[ Pobierz całość w formacie PDF ]

panowie, i spotykałem się z tymi stworzeniami. Dwunożni na Ziemi
prowadzą bratobójcze wojny. Odwiedzałem pola walki i osobiście z nimi
rozmawiałem. Pamiętam dobrze miasto Ashkar, gdzie walki toczyły się od
tygodni, byliśmy pod ostrzałem. Sznur dwunożnych uchodzców...
Przerwano mu pytaniem.
 Czy mamy przez to rozumieć, że Gubernator Par-Chavorlem pozwolił
na to, by Sygnatariusz znalazł się w miejscu, gdzie groziło mu
niebezpieczeństwo? To z pewnością było niedbalstwo z jego strony?
 Pomagał mi w zbieraniu informacji. Rozumiał, że moim obowiązkiem
było pojechać wszędzie i zobaczyć wszystko. Czy mogę kontynuować? W
tym strasznym miejscu strumień uchodzców przepływał obok nas.
Pamiętam rozmowę z jedną nieszczęśliwą staruszką, która straciła
wszystko. Jej rodzina zginęła, dom został zniszczony. Zmierzała do
Guberni jak do przyjaznej przystani, w której mogłaby spędzić resztę życia.
126
Pamiętam jej słowa:  Gubernia jest dla mnie jedynym bezpiecznym
miejscem, panie .
Przerwał mu jeden z Dlotpoditów, trójnożnego gatunku, który
stopniowo awansował z pozycji satelity na prawie równego
Partusjańczykom.
 Czy zna pan ziemski język, Sygnatariuszu?
 Nie, ale..
 Czy przypomina pan sobie, czy Par-Chavorlem zna go?
 Hm, nie, oczywiście że nie, rozumiecie, nie ma czegoś takiego jak
ziemski język, tylko kilka dialektów, którymi żaden poważny nul nie
zawraca sobie głowy. Dwunożni są niezwykle prymitywni, dopiero od
tysiąca lat mają szczęście być pod naszą kontrolą. Czy mogę mówić dalej?
Przechodzę do trzeciego zarzutu  korupcji. %7ładnych jej śladów nie
znalazłem ani ja, ani urzędnik z Departamentu Psycho-Kontroli, Gazer
Roifullery, który mi towarzyszył. Wszystkie dokumenty i księgi były w
zupełnym porządku. Nie muszę chyba zaznaczać, że sprawdzaliśmy je
osobiście. Mniej istotnym przykładem dokładności Par-Chavorlema jest,
obejrzana przeze mnie, sala z dziełami sztuki ziemskiej, nad którymi Par-
Chavorlem trzyma pieczę, bez wątpienia z myślą o dniu, kiedy Ziemianie
staną się dostatecznie odpowiedzialni, by sami się o nie troszczyć. Gdyby
był skorumpowany, jak mu się głupio zarzuca, dlaczego nie miałby
sprzedać tych dzieł?
 Czwarty zarzut  eksploatacja...
Synovret przerwał. Tej radzie, która pózniej zapozna się dokładnie z
wynikami kontroli przekazanymi jej przez Supremo, powinien przedstawić
obraz sytuacji w sposób jak najbardziej jasny. Jak opisać im planetę, której
nigdy nikt z nich nie zobaczy ani nie zechce zobaczyć?
Przypomniał sobie pełne wrażeń dni na Ziemi, różne drobne
wydarzenia. Szczególnie jedno utkwiło mu w pamięci.
 Pojechałem na Ziemię  powiedział  przepełniony jak zawsze
uczuciem sympatii wobec podległej rasy, zdecydowany zrobić wszystko,
by sprawiedliwości stało się zadość. Przekonałem się, że są to osobniki
niezrównoważone emocjonalnie, których nieodłączną cechą jest
gwałtowność. Chavorlem jest dla nich zbyt łagodny. Za mało ich ciśnie.
127
Rządzeni twardą ręką mniej angażowaliby się w walki. Tym dwunogom
brak zdrowego rozsÄ…dku!
Synvoret chwycił się kurczowo biurka, grzebień stał mu na głowie.
Mówił z takim zacięciem, że całe zgromadzenie wsłuchiwało się w każde
jego słowo.
 Z jednym dwunożnym nawet się zaprzyjazniłem, tak mi się
przynajmniej zdawało. Był moim tłumaczem. Zgodziłem się nawet pójść
do niego, do mieszkania w Mieście. Chciał dać mi jakiś upominek na
pamiątkę, ale kiedy zostaliśmy sami, bez żadnego powodu usiłował mnie
zamordować! Zaatakował mnie jak tchórz, jak dzikus. Cudem udało mi się
uniknąć śmierci.
