[ Pobierz całość w formacie PDF ]
spoczywała nowiutka, srebrna pięciozłotowa moneta z podobizną marszałka Piłsudskiego -
czarodzieja ze snów o Angoli... Pieszczotliwym ruchem wsunęłam ją za stanik. Pochodziła
przecież od dobrych ludzi, niech więc będzie bliżej serca...
ROZDZIAA 2
U wujostwa nie działo się nic. Absolutnie nic! Zamknięta hermetycznie puszka domu nie
dopuszczała żadnych wzruszeń, sensacji, tragedii.
Wszystkie dni były do siebie łudząco podobne, zdumiewająco jałowe, podzielone na posiłki,
poobiednią drzemkę, grę na wiolonczeli, niedzielny spacer przez miasto. Raz na tydzień
wyprawa do kina i raz na miesiąc piętnastominutowe posiedzenie u Turka". Wypijało się tam
po szklance kwasu chlebowego, zagryzając jakimś wschodnim przysmakiem, kupowało blok
chałwy i pudełeczko sezamek, które to słodkości przez równiutki miesiąc wydzielała ciotka
na deser lub czasem na podwieczorek do herbaty.
%7łyło się sprawami biura, w którym wujek pracował, nudnymi szczególikami z życia sąsiadów
i symfoniczną muzyką brzęczącą z głośnika przez cały dzień. Nienawidziłam jej żywiołowo,
gdyż nie pozwalała na słuchanie innych audycji, nie mówiąc o muzyce tanecznej, która
uchodziła w tym domu za przestępstwo i była tępiona na równi z karaluchami w kuchni.
Podejrzewałam ciotkę o podobnie wrogie nastawienie do poważnej muzyki, ale nigdy nie
chciała się do tego przyznać. Grała przed wujkiem rolę wielkiej znawczyni i miłośniczki.
Potrafiła nawet zdobyć się na taki heroiczny gest, jak słuchanie jej w pozycji siedzącej, z
przymrużonymi oczami, z dolną wargą wysuniętą do przodu i ekstatycznym uśmieszkiem na
twarzy. Jeszcze do tego kiwała czasem głową i poruszała dłońmi tak, jakby dyrygowała
niewidzialną orkiestrą. Nienawidziłam wtedy zakłamanej ciotki i wujka, gdy tylko zasiadał
przed głośnikiem albo wyciągał z futerału wiolonczelę pękatą i opasłą jak bąk.
Wszystko, co ktoś powiedział, co wyczytało się w książce lub usłyszało przez radio, było w
wujka pojęciu głupie i nieważne. Ciotka
53
- wierne jego odbicie - miała zawsze takie samo zdanie o wszystkim, z tym że wyrażała swoją
opinię bardziej afektowanym głosem i z przedziwnymi grymasami na twarzy.
W domu nie rozmawiało się o niczym poza codziennymi, nieciekawymi sprawami w rodzaju,
że piec już, chwała Bogu, nie dymi, że cebula trochę zdrożała, awanse w biurze wstrzymane,
sąsiadka nie chce zdradzić przepisu na kawowy tort, a barometr znów spada w dół. Nie
mogłam się przyzwyczaić do tego aż do obrzydliwości mdłego życia, w którym największym
wydarzeniem było to, że przed dziesięciu laty wujek upił się tak na czyichś imieninach, że
pomylił bramy i stukał w nocy do obcego domu. Fakt ten opowiadano sobie przy każdej
okazji jako epokowe i nadzwyczaj dowcipne wydarzenie.
Przejęli się także bardzo nową rolą, jaka na nich spadła. Opiekę nade mną zapoczątkował
wujek kupieniem na raty pantofli i rękawiczek, a ciotka podarowała mi swoją czarną
wieczorową sukienkę w kolorowe ciapki, z której udało się zrobić kostiumik na co dzień.
Wyglądałam w nim trochę dziwnie, gdyż przeróbki dokonano w domu, a ciotka nigdy nie
wykazywała zdolności ani zamiłowania do igły. Nie szczędzono mi także umoralniających
rozmów, ponieważ ciotka orzekła, że sądząc po moim uczesaniu i sposobie kręcenia
biodrami, jestem zaniedbana moralnie. Moje wychowanie zaczęto więc od zmiany fryzury.
Jak na miejscowe stosunki, była zbyt ekscentryczna i wujostwo nie chcieli się narażać opinii
publicznej potępiającej loki nad czołem. Włosy, które już samym kolorem wywoływały
niepokój i podejrzenie, że może są farbowane, zostały zwinięte w ciasny węzełek nad
karkiem, a berecik wymieniono na włóczkową czapkę, jakie nosiło się akurat w Lublinie, aby
się tylko niczym nie wyróżniać z tłumu. Po zupełnej swobodzie, jaką miałam w domu, ciasny
kantar ciotczynej opieki kaleczył boleśnie. Były chwile, że miałam ochotę uciec, gdzie oczy
poniosą, byle dalej od domu, w którym nikt się nie śmieje i nie cierpi... Ani wujek z
artystycznymi aspiracjami, ani tym bardziej ciotka uważająca siebie za nieprzeciętną kobietę,
ponieważ w młodości grywała na fortepianie walca Gdy miłość kończy się i kolorowała
pocztówki, nie potrafili zrozumieć, jaką przyjemnością jest samotny spacer.
Próbowałam opowiadać ciotce Helenie, o której mówiono w rodzinie, że jest pełna porywów i
bogata we wspomnienia, swoje przeżycia, ale nie potrafiła mnie zrozumieć. W jej pojęciu
byłam upartą, zdemorali-
54
zowaną i ekscentryczną dziewczyną, którą należy trzymać żelazną ręką, żeby nie skończyła
na ulicy. Odejście Busia było także różnie komentowane i ciotka winiła przede wszystkim
mnie. Należała ibowiem do typu kobiet, które przyznają rację tylko mężczyznie, a wszystkie
kobiety, nieumiejące utrzymać przy sobie męża, nie dorosły do zaszczytnej roli mężatek, jaką
sama z powodzeniem piastowała. Mawiała często, mrużąc małe oczy i potrząsając głową z
niegustownÄ…, prowincjonalnÄ… fryzurÄ…:
- Mąż to przecież dziecko. A dziecku trzeba dogadzać, trzeba dbać o nie, trzeba zgadywać
myśli, żeby inna tego, broń Boże, nie zrobiła pierwsza, bo wtedy koniec z miłością i
małżeństwem... Ty masz tę lekkomyślność po swojej matce, której zawsze tylko były zabawy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]