[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Niechby starł me imię, swoje wypisał, byłem ja nie płacił za
was, cedrowe wrota!
Słowa jego usłyszawszy gorzko zapłakał, słowa druha swego,
Enkidu, usłyszał Gilgamesz, łzy mu pociekły.
Otwarł usta Gilgamesz i powiada, rzecze do Enkidu:
Dał ci bóg serce głębokie, mowę roztropną, mąż z ciebie mą-
dry. Rzeczy straszne powiadasz! Czemu serce twe, mój przyja-
cielu, mówi tak dziwnie? Sen twój cenny, choć wiele w nim
strachu. Strach to wielki, ale sen twój cenny! Lecz bogowie'ży-
wemu gryzć się zwolili, sen zostawia zgryzotę żywemu! Pomodlę
się do wielkich bogów, łaskę chcę znalezć, ku twojemu bogu się
zwrócić, niechże ojciec bogów, Anu, litość okaże, Ellil się użali,
Szamasz się ujmie: zrobię im posągi piękne, złota nie szczę-
dzÄ…c!
Szamasz usłyszał i wieści Gilgameszowi:
Złota na posągi, królu, nie marnuj! Co powiedziano, bogowie
nie cofną, co powiedziano, nie wrócą, nie zmienią. Losów rzu-
conych nie wrócić, nie zmienić! Czas ludzki mija, nic nie trwa
na świecie.
Odpowiedział na wyrok Szamasza, głowę podniósł Enkidu,
przed Szamaszem łzy jego pociekły.
Cenny sen mi zesłałeś, Szamaszu, jakoś przepowiedział, tak
mi się stanie. Bez pomsty przecie mnie nie zostaw, spełnij moje
słowo, Szamaszu! Myśliwemu los przeznacz niedobry, iżby go
w tym świecie nigdy nie przestał nękać. Zajęcia jego pomieszaj
na stepie, strać mu zdobycz, z rąk siłę odejmij, niechaj ma ob-
mierzły żywot przed tobą, niech precz od niego zwierzyna
uchodzi! Czego w sercu pragnie, niech się nie spełni!
Serce go poniosło i jął kląć Szamhat:
Teraz tobie, Szamhat, zły los przeznaczę, iżby cię w tym świe-
cie nigdy nie przestał nękać! Przeklnę ciebie przekleństwem naj-
większym, klątwą, która ciebie rychło dopadnie! Oby twego
przyrodzenia zażyć nikt nie chciał, obyś z własnym grzeszyła
potomstwem, obyś była wypędkiem wśród kobiet, oby w domu
twoim kruk napaskudził, obyś się tarzała w łajnie własnym jak
owca, obyś w garnku miała tylko odchody! Będziesz jak ta suka
w garncarskim piecu, jak ona, zostaniesz żywcem spalona, gdy
w nim rozniecą! Ogień w dom twój padnie, skrzyżowania dróg
będą twym domem, cień pod murem będzie twym schronieniem,
nogi twe nie będą znały wytchnienia, pijak i głodomór w twarz
cię bić będą! Nędzarz będzie się z tobą pokładał i cokolwiek dał,
znowu odbierze, głód i pragnienie ciało twe wysuszą: boś ty na
mnie przekleństwo ściągnęła, tyś mnie ze stepu mojego wywiodła i w
nieszczęście, w chorobę wtrąciła!
Usłyszał to Szamasz, usta otworzył, jak tylko usłyszał, zawołał z nieba:
Czemu, Enkidu, nierządnicę Szamhat przekląłeś, która chle-
bem nakarmiła cię godnym boga, napitkiem napoiła cię godnym
władcy, w świetną odzież ciało twe odziała, za towarzysza dobre-
go dała ci Gilgamesza? Oto on, Gilgamesz, brat twój najbliższy,
na łożu wielkim cię ułoży, położy ciebie na łożu poczesnym,
w mieszkanie spokojne ciebie wprowadzi, w domostwo będące
z lewej strony. Władcy ziemi stopy twe ucałują. Każe cię opłakać
ludziom z warownego Uruku, każe nad tobą zawodzić żałośnie,
na niewiasty wesołe ten trud nałoży, sam szaty zgrzebne po tobie
przy wdzieje, lwią skórę zarzuci, w puszczę pobiegnie!
Słyszy Enkidu słowo świetnego Szamasza, serce gniewne się
w nim uśmierzyło, wątroba jątrząca się ukoiła:
Co innego tobie, Szamhat, przeznaczę: niech wróci do ciebie,
kto cię poniechał! Panowie, władcy i książęta niech się z podziwu po udzie
uderzą! Kto cię ujrzy, niech stanie w podziwie, niech mężny nad tobą
włosami wstrząśnie, starzec brodę zmierzwi, młody z biódr przepaskę
rozwiąże, niech ci odchodzący sakwę rozsupła, sypnie ci krwawnika, złota
i lapis lazuli! Pomstę ci oddamy nad tym, kto by ciebie znieważył, zgaśnie
ogień w jego
domu, spichrz się rozsypie! Niechaj kapłan cię w przybytek boży
wprowadzi! Niechaj porzucona dla ciebie będzie matka siedmiu
synów i młoda żona!