W każdym miejscu wielkiej sali obrad rozległy się pomruki przerażenia
i współczucia. Znowu zabrzmiał natarczywy głos Dlotpodity.
 Dlaczego Par-Chavorlem pozwolił na przebywanie w Mieście
mordercy?
Ale natychmiast zagłuszyli go inni sygnatariusze, wyrażając swój
podziw dla nula, który w imię sprawiedliwości naraził własne życie.
Wspaniała, ekscentryczna postać stojąca spokojnie w staroświeckim
płaszczu uosabiała wszystko to, co najlepsze w partusjańskiej tradycji. Oto
cechy, które przyczyniły się do wielkości Imperium: bezstronność, odwaga,
bezinteresowność. Zgromadzenie wydało okrzyki na jego cześć.
Skłonił się, całkowicie pocieszony po piekle, przez które przeszedł.
Tak więc przez jakiś czas nazwa Ziemia znana była wszystkim władcom
w Partussy. Potem, oczywiście, zainteresowanie powoli wygasło,
ograniczając się do podkomisji. W końcu trzeba się było zajmować
czterema milionami planet. Ostatecznym skutkiem tej sprawy było to, że
niebieska nota oznaczona napisem  ściśle tajne i podpisana przez
Supremo Graylixa z Rady Zwiatów Zjednoczonych, została
podstemplowana przez znudzonego urzędnika w Biurze Podległych
Układów i wysłana najkrótszą drogą na Ziemię.
Następnego dnia po jej nadejściu do Miasta trzech mężczyzn i kobieta
jechali konno przez las.
128
Kobieta siedziała wdzięcznie na koniu, przypominając obraz
Modiglianiego. Miała na sobie niebieską bluzkę, która doskonale pasowała
do jej szafirowych oczu. Była opalona. To była Elizabeth Fallodon.
Mężczyzna u jej boku też jechał lekko na swym koniu, bo wybrał sobie
łagodną, czarną klacz. Jazda konno, której kiedyś nie cierpiał, stała się dla
niego jedną z większych przyjemności. Od czasu wyjazdu Synvoreta, dwa
lata wcześniej, jego życie uległo wielu zmianom. Widać to było po nim na
pierwszy rzut oka. Uległość zniknęła, chodził wyprostowany, z podniesioną
głową. Na jego twarzy, z wyjątkiem chwil kiedy zwracał się do Elizabeth,
malowała się zawziętość, jak gdyby lata wypróbowywania samego siebie
przyniosły mu nieoczekiwane rozwiązanie. Bladość, którą naznaczyło go
mieszkanie w Mieście, zniknęła. Był opalony jak stary żeglarz. Tym
człowiekiem był Gary Towler. Towler i Elizabeth razem z dwoma
mężczyznami, jadącymi z tyłu jako straż, wyjechali z lasu na dziwny teren
pokryty trawą, paprociami, z wydmami, wśród których płynęły potoki.
 Jeszcze mila i będziemy w Eastbon  powiedział Towler.  Jechaliśmy
okrężną drogą, ale najbezpieczniejszą. Widzisz te zbocza przed nami? Tam
leży Eastbon. Spózniliśmy się. Peter Lardening będzie tam przed nami.
Spojrzał na nią z uśmiechem
 Minęły dwa lata  dodał  od chwili kiedy widzieliśmy go po raz
ostatni. Kiedyś bardzo go lubiłaś, Elizabeth, pamiętasz?
 Ciągle go lubię. Ocalił ci życie.
Towler kiwnął głową. Kochali się z żoną tak bardzo, że w ich życiu było
jeszcze mnóstwo miejsca na sympatię do innych. Kiedy tak jechali krętą
ścieżką wśród wysokiej trawy, po ziemi, która kiedyś była dnem morza,
pogrążył się we wspomnieniach wydarzeń sprzed lat, w których Lardening
nieoczekiwanie odegrał ważną rolę. Pamiętał paraliżujący strach, jaki
ogarnął go, kiedy leżał na podłodze, a Raggball pochylał się nad nim...
Siłą woli zmusił swoje ciało do ruchu, skoczył. Kiedy partusjański [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright © 2016 Moje życie zaczęło siÄ™ w dniu, gdy ciÄ™ spotkaÅ‚em.
    Design: Solitaire