[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wakacje.
Wło\yła cienką, białą sukienkę z \ółtymi stokrotkami na przedzie, którą
kupiła w zeszłym roku na wyprzeda\y. Na ramiona narzuciła brązowy
sweter, sprawdziła makija\ i poprawiła szpilki we włosach, upiętych w
skromny kok. Zapomniała wziąć torebkę i musiała po nią wrócić. Było
tam, co prawda, tylko kilka dolarów, ale Amanda czuła się z nimi pewniej.
Zeszła na dół i zastała tam Terry'ego. Był zaspany i lekko skacowany, ale
uśmiechnął się do niej na powitanie.
- Cześć - powiedziała Amanda. - Co ty na to, \e opuszczę cię na jeden
dzień i wybiorę się do Nowego Jorku?
- W porzÄ…dku. Baw siÄ™ dobrze. A ja posiedzÄ™ nad basenem i przejrzÄ™
papiery.
- Tylko nie wpadnij do wody. Terry nie umie pływać - wyjaśniła
pozostałym.
- Jeśli jesteś gotowa, to mo\emy ruszać - powiedział Duncan wkładając
brÄ…zowÄ… marynarkÄ™.
- Jak najbardziej - odparła Amanda.
Duncan ze zdziwieniem spojrzał na jej lekki sweter.
- Wiesz, w Nowym Jorku jest du\o chłodniej ni\ w Teksasie, a będziemy
wracać ju\ po zmroku. Myślisz, \e sweter ci wystarczy?
Amanda kiwnęła głową, zbyt dumna, by przyznać, \e jej jedyny płaszcz
został w San Antonio. Zresztą nadaje się on co najwy\ej do wyjścia na
zakupy w najbli\szym sklepie.
- Po\yczę ci mój płaszcz - wtrąciła się z uśmiechem Marguerite. -
Płaszcze zajmują zbyt du\o miejsca, by zabierać je w ka\dą podró\,
Duncanie.
Amanda była jej wdzięczna za tę uwagę.
Marguerite wróciła niosąc lekki, szary, bardzo elegancki i bardzo drogi
płaszcz.
- Nie mogę... - zaczęła protestować Amanda.
- Ale\ mo\esz. Mam jeszcze kilka. Wez, przymierz. Chyba nosimy ten
sam rozmiar. Płaszcz rzeczywiście le\ał doskonale.
- Bawcie się dobrze i nie wracajcie za pózno - powiedziała Marguerite.
- Nie czekajcie na nas z kolacjÄ…. Zjemy coÅ› w Nowym Jorku - krzyknÄ…Å‚
ju\ od drzwi Duncan.
Dwusilnikowy samolot sprawował się znakomicie, a Duncan był dobrym
pilotem. Prawie tak dobrym jak Jace, ale nie tak ryzykanckim. Amanda
nawet nie zauwa\yła, kiedy lądowali ju\ w Nowym Jorku.
Z talentem doświadczonego podró\nika Duncan szybko złapał
taksówkę. Podał kierowcy adres i rozparł się wygodnie na siedzeniu.
- Tak właśnie powinno się podró\ować - powiedział. - śadnych walizek i
szczoteczek do zębów, tylko po prostu hop w samolot i w drogę.
Amandzie natychmiast udzielił się jego dobry nastrój.
- Masz rację. A skoro zalecieliśmy ju\ tak daleko, to mo\e skoczymy na
MartynikÄ™?
- Ale\ to wspaniała wyspa, prawda? Pamiętasz, jak polecieliśmy tam z
wujem Macklinem i zapomnieliśmy uprzedzić o tym rodziców? I potem ta
okropna awantura, kiedy nas w końcu znalezli? Ale bawiliśmy się
znakomicie, prawda?
- Wspaniale - przytaknęła Amanda i przyjrzała mu się uwa\nie. Był tak
niepodobny do Jace a. Lubiła jego chłopięcą twarz i wesołe
usposobienie. Gdyby tylko mogła się w nim zakochać.
- Nie znoszę, kiedy to robisz - powiedział Duncan.
- Kiedy co robię? - zapytała cicho Amanda.
- Porównujesz mnie z Jace'em. Nie, nie zaprzeczaj - uciął jej protesty. -
Znam cię zbyt długo. Właściwie to mi nawet nie przeszkadza. Jace
rzeczywiście jest wyjątkowy. Większość mę\czyzn nie wytrzymuje z nim
porównania.
Amanda bezmyślnie wpatrywała się w licznik.
- Przepraszam. Nie chciałam cię urazić.
- Wiem - rzekł Duncan biorąc ją za rękę. - Lubię być z tobą, Mandy, bo
przy tobie mogę być sobą. Cieszę się, \e się przyjaznimy.
- Ja te\. - uśmiechnęła się Amanda.
- Oczywiście, to nie zawsze była przyjazń. Podkochiwałem się w tobie,
kiedy miałaś szesnaście lat. Nawet tego nie zauwa\yłaś, zbyt zajęta
unikaniem Jace'a. Byłem strasznie zazdrosny, wiesz?
- Naprawdę? Tak mi przykro, Duncanie! - A więc mo\e tu znajdowało się
wytłumaczenie, dlaczego naopowiadał bzdur Jace'owi przed jej
urodzinowym przyjęciem.
- Eee tam, to było tylko podkochiwanie i szybko się pozbierałem. Bardzo
się z tego cieszę. Ty nic do mnie nie czułaś, prawda? - Zadał to pytanie
tak powa\nym tonem, jakiego jeszcze u niego nie słyszała.
- Masz rację - przyznała uczciwie Amanda.
- Czy mógłbym ci jakoś pomóc? - zapytał niespodziewanie.
Jego serdeczność, szczególnie w porównaniu z wrogością Jace'a,
zupełnie ją rozbroiła. Gorące łzy wypełniły jej oczy i spłynęły po
policzkach.
- Mandy - powiedział ze współczuciem Duncan i przytulił ją do siebie.
-Moja biedna mała, cię\ko ci, co? Szkoda, \e tak długo się nie
widzieliśmy. Potrzebujesz opieki.
Amanda pokręciła głową.
- Dam sobie radę - szepnęła.
- Nie wątpię - roześmiał się Duncan i poklepał ją po ramieniu.
- Tylko, \e... mo\e gdyby udało mi się wydać mamę za kogoś o du\ych
dochodach - zaśmiała się.
- Nie bój się, w końcu zjawi się jakiś bogaty mę\czyzna i wybawi cię z
kłopotu. Twoja matka jest przecie\ wcią\ piękną kobietą, Miłą,
inteligentnÄ…...
- ... pró\ną i samolubną - dokończyła gorzko Amanda. - Rzadko u\alam
się nad sobą. Przepraszam. Czasami naprawdę nie mogę unieść cię\aru
takiej odpowiedzialności.
- Rzeczywiście to za du\o jak na twój młody wiek - zauwa\ył Duncan. -
Od śmierci ojca zajmujesz się tylko utrzymywaniem matki. Twierdzisz, \e
ci to nie przeszkadza, ale przecie\ zupełnie nie masz własnego \ycia.
Cały czas zarabiasz tylko na Beę. Nieustannie spłacasz rachunki i nie
masz czasu na nic innego. To niesprawiedliwe, Amando.
- Któ\ inny mógłby się tym zająć, Duncanie? - zapytała cicho Amanda. -
Matka nie umie pracować. Nigdy nie musiała. Co by się z nią stało?
- Ludzie mogliby wynajmować ją na godziny, \eby stała w rogu pokoju i
wyglądała pięknie, trzymając lampę albo coś takiego.
- Jesteś okropny. - Amanda wybuchnęła śmiechem.
- I dlatego mnie lubisz - odparł. - Pamiętasz, jak któregoś lata tu\ przed
aukcją zawiązaliśmy kokardy na ogonach wszystkim bykom Jace'a?
Amanda cicho gwizdnęła.
- Jasne! Nigdy nie udałoby się nam uciec, gdybyś nie wpadł na ten
genialny pomysł i nie wypuścił po drodze jego klaczy.
- To go jeszcze bardziej rozwścieczyło - dodał Duncan. - Tego samego
wieczora, jeszcze zanim Jace wrócił do domu, musiałem wyjechać na
tydzień do ciotki. I ty te\, jeśli dobrze pamiętam, od razu wyjechałaś do
internatu.
- Uznałam, \e będę bezpieczniejsza w Szwajcarii - uśmiechnęła się
Amanda.
- To były czasy - westchnął Duncan.
- Jaka szkoda, \e musieliśmy dorosnąć. Teraz takie zabawy ju\ nam nie
przystojÄ….
ROZDZIAA SZÓSTY
Wracali zmęczeni. Amanda drzemała. Obudził ją jakiś dziwny odgłos.
Otworzyła oczy i zobaczyła, \e Duncan, z zatroskaną miną, walczy ze
sterami.
- Co się dzieje? - zapytała zaniepokojona.
- Chyba coś się dzieje z lewym magnetem - odparł Duncan. - Muszę
wszystko sprawdzić, zanim zdecyduję, czy mo\emy lecieć dalej.
Okropne wibracje wstrząsały całą maszyną. Duncan jeszcze przez
chwilę próbował je opanować, po czym zrezygnowany zaklął pod nosem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]