[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przestała zresztą nalegać. Próbowała zapraszać córkę do siebie, i na obiady, i wieczorami,
Ruth jednak nie przychodziła zbyt często. Mówiła, że wcześnie się kładzie. Musi odpoczywać
po trudnym dniu. Czuła się wciąż zmęczona i ciężka. To, że jest ciężka, nie było żadną
przesadą. Mali z troską spoglądała na jej wielki brzuch, na opuchnięte kostki i nabrzmiałą
twarz. Zdawała sobie sprawę, że Ruth ma za dużo wody w organizmie. I chociaż to nic
dziwnego w ostatnim okresie ciąży, Mali bardzo się to nie podobało. Bo stan córki może
wskazywać, że nie wszystko jest, jak powinno. Zmiertelnie się bała, że coś może pójść zle i że
Ruth straci dziecko. Bo Mali wyraznie zdawała sobie sprawę, że teraz jedynie myśl o
nienarodzonym dziecku podtrzymuje jeszcze w córce iskrę życia. Ruth liczyła dni do
rozwiązania. Według niej pozostał ledwie tydzień. Na myśl o tym Mali czuła bolesny skurcz
w żołądku. Oby Bóg dał, że wszystko dobrze się skończy!
Mali zdążyła przekazać Sivertowi wiadomość o odwołaniu ślubu Ruth Liny i Oi w
ostatniej chwili przed wyjazdem rodziny do Ameryki.
- Jak to, nie będzie ślubu? - pytał Sivert zdumiony.
Mali pomyślała o Astrid w centrali. Prawdę Sivert usłyszy, kiedy przyjedzie.
- No nie będzie, bo okazało się, że to nieporozumienie z... no sam wiesz. Potem to już
Ruth Lina powiedziała, że nie chce. Jest jeszcze za młoda, żeby się wiązać na całe życie. To
zresztą zrozumiałe - dodała. - I teraz Ruth Lina pojechała do Trondheim, do swojej ciotki.
- No a co z OjÄ…?
- Oja przywiózł do domu Herborg i jest bardzo szczęśliwy - odparła Mali. - Tak więc jak
przyjedziecie, to będą i chrzciny dziecka, i wesele. Już się bardzo na to cieszymy!
- Tak, my też się cieszymy - przytakiwał Sivert. - Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z
planem, powinniśmy przyjechać pod koniec sierpnia i mamy zamiar zostać kilka tygodni.
- Zwietnie, bardzo nam to odpowiada - ucieszyła się Mali. - Bo chrzciny wyznaczyliśmy
na ostatnią niedzielę sierpnia, a wesele w sobotę, tydzień pózniej. Dobrze urządzać takie
uroczystości mniej więcej w tym samym czasie, dom jest wysprzątany i wszystko
przygotowane za jednym razem.
Mogła też porozmawiać chwilę z Johannesem. Kiedy usłyszała jego głos, łzy stanęły jej w
oczach. Tak bardzo za nim tęskniła. Zdarzało się, że leżała w nocy, nie śpiąc, i myślała, jak
dobrze byłoby mieć ich wszystkich przy sobie na zawsze: Siverta, Tordhild i Johannesa. Jak
dobrze byłoby móc porozmawiać z Sivertem, kiedy tego potrzebuje. On widzi wszystko tak
wyraznie. No ale to tylko marzenie, nic takiego się nie spełni. Dlatego chwile, które mogła
spędzić z Sivertem i jego rodziną, były dla niej wyjątkowo cenne.
- Jadę do Ameryki, babciu! - wolał Johannes przejęty. - Popłyniemy takim wielkim
statkiem, spędzimy na morzu wiele dni. Wyobraz sobie - sami na ogromnym morzu!
Człowiek znikąd nie widzi lądu. A fale są takie wysokie, że...
- Tak, ja wiem - przytakiwała Mali, ale z drżeniem przypomniała sobie straszne
nieszczęście Titanica".
Zawsze bardzo się bała, słysząc o tych podróżach do Ameryki. Bała się, że mogłaby
utracić ich wszystkich w jakiejś katastrofie. Tego już bym nie zniosła, pomyślała. Nigdy
jednak nic nie mówiła.
- A kiedy już wrócisz z tej Ameryki, to przyjedziesz do Stornes - powiedziała wnukowi,
ocierając płynące z oczu łzy.
