[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie znano ukrytego w tobie figlarza, gdyby nie
wiedziano, że całe twe życie stanowi szereg na-
jcudaczniej szych doświadczeń. Wyznaj, mistrzu
Abrahamie, wyznaj przecie, że całkiem po kryjo-
mu, w największej tajemnicy robiłeś doświad-
czenia podług tej zasady, ale chciałeś prześcignąć
tego człowieka, twórcę owego preparatu, o
którym mówiliśmy. Zamierzałeś po ukończeniu
doświadczenia wystąpić ze swoim wychowankiem
i wszystkich profesorów świata wprawić w zdumie-
nie i rozpacz, chciałeś całkowicie obalić piękną za-
sadę non ex quovis ligno fit Mercurius. Cóż, krótko
mówiąc, quovis jest, ale nie Merkury, lecz kot!
- Co mówisz? - zawołał mistrz, wybuchając
głośnym śmiechem - co mówisz, kot?!
- Nie zapieraj się, waść - ciągnął profesor dalej
- że na tym małym jegomościu w pokoiku obok
próbowałeś tej abstrakcyjnej metody wychowaw-
czej, uczyłeś go czytać, pisać, wpoiłeś mu nauki,
115/156
tak że już teraz zaczyna grać rolę autora i nawet
wiersze układa.
- Hm - rzeki mistrz - to w istocie najbardziej
szalona historia, jaka mi się w życiu zdarzyła. Ja
miałbym wychowywać mojego kota, wpajać mu
nauki? Powiedz, co ci się w głowie roi, profesorze?
Zapewniam cię, że o wykształceniu mojego kota
nic nie wiem i zresztą uważam je za niemożliwe.
- Tak? - zapytał profesor przeciągle, wyjął z
kieszeni zeszyt, w którym natychmiast rozpoz-
nałem zrabowany mi przez młodego Ponto
rękopis, i zaczął czytać:
TSKNOTA ZA WZNIOSAOZCI
Jaka burza moimi rzÄ…dzi uczuciami?
O czym świadczy niepokój, przeczuć pełne
drżenie?
Czy duch do potężnego skoku niewzruszenie
Sposobi się, geniuszu spięty ostrogami?
Jaki wicher moimi kieruje myślami?
Czego chce nieukojne, palące dążenie
Od życia, w którym kipi miłosne pragnienie?
Jakimi serce moje wre namiętnościami?
116/156
I zapadam siÄ™ w obce czarodziejskie kraje,
Mój język jest związany: ni dzwięku, ni słowa,
Czas nadzieję jak świeżość wiosny mi podaje,
Ona moje kajdany ciążące rożkowa!
Wyśniona, w najzieleńszej wyczuta zieleni!
W górę serce! Chwyć skrzydło, co w słońcu się
mieni!
Mam nadzieję, że każdy z moich łaskawych
czytelników dostrzeże doskonałość tego wspani-
ałego sonetu, jaki wypłynął z najgłębszych
tajników mej duszy, i będzie mnie tym bardziej
podziwiał, gdy go zapewnię, że sonet ów należy
do pierwszych w ogóle przeze mnie napisanych.
Profesor jednak w swej złośliwości czytał go bez
jakiejkolwiek intonacji, tak obrzydliwie, że sam
prawie siebie nie poznałem, i porwany nagłą
pasją, będącą udziałem młodych poetów, chci-
ałem wyskoczyć z mej kryjówki prosto w twarz
profesorowi i dać mu odczuć ostrość mych
pazurów. Roztropna myśl, że z konieczności prze-
gram, jeśli we dwójkę, profesor i mistrz, zabiorą
się do mnie, pomogła mi mój gniew zwalczyć
117/156
jakoś, mimo woli jednak wyrwało mi się gniewne
miauknięcie, co by mnie niechybnie było zdradz-
iło, gdyby mistrz po skończeniu sonetu nie
wybuchnął na nowo gromkim śmiechem, który
mnie bodajże jeszcze więcej uraził niż nieudolność
profesora.
- Ho! ho! - zawołał mistrz - zaiste sonet godny
kota, ale ciągle jeszcze nie rozumiem twego żartu,
profesorze. Powiedz mi raczej wprost, o co ci
chodzi.
Profesor, nie odpowiadajÄ…c mistrzowi, wer-
tował rękopis i czytał dalej:
GLOSA
Na wszystkich drogach miłość bywa,
Przyjazń zostaje zawsze sama;
Naprzeciw leci miłość żywa,
Przyjazń chce być poszukiwana.
Trwożne wokoło słyszę żale:
Czy umysł wdrażać do cierpienia,
Czy do boskiego upojenia
Nie umiem ci powiedzieć wcale;
Nie mam zupełnej świadomości
ZniÄ™ czy to dzieje siÄ™ na jawie...
118/156
Serce, daj mojej wątpliwości
Mowę właściwą wzruszeń sprawie!
Na dachu, w ciemni piwnic - żywa,
Na wszystkich drogach miłość bywa!
Ale miłosne ciężkie rany
Wszystkie zostajÄ… uleczone;
W ranek, pogodnym tchem owiany,
Serce i duch, z mÄ…k wyzwolone,
UleczÄ… siÄ™ osamotnione.
Czy będzie się rozlegał wiecznie
Koci pisk od samego rana ?
Nie! ZÅ‚a niech siÄ™ wypieni piana!
Pod piec z tym pudłem ostatecznie!
Przyjazń zostaje zawsze sama...
Tak, o tym wiem...
- Nie - przerwał mistrz w tym miejscu czyta-
jÄ…cemu profesorowi - nie, przyjacielu, w istocie za-
ciekawiasz mnie! Ty czy też jakiś inny filut zabaw-
ił się, układając wiersze w duchu kota, którym
ma być mój poczciwy Mruczek, i teraz nabierasz
119/156
mnie przez cały ranek. %7łart jest zresztą niezły i
spodoba się głównie Kreislerowi, który zapewne
nie omieszka urządzić z jego pomocą małego
polowania z nagonką, gdzie w końcu tobie przy-
padnie rola szczutej zwierzyny. Ale teraz porzuć
twoją pomysłową alegorię i powiedz mi otwarcie
i zwięzle, na czym właściwie rzecz polega w tym
twoim dziwnym żarcie!
Profesor zamknął manuskrypt, spojrzał mistr-
zowi poważnie w oczy i przemówił:
- Te kartki przyniósł mi kilka dni temu mój
pudel Ponto, żyjący, jak wam wiadomo, z waszym
kotem Mruczkiem w przyjacielskich stosunkach.
Wprawdzie niósł rękopis w zębach, tak jak wszys-
tko zwykł nosić, ale położył mi go w stanie zu-
pełnie nie uszkodzonym na kolanach, dając mi
dokładnie do zrozumienia, że ma go nie od kogo
innego, tylko od swojego przyjaciela Mruczysława.
Gdy rzuciłem okiem na manuskrypt, uderzyło
mnie natychmiast bardzo dziwne, niezwykłe pis-
mo, kiedy zaś przeczytałem coś niecoś, nasunęła
mi siÄ™, sam nie wiem jakim dziwnym cudem, os-
obliwa myśl, że Mruczysław mógł sam to wszystko
napisać. Mimo że rozsądek, jak również pewne
doświadczenie życiowe, którego wszyscy z cza-
sem nabieramy i które ostatecznie nie jest niczym
innym jak rozsądkiem, mimo że mi właśnie ów
120/156
rozsądek mówi: myśl jest bezsensowna, ponieważ
kocury nie potrafią ani pisać, ani układać wierszy,
nie mogłem się jednak tej myśli pozbyć.
Postanowiłem waszego kota obserwować i
wiedząc od mojego Ponta, że Mruczek dużo prze-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]