[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Niewiele ponadto mogę panu powiedzieć. Nie znam jego tożsamości, ale widziałem jego
raporty i fotokopie dostarczonych przezeń dokumentów; obiecuję przekazać je wam.
Zapewne uda się wam bez trudu go zidentyfikować, kiedy zobaczycie, co nam dostarczał - na
przykład informację o tajnym układzie między Egiptem i Izraelem.
Loder przełknął dym.
Postanowił zrezygnować z dalszych gierek.
- Może pan nam dostarczyć te papiery? To pewne?
- To macie do zyskania wraz ze mną - powiedział cicho Swierdłow. - Uważam, że to
niemało. Dam wam, jak to się nazywa - depozyt przed wpłatą całej sumy. Ten człowiek ma
swój kryptonim. "Błękitny".
Zastanawiałem się nad znaczeniem tego słowa, ale nic ono dla mnie nie znaczy. Ale wy
macie takie powiedzonko: prawdziwy błękit. - Judith drgnęła i przez chwilę chciała mu
przerwać, przypominając, że to ona mu o tym powiedziała. Ale Swierdłow nie dopuścił jej do
słowa, więc zrezygnowała.
- Amerykanie nie znają tego zwrotu, tak więc przypuszczam, że to Anglik. Dam wam
wszystkie dokumenty w samolocie do Londynu.
- Okay - Loder zgodził się dobijając targu. - Umowa stoi.
Pan dostarcza nam te informacje, a my opiekujemy się panem do końca życia. Pozostaje
kwestia, panie pułkowniku, jak, kiedy i dokąd chce pan jechać? Musi pan sam ustalić te
szczegóły; ja chcę tylko znać termin i miejsce. Wtedy się panem zajmiemy.
- Ustalę wszystko w tym tygodniu. Jak będziemy się komunikować?
- Za pośrednictwem pani Farrow - powiedział Loder. - Pańskie spotkania z nią nie
wzbudzają podejrzeń, a każdy nowy kontakt może je wywołać. Czy jest pan obserwowany?
- Skąd mogę wiedzieć? -
Swierdłow odprężył się; poznała to po jego głosie. - Jeśli o mnie chodzi, to jeden z naszych
ludzi może siedzieć za kierownicą tej taksówki. Ze względu na siebie mam nadzieję, że tak
nie jest. Proszę kazać zatrzymać przed mieszkaniem pani Farrow. Oboje tam wysiądziemy.
- Tak się składa - rzucił
Loder - że kierowca jest moim człowiekiem.
Swierdłow ujął Judith pod rękę, zapytał taksówkarza, ile należy się za kurs i zapłacił.
Dał nawet napiwek. Loder siedział w rogu, niewidoczny.
- Nie można zapominać o szczegółach - powiedział do Judith Swierdłow. - Twój Loder
może mieć rację; jeśli rzeczywiście jestem śledzony, to muszę płacić taksówkarzowi i
odprowadzać cię do drzwi. I żeby wszystko właściwie wyglądało, muszę pocałować cię na
dobranoc.
- Wszystko będzie dobrze - szepnęła Judith. - Zatrzymaj się na chwilę, Fiodor - chcę
porozmawiać. Wszystko się ułoży, prawda?
- Tak sądzę. On wygląda na bystrego faceta, który nic nie sknoci. A ja nigdy nie popełniam
błędów, czyż nie wiesz o tym?
Zdajesz sobie sprawę, czym ty teraz jesteś? %7ływą skrzynką kontaktową, bo przecież nie
jesteÅ› z drewna ani blachy&
- O czym ty mówisz? -
Usiłowała robić uniki przed jego natarczywymi ustami. Odepchnęła go nawet, ale nie
zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia.
- Jesteś moim kanałem łączności. Moją skrzynką pocztową dla pana Lodera. - Po tej
uwadze nastąpił szczególnie śmiały uścisk. - Zadzwonię do ciebie jutro. Przyjedziesz i
zamieszkasz ze mnÄ… w Anglii?
- Skądże znowu. Nie bądz śmieszny.
- Dlaczego sprawiasz wrażenie tak nieszczęśliwej?
- Nie jestem nieszczęśliwa; po prostu się martwię. Nie potrafię tak jak ty traktować
wszystkiego lekko.
- Ale skoro to nie jest śmieszne, to musi być smutne - cierpliwie tłumaczył jej Swierdłow. -
Jeśli zostanę ujęty i wysłany do domu, to będzie smutne. Dla mnie, a nawet dla ciebie,
ponieważ wydaje mi się, że będzie ci mnie trochę żal.
Dopóki to nie nastąpi, jest śmiesznie. Kochać się ze skrzynką pocztową - to dopiero kawał.
Judith weszła do klatki schodowej, a Swierdłow spędził następną godzinę spacerując.
Wieczór był ciepły; po pięciu minutach opuścił spokojną dzielnicę mieszkaniową w bok od
Park Avenue i znalazł się na jasno oświetlonej i zatłoczonej alei; wmieszał się w tłum
przelewajÄ…cy siÄ™ po szerokich chodnikach.
Od czasu do czasu przystawał przed oknami wystawowymi, kolorowymi i bardzo
oryginalnymi; nigdy przedtem nie przyglądał im się z tak chłodną uwagą i nie porównywał z
przerażającą monotonią przedsiębiorstwa państwowego Gum, które tak prezentowało swoje
towary, jakby zapraszało klientów do popełnienia przestępstwa.
Nigdy nie miał nic przeciwko krytyce, o ile służyła ona jakiemuś celowi i nie była
zakamuflowanym złośliwym wydziwianiem. Wiele rzeczy w jego kraju nie podobało mu się i
z pewną przyjemnością drażnił Elenę wytykając te wady; nigdy jednak nie odkrył ich tyle, by
wybrać styl życia innego kraju.
Jest Rosjaninem; myśli, czuje i zachowuje się jak Rosjanin.
Nigdy nie chciał emigrować i wcale nie miał na to ochoty teraz. Był jednak zdecydowany
nie dać się uśmiercić w ojczyznie.
Ludzie zbyt swobodnie szafowali słowem "zdrajca", określając nim zwykle kogoś, kto
różnił się od nich poglądami.
Jeśli uda mu się uciec, ludzie, z którymi pracował, określą tak jego. Może przyjdą takie
chwile, że sam się tak nazwie. Tylko głupcy wierzą, że dobrowolni wygnańcy nie czują
nostalgii, gwałtownych ataków rozczarowania. Swierdłow wiedział doskonale, jak pracuje
jego umysł. Podejrzenie ustępuje miejsca wyrokowi, tak jak po dniu nadchodzi noc. Państwo
zajęło miejsce Boga i czyniąc to musiało uznać się za wszechmocne. Podobnie jak Bóg, było
[ Pobierz całość w formacie PDF ]