- Tak, ja bardzo chcę do ciebie przyjechać - roześmiał się Johannes. - Będę się wtedy
opiekował moją kotką i wszystkimi innymi zwierzętami, oboje, ty i ja, będziemy chodzić na
brzeg i zbierać najpiękniejsze kamyki. Poza tym sądzę, że teraz nauczę się doić krowy -
dodał. - Bo chyba potrzebujesz pomocy w oborze, prawda?
- No, rzeczywiście, to będzie coś wspaniałego - roześmiała się Mali. - Oczywiście, że
nauczysz się doić krowy, Johannesie.
Potem, kiedy już się rozłączyli, stała jeszcze chwilę ze słuchawką w dłoni. Myślała, że
sierpień będzie już niedługo. Z drugiej strony jednak wydawało jej się, że ma przed sobą
wieczność.
Dni spędzane z Olą Havardem były przyjemną odmianą w codziennej rutynie. Chłopca
łatwo było polubić, taki jest sympatyczny, przyjazny i tak mało dla siebie oczekuje. Wszyscy
w domu go rozpieszczali. Nawet Ingeborg podsuwała mu raz po raz jakieś smaczne kąski, bo
zdawało jej się, że on to właśnie lubi. Chłopiec jednak najczęściej trzymał się Havarda.
Chodził za ojcem niczym cień, a Havard zawsze miał dla niego dużo czasu. Mali odczuwała
ból w sercu, kiedy widziała ich razem idących przez podwórze, kiedy Ola Havard wsuwał
swoją małą rączkę w dużą dłoń Havarda. To ona powinna była dać Havardowi syna, myślała
przy takich okazjach.
- Czy on już nigdy tu nie przyjedzie, ten Johannes? - spytał Ola Havard w niedzielę po
południu, kiedy siedzieli na dworze w słońcu, pili kawę, jedli ciastka i czekali, aż Laura
przyjedzie go odebrać.
Telefonowała przed południem i powiedziała, że chłopiec wraca do Storhaug.
- Oczywiście, przyjedzie - zapewniła Mali. - Będzie tutaj pod koniec sierpnia i zostanie na
kilka tygodni.
- A dlaczego nie ma go teraz?
- Bo on mieszka daleko stąd, przecież wiesz - tłumaczył Havard. - Johannes mieszka aż w
Oslo. A to od nas bardzo daleko.
- To dlaczego siÄ™ tutaj nie przeprowadzi?
- Bo widzisz, jego tata nie może tego zrobić - tłumaczył dziecku Mali. - On ma swoją
pracę, musi mieszkać w Oslo. A Johannes sam podróżować jeszcze nie może, chyba
rozumiesz.
Ola Havard chwilę zastanawiał się nad tym, co powiedziała. Potem jednak skinął głową.
- Cieszę się, że przyjedzie - oznajmił, spoglądając na paterę z ciastem.
- Wszyscy się cieszymy - odrzekła Mali i poczuła, że tęsknota pali ją w piersi. - A ty
możesz wziąć jeszcze jedno ciastko, jeśli chcesz - dodała, uśmiechając się do niego z
wilgotnymi oczyma.
Chłopiec zarumienił się z radości i wziął największy kawałek ciasta, jaki widział. Potem
usiadł Havardowi na kolanach.
- Czy ja muszę dzisiaj jechać do domu? - spytał nagle.
- No chyba musisz - rzekł Havard. - Mama pewnie za tobą tęskni, jesteś przecież takim
dużym i dzielnym chłopcem. Oczekuje pewnie, że będziesz jej pomagał.
Ola Havard nie odpowiedział. W zamyśleniu żuł ciasto i przytulał się mocno do Havarda.
Mali nie była taka pewna, że chłopiec czuje, iż matka ceni sobie jego pomoc albo za nim
tęskni. Nagle wydał jej się bardzo maleńki i bezbronny z tym kawałkiem ciasta w brudnej
rÄ…czce.
- A będę mógł niedługo znowu przyjechać? - spytał, patrząc na Mali prosząco. -
Naprawdę nie będę przeszkadzał...
- Ale ty nam nigdy nie przeszkadzasz, mój kochany - zapewniła Mali. - Nam jest bardzo
miło, kiedy tu jesteś, wszyscy tak uważamy. I oczywiście przyjedziesz już niedługo. Tylko że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]