[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kartę, ale używała go jedynie w przymusowych sytuac
jach.
- Biegnę już. Przyjmuję pacjentów w przychodni.
Zobaczymy się pózniej i wtedy mi go podyktujesz.
Zjemy razem lunch?
- Zobaczę, czy uda mi się wygospodarować trochę
czasu.
- Postaraj siÄ™.
Kolejne dwie noce były wypełnione po brzegi. Annie
nie pamiętała już, kiedy ostatnio była tak zmęczona. Po
przyjezdzie do rodziców zostawiła tam córkę i pobiegła
do miejscowego szpitala. Agencja załatwiała jej dyżury
94 CAROLINE ANDERSON
na różnych oddziałach, w zależności od tego, gdzie
potrzebne było zastępstwo. Tym razem przydzielono ją
na oddział ratunkowy. Piątkowe noce bywały najgorsze,
a nieznajomość miejscowych ludzi dodatkowo utrud
niała jej pracę.
Była tutaj pracownikiem do wszystkiego, a ponieważ
szpitalne procedury wymagały, aby pewne zabiegi po
dejmowane były tylko przez stały personel, więc pełniła
dyżur przy zgłaszających się na pogotowie pacjentach.
Przez jej ręce przewinęli się ludzie ze zwichnięciami,
siniakami i powierzchownymi ranami. Pomagała nasto
latkom w stanie upojenia alkoholowego. Przez całą noc
była na nogach, choć miała za sobą normalną pracę na
swoim oddziale i niewiele snu w czwartek.
Sobotnia noc nie była lepsza, choć Annie pracowała
na chirurgii, gdzie ruch był trochę mniejszy niż na
ratunkowym. Nie miała ani minuty na odpoczynek
i w niedzielny ranek poczuła, że ciało odmawia jej
posłuszeństwa. Kręciło jej się w głowie i uginały się pod
nią nogi, więc padła na łóżko i spała jak kamień do
momentu, gdy matka obudziła ją w południe delikat
nym potrzÄ…saniem za ramiÄ™.
- Skarbie, już czas. Wstawaj.
- Dobrze - wymamrotała, ale wcale nie czuła się
dobrze. W ciągu ostatnich dwóch dni spała cztery go
dziny. Nie wiedziała, jak długo jeszcze pociągnie w ten
sposób. Ale Patrick czeka na nią i ma nadzieję, że
spędzą przyjemnie niedzielny wieczór.
Chciało jej się płakać ze zmęczenia. Zamiast tego
zwlokła się z łóżka i stanęła pod prysznicem, usiłując
wyplątać się z pajęczyny snu. Chętnie zostałaby pod
wodą, która spłukiwała z niej pokłady znużenia, ale nie
POSKLEJANE SZCZZCIE
95
miała już czasu. Dziesięć minut pózniej była na dole
i jadła lunch, który postawiła przed nią matka.
Była głodna, ale nie miała siły jeść. Rozgrzebała na
talerzu swoją zapiekankę. Matka patrzyła na nią z nie
pokojem w oczach, więc zmusiła się do przeżucia kolej
nych kilku kęsów, zanim odłożyła widelec.
- Bardzo smaczne - powiedziała z bladym uśmie
chem.
Matka w milczeniu zabrała talerz.
- Lody? - zaproponowała.
- Tak, proszÄ™! - Katie entuzjastycznie podskakiwa
ła na krześle. - Dla mnie czekoladowe.
- Zamienisz się w czekoladkę - zażartowała jej bab
cia, a Annie usiadła wygodnie, zadowolona, że nie jest
już w centrum uwagi.
Na dworzec autobusowy zawiózł je ojciec. Przyglą
dał się jej badawczo i uścisnął ją z całych sił.
- Zabijesz się, jeśli nie zaczniesz się oszczędzać -
orzekł surowo.
- Jeszcze trochę. Zostały mi tylko dwa weekendy.
- Chcielibyśmy ci bardziej pomóc.
- Robicie to. Jesteście dla nas cudowni.
Odchrząknął tylko, uściskał je na pożegnanie. Ma
chał im ręką, gdy autobus ruszył. Annie patrzyła na
niego przez Å‚zy. Czy ojciec ma racjÄ™? Czy ona zabija
się, pracując ponad siły? Czasem się tak czuła.
Zadzwoniła do Patricka, gdy zbliżały się do Audley.
Czekał na nie na dworcu autobusowym. Podrzucił Katie
do góry i pocałował ją w policzek. Uważnie przyjrzał
się Annie i zacisnął usta, jakby chciał pohamować ko
mentarz.
- To wasz cały bagaż?
CAROLINE ANDERSON
96
Kiwnęła głową. Postawił Katie i pozwolił jej pilotem
otworzyć samochód. Wrzucił torbę do bagażnika. Za
piÄ…Å‚ dziewczynkÄ™ pasami.
Annie zauważyła, że zainstalował na tylnym siedze
niu fotelik dla starszych dzieci. Czyżby ze względu na
Katie? Wzruszyła się do łez.
- Jak wam minął weekend? - spytał, ruszając
z miejsca.
- Byłam dość zajęta - odparła wymijająco.
- Pójdziemy na spacer? - zapytała Katie radośnie,
gdy wysiadali z samochodu pod jego domem.
- My we dwójkę, tak. Twoja mama się zdrzemnie.
- Nie jestem śpiąca - skłamała Annie.
- Wskakuj do łóżka. Zajmę się Katie przez parę
godzin i przygotujÄ™ kolacjÄ™. - Delikatnie popchnÄ…Å‚ jÄ…
w kierunku schodów.
Przez chwilę zamierzała się opierać, ale wspomnie
nie miękkich poduszek, śnieżnobiałej pościeli i kołdry
lekkiej jak obłok odebrało jej wolę walki.
- Pół godziny - ustąpiła.
- Annie?
- Która godzina? - Przeciągnęła się leniwie i otwo
rzyła oczy.
- Szósta. Kolacja prawie gotowa. Pomyślałem, że
potrzebujesz trochę czasu, żeby się obudzić.
- Niemożliwe! Już szósta? Dlaczego nie obudziłeś
mnie wcześniej? Przecież powiedziałam, pół godziny.
- Machinalnie odgarnęła włosy z czoła i podciągnęła
kołdrę pod brodę.
- Jesteś wycieńczona. Co ty właściwie wyprawiasz?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]