plaster?
W szafce nad zlewem odparła.
Znalazł tam coś w rodzaju podręcznej apteczki. Rzeczy, które bardzo
przydawały się w domu przy dorastającym chłopcu. %7łeby oczyścić rankę, polał
ją jeszcze wodą utlenioną, a następnie owinął palec plastrem z opatrunkiem.
No, w porządku powiedział. Theresa pokręciła głową.
Nic nie jest w porządku rzekła z bólem.
Sully spojrzał jej w oczy, a następnie mocno ją przytulił. Wiedział, co
teraz przeżywa. Z jednej strony cieszyła się pewnie, że Eric żyje, ale z drugiej,
kłębiły się w niej przeróżne wątpliwości.
Nie myśl o najgorszym szepnął jej do ucha, czując ciepło bijące od jej
ciała.
Myślałam o tym, dlaczego właśnie nam musiało się to przytrafić
powiedziała bezbarwnym głosem. W czym zawiniliśmy?
Nie zrobiliśmy nic złego zapewnił, tuląc ją mocno. Czasami złe
rzeczy przytrafiają się porządnym ludziom. Tak to już bywa.
Odsunęła się od niego trochę, żeby móc spojrzeć mu w oczy.
Tak, jak wtedy, kiedy do ciebie strzelano?
To była zupełnie inna sytuacja. Puścił ją. Chodz, spróbujemy zrobić
coś z tym oknem, zanim zacznie ci zamarzać woda w kaloryferach.
Theresa nie do końca rozumiała, co właściwie wydarzyło się tamtej nocy.
Może powinien powiedzieć jej jasno, że podejrzewa któregoś z kolegów o
zdradę, zamiast podawać jakieś paranoiczne wyjaśnienia. Wydawało mu się, iż
informuje ją delikatnie, że coś jest nie w porządku, ale Theresa mogła odnieść
wrażenie, że podejrzewa cały świat o spisek. Być może powinien jej bardziej
zaufać...
Płyta prawie pasowała do okna. Trzeba ją było tylko przyciąć z jednej
strony i mocno wcisnąć w otwór. Kiedy to zrobili, Sully poprosił jeszcze o watę
i poutykał ją w szpary.
Dobrze, tak może na razie zostać stwierdził. Powinnaś wezwać
szklarza, ale obawiam się, że tuż przed świętami może być kłopot z naprawą.
W tym momencie usłyszeli, że ktoś wszedł bez pukania i po chwili w
salonie pojawił się Donny.
Słyszałem, że dostaliście żądanie okupu powiedział bez zbędnych
wstępów.
Sully wskazał rozłożony na stoliku papier i Donny przeczytał go uważnie,
bez dotykania.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]