Aono Enkidu boleść rozdarła na łożu nocy, gdzie spoczywał
samotnie, smutek swój rzekł w nocy przyjacielowi:
Przyjacielu, sen widziałem tej nocy. Ryczało niebo, ziemia się
odzywała, ja w tej nocy mrokach stoję samotny. Ujrzałem czło-
wieka, twarz jego mroczna, do ptaka burzy podobny z oblicza,
skrzydła jego sępie, jak szpon orła jego paznokcie. Porać się z nim
jąłem, on mnie pokonał, zmagać się z nim jąłem, na grzbiet mi
wskoczył, ziemię rozdarł, mnie w przepaść pogrążył. Dotknął
mego ciała, w płaczkę mnie zmienił, u ramion mych sprawił
skrzydła jak ptasie, wzrok wpił we mnie i powiódł w siedlisko
mroku, gdzie mieszka Irkalla, władczyni zmarłych, w dom,
z którego wszedłszy już się nie wyjdzie, w drogę, po której już
nie masz powrotu, w dom, którego mieszkańcy nie widzą światła,
gdzie proch jest pokarmem i glina jadłem, gdzie odziani jak
ptactwo odzieżą skrzydeł światła nie widują, żyją w ciemności,
gdzie drzwi i zapory pyłem pokryte. W domostwie prochu,
w którem był wstąpił, królów zobaczyłem z koron wyzutych,
władców ujrzałem kołpaki noszących, tych, co w dawnych cza-
sach władali ziemią: ci będącym na obraz Anu i Ellila mięso
pieczone i wodę przynoszą, pieczeń im podają, chłodną wodę
leją z bukłaka. W domostwie prochu, w którem był wstąpił,
kapłan przebywa i starszy, i młodszy, zaklinacz oraz opętany
i ten, który z świętego naczynia oceanem zwanego bogów na-
maszcza. Mieszka tam Etana, co w niebo latał, mieszka też
Sumukan, bóg niw i trzody, mieszka Ereszkigal, ziemi wład-
czyni. Przed nią klęczy Beletceri, pisarka ziemi, losu trzyma
tablicę i w głos jej czyta. Twarz podniosła i mnie zobaczyła:
Już śmierć tu przywiodła tego człowieka.
Tutaj się ocknąłem, jakoby człowiek, z którego krew uszła,
który się błąka w bezludnym sitowiu, jak ten, którego do sądu
siepacz pojmawszy prowadzi, tak iż serce jego z trwogi kołace.
Otwarł usta Gilgamesz i rzecze:
Mój przyjacielu, którego tak kocham! Enkidu, umiłowany mój
przyjacielu, któryś ze mną wszystkie trudy przeszedł! Wspomnij
wszystkie nasze wspólne wyprawy! Przyjacielu mój! Ujrzałeś
sen nieodwrotny.
W dzień, gdy sen ów przyśnił, czas się wypełnił. Zległ chorobą złożony
Enkidu.
Rzekł Enkidu do Gilgamesza:
Ciało me wysokie jak mur skruszone, postać moja krzepka le-
gła jak trzcina, wydarty jestem jak wodorośl i na brzuch rzucony.
Oto choroby duch się w me ciało jak w szatę przyodział. Sen
ciężki jak sieć mnie oplatał. Oczy wytrzeszczone a nic nie widzą,
uszy me otwarte a nic nie słyszą, w usta chcące mówić jakby
łachman wepchnięto. Chwyciła mnie za ręce słabość, zmęczenie
siadło na moich kolanach. Nie masz nade mną boga i duch
śmierci przyległ do mojego ciała jak szata. Już nic nie mogę
odpowiedzieć temu, kto mnie woła, kto pyta o mnie.
Leży jeden dzień i drugi Enkidu w łożu, leży trzeci dzień
i czwarty Enkidu w łożu, piąty, szósty i siódmy dzień, ósmy,
dziewiąty i dziesiąty ciało Enkidu boleść pożera. Jedenasty
i dwunasty dzień leży na swym łożu Enkidu.
Gilgamesza przywołał i rzecze:
Przyjacielu mój, bóg wielki mnie przeklął. Kiedyśmy w Uruku
z sobą mówili, bałem się bitwy, iść w bój nie chciałem. Przyja-
cielu mój! Kto w bitwie padnie, szczęśliwy! Ja się bałem śmierci.
Umieram z hańbą.
Siadł Gilgamesz płakać nad Enkidu. Po licu Gilgamesza łzy
popłynęły.
TABLICA ÓSMA
ZALEDWIE ZWITU co nieco w rozbrzasku, otwarł usta Gilgamesz
i rzecze:
Enkidu, przyjacielu mój, twoja matka gazela i twój ojciec,
dziki osioł, ciebie zrodzili! Stwory, których znakiem ogon, ciebie
chowały, bydło stepowe i dzikie pastwiska. Przejścia Enkidu
w boru cedrowym niech dniem i nocą wciąż płaczą po tobie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]