[ Pobierz całość w formacie PDF ]
narobiłam sobie kłopotów u Nieustraszonych - musi być jazda.
- I co? - pytam.
- Dobrze się czujesz? - Pomiędzy jego brwiami pojawia się zmarszczka. Tobias deli-
katnie dotyka mojego policzka.
Odtrącam jego rękę.
- Hm& Najpierw dostaję opieprz przy wszystkich, potem muszę gawędzić z kobietą,
która próbuje zniszczyć moją starą frakcję, a teraz Eric mało nie wyrzuca moich przyjaciół z
Nieustraszonych. No tak, Cztery, całkiem niezły dzionek.
Kręci głową, patrzy na zniszczony budynek po jego prawej, zbudowany z cegły, który
nie ma prawie nic wspólnego ze smukłą iglicą za mną. Gmach musi być stary. Już nie buduje
się z cegły.
- A przy okazji, to co ci do tego? - pytam. - Umiesz być albo okrutnym instruktorem,
albo moim zatroskanym chłopakiem. - Spinam się przy słowie chłopak . Nie chciałam go
użyć tak nonszalancko, ale już za pózno. - Potrafisz odgrywać obie role.
- Nie jestem okrutny. - Zciąga brwi. - Dziś rano cię chroniłem. Jak myślisz, co by zro-
bił Peter i jego banda idiotów, gdyby odkryli, że ty i ja byliśmy& - Wzdycha. - Nigdy byś nie
wygrała. Zawsze by mówili, że twój ranking to wynik mojego poparcia, a nie twoich umiejęt-
ności.
Otwieram usta, żeby zaprotestować, ale nie mogę. Przychodzi mi na myśl kilka dow-
cipnych uwag, ale odpuszczam je sobie. Ma rację. Czuję gorąco na policzkach, chłodzę je rę-
kami.
- Nie musiałeś mnie obrażać, żeby im coś udowodnić - odzywam się w końcu.
- A ty nie musiałaś uciekać do brata tylko dlatego, że cię uraziłem - odpala. Pociera się
po karku. - Poza tym& zadziałało, co?
- Moim kosztem.
- Nie sądziłem, że to tak na ciebie