[ Pobierz całość w formacie PDF ]
goda przyglądała mu się zachłannie. Ja zresztą też, Golenie całkowicie go od-
mieniło. Pomyślałem, że nareszcie pojawiła się rzeczywista twarz Zpiewaka. Ta
prawdziwa, a nie maska z sierści. Nie była szczególnie harmonijna. Byłoby nie-
możliwe nazwać Zpiewaka pięknym mężczyzną. Miał kwadratową szczękę, krótki
nos, małe oczy, szerokie nieregularne brwi co może zresztą było wynikiem nie-
precyzyjnego operowania ostrzem. Najbardziej jednak nienaturalnie wyglądała
przesadnie jasna skóra, która przecież do tej pory nie miała nigdy okazji zetknąć
się ze słońcem.
Nie mogłem poznać się w lustrze przekazał Zpiewak. Nie sądzę więc, by
poznał mnie ktokolwiek ze starych znajomych z miasta. Najgorsze to swędzenie. . .
53
chyba skórę sobie zedrę .
Drapał się nadal w rozmaitych miejscach, z miną wyrażającą skrajną irytację.
Westchnął ciężko.
Dopiero w połowie operacji przyszło mi do głowy, że to może nie najlepszy
pomysł, ale już było za pózno .
A co się stało?
Różyczka oświadczyła, że ja nie jestem jej tatikiem. Nie pozwoliła się do-
tknąć, zaczęta płakać. Chce do prawdziwego ojca i koniec. Mam nadzieję, że szyb-
ko się przyzwyczai, bo na razie boję się wrócić do domu. Podnosi krzyk, jak tylko
mnie zobaczy .
Pokręciłem głową. Zmiany następowały zbyt nagle jak na, mój gust. Co tu
kryć, zdążyłem popaść w rutynę tutejszego leniwego życia. pod gorącym słońcem
Jaszczura. Niespodziewane wydarzenia, wyrywajÄ…ce nas z utartej koleiny, wpro-
wadzały zamęt. . . ale jednocześnie czułem przyjemny dreszcz podniecenia. Czyż
to nie nagłe zwroty życia, decyzje podejmowane impulsywnie w jednej chwili wy-
wiodły mnie kiedyś z domu Płowego w szeroki świat? Bez tej szczypty szaleństwa
nigdy nie spotkałbym Pożeracza Chmur, nie zbratałbym się z Nocnym Zpiewakiem,
nie poznałbym tajemnic Labiryntu ani jagody.
Nocny Zpiewak rozwinął przed nami swoją część planu Wielkiej Ucieczki ,
która przyszła mu do głowy tuż przed godziną. Myszka mógł nas przetransporto-
wać na kontynent, tak byłby to dla niego ogromny wysiłek. Zpiewak miał na ten
temat własne zdanie.
Po co aż tak męczyć chłopaka? Jaka to różnica, czy zrobi tę drogę w jednym
skoku, czy w trzech? Zastanowiłeś się, co powiedzieć jakiemuś tam rybakowi albo
bursztyniarzowi, któremu się nagle przed nosem pojawi kupa ludzi wprost z po-
wietrza? Po jednym dniu pól wybrzeża będzie sobie plotkę z ust do ust podawać .
Tak, to mi do głowy nie przyszło. Jagoda poklepała Zpiewaka po ramieniu
w geście uznania. Ja jednak nie mogłem odmówić sobie lekkiego uszczypnięcia:
A potrafisz zbudować tę łódkę, geniuszu?
Nocny Zpiewak nadął się jak żaba.
Ja wszystko potrafiÄ™ .
Po jego wyjściu pamięć wciąż podsuwała mi przed oczy to, z, czego Nocny
Zpiewak nie zdawał sobie sprawy lub co zignorował stare blizny na odsłoniętej
skórze wyłażące spod tuniki na kark i raniona Stworzyciela. Dopiero teraz zoba-
czyłem, jak straszliwie go katowany, gdy jeszcze był dzieckiem. Koszmar.
54
* * *
Okazało się jednak, że przechwałki Zpiewaka były mocno na wyrost. To, co za-
projektował w ciągu następnego dnia, z pewnością nie utrzymałoby się na wodzie,
choć wyglądało bardzo efektownie. Na szczęście mieliśmy wśród nas Wężowni-
ka. Urodzony i wychowany w rodzinie rybaka nad Jeziorem Wężowym prędzej
nauczył się pływać, niż chodzić, a o łodziach wiedział absolutnie wszystko. Bez
żadnych ceremonii poprawił nierealne plany Stworzyciela, a potem kierował bu-
dową trzech smukłych kadłubów. Leżą w tej chwili na niedużej porębie niedaleko
Zatoki Słonego. Brodzimy po kostki w wiórach i trocinach. Wędrowcy tną drew-
no za pomocą samego tylko talentu. Zpiewak i Stalowy wyginają wręgi. Reszta
dopasowuje elementy, wbija kliny i gwozdzie lub szlifuje krawędzie. Podniecona
dzieciarnia Mówcy plącze się pod nogami, usiłując pomagać. Wbijają sobie drza-
zgi, gubią narzędzia i zadają tyle pytań, że zwariować można. Nawet ja nie jestem
chroniony przed tÄ… zarazÄ…, bo trzej starsi synowie SÅ‚onego opanowali solidne pod-
stawy mowy rąk. Męczące to, ale właściwie nie ma się czemu dziwić po raz
pierwszy w życiu te dzieci miały postawić stopę na kontynencie. Słony ma obawy,
jak przyjmie go brat, ale jego potomstwo z dziecięcą naiwnością papla o wuju ,
cioteczce i całkiem nowych przygodach czekających je w przyszłości. Nikt nie
ma sumienia ich uświadamiać, że rzeczywistość może okazać się mniej słodka.
Wiatr Na Szczycie, zachęcony działaniami Myszki, Jagody i Nocnego Zpiewa-
ka, po raz pierwszy w męskim okresie życia ostrzygł krótko włosy. Zapuszcza też
brodę, by ukryć klanowe tatuaże na twarzy. Zaczyna być coraz mniej podobny do
siebie. Ale o to w końcu chodzi. Nie chce polegać tylko na talencie, gdyż twierdzi,
że mógłby zapomnieć któregoś razu, jak ma wyglądać.
Koniec pisania. Diament stanął koło mnie i zaczął patrzeć z wyrzutem. Na
miłosierdzie Losu. . . wiem, powinienem być teraz w stoczni. Nie gap się tak, bo
dostaniesz zeza. . .
* * *
W końcu nadeszła chwila, gdy trzeba było pożegnać się z Jaszczurem. Wszy-
scy podróżnicy zgromadzili się na plaży obok potrójnej łodzi. Kadłuby połączone
były ze sobą trzema belkami oraz lekką kratownicą. Wężownik twierdził, że w ten
sposób konstrukcja zyskała na stabilności i nie wywrócą łodzi nawet wysokie fa-
le. Maszt czekał na wciągnięcie żagla, a na dnie złożono bagaże oraz niewielkie
zapasy jedzenia i słodkiej wody.
55
Na plaży zgromadziły się absolutnie wszystkie smoki z wyspy. Nawet te naj-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]