[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziesięć lat, stadion i ludzie wyglądaliby dokładnie tak samo.
Kolejny rok, kolejna drużyna, kolejny sezon.
Trudno było uwierzyć, że Rake'a zdegradowano do tego stopnia, iż musiał siedzieć na tym
wzgórzu i oglądać mecze z tak dużej odległości, że bez radia nie zrozumiałby, co się dzieje.
Kibicował Spartanom? Czy w głębi serca życzył im, żeby przegrywali mecz za meczem, ot
tak, na przekór wszystkiemu? Potrafił być mściwy i nosić urazę przez wiele lat.
Neely nie przegrał tu ani razu. Reprezentacja pierwszych klas nie doznała ani jednej porażki,
czego oczywiście w Messinie oczekiwano. Pierwszaki grały w czwartek wieczorem i przy-
ciągały na stadion więcej kibiców niż drużyna seniorów. Jedyne dwa mecze, które wtedy
przegrali - obydwa w finałach mistrzostw stanu - rozegrano na stadionie A&M. W ósmej
klasie zremisowali z Porterville. Tu, na stadionie Rake'a, drużyna Neely'ego nigdy nie
wypadła gorzej.
Po remisie do szatni wpadł Rake i wygłosił im surowy wykład na temat znaczenia dumy
Spartan. Sterroryzowawszy grupę trzynastolatków, zmienił im trenera.
Wspomnienia nieustannie powracały. Nie mając na nie ochoty, Neely odjechał.
Posłaniec, który przywiózł do domu Rake'a kosz owoców, słyszał, o czym tam
poszeptywano, i już wkrótce całe miasto wiedziało, że Coach odpłynął tak daleko, iż na
powrót nie było szans.
O zmierzchu plotka dotarła na trybuny, gdzie na czuwaniu zebrały się grupki zawodników z
różnych drużyn i lat. Kilku siedziało samotnie, oddając się wspomnieniom o Rake'u i dawno
minionej chwale.
Przyszedł Paul Curry w dżinsach i bluzie; przyniósł pizzę, którą zrobiła Mona, żeby chłopcy
mogli przez tę noc być dawnymi chłopcami. Silos Mooney przydzwigał turystyczną lodówkę
pełną piwa. Hubcapa nie było, czemu nikt się nie dziwił. Byli za to blizniacy Utleyowie,
Ronnie i Donnie. Mieszkali daleko za miastem i dowiedzieli siÄ™ jakoÅ› o przyjezdzie
Neely'ego. Przed piętnastu laty byli identycznymi, siedemdziesięciotrzykilowymi
linebackerami i mogli powalić na ziemię rosły dąb.
Gdy zapadła ciemność, Królik podszedł do tablicy wyników i zapalił reflektory w
południowo-zachodniej części stadionu. Rake wciąż żył, choć ledwo. Na murawę padły
długie cienie. Zawodnicy czekali. Biegacze odeszli i na stadionie zaległa stężała cisza. Od
czasu do czasu, gdy ktoś opowiadał kolejną historyjkę z zamierzchłej przeszłości, przerywał
ją gromki wybuch śmiechu dobiegający z grupek rozrzuconych na trybunach dla kibiców
gospodarzy. Ale nie licząc tego, rozmawiano po cichu. Rake był nieprzytomny, zbliżał się
koniec.
Znalazł ich Nat Sawyer. Przyszedł z dużą walizeczką.
·ð ð Masz tam prochy? - spytaÅ‚ Silos.
·ð ð Nie. KubaÅ„skie cygara.
Silos zapalił pierwszy, potem Nat i Paul, wreszcie Neely. Blizniacy nie palili ani nie pili.
·ð ð Nie zgadniecie, co znalazÅ‚em - powiedziaÅ‚ Nat.
·ð ð DziewczynÄ™? - rzuciÅ‚ Silos.
·ð ð Zamknij siÄ™. - Nat otworzyÅ‚ walizeczkÄ™ i wyjÄ…Å‚ magnetofon kasetowy z dużym gÅ‚oÅ›nikiem.
- Super - mruknął Silos. - Właśnie miałem ochotę na jazz. Nat pokazał im kasetę i oznajmił:
·ð ð Sprawozdanie radiowe Bucka Coffeya. Mecz o mistrzostwo stanu. Rok osiemdziesiÄ…ty
siódmy.
·ð ð Nie wierzÄ™ - powiedziaÅ‚ Paul.
·ð ð Zaraz uwierzysz. SÅ‚uchaÅ‚em tego wczoraj wieczorem, pierwszy raz od piÄ™tnastu lat.
·ð ð Nie wiedziaÅ‚em, że to nagrywajÄ…-przyznaÅ‚ Silos.
- Ty w ogóle mało wiesz - odparował Nat. Włożył kasetę do magnetofonu i zaczął
majstrować przy przyciskach. Jeśli nie macie nic przeciwko temu, pominiemy pierwszą
połowę.
Roześmiał się nawet Neely. W pierwszej połowie miał tylko cztery celne podania i schrzanił
jedną piłkę. Spartanie przegrywali trzydzieści jeden do zera z nieprawdopodobnie utalento-
waną drużyną z East Pike.
Ruszyła taśma i zalegającą na trybunach ciszę zburzył powolny, chrapliwy głos Bucka
Coffeya.
Mówi Buck Coffey ze stadionu na kampusie A&M. Jesteśmy po pierwszej połowie
widowiska, które miało być równym, zażartym meczem między dwiema
[ Pobierz całość w formacie PDF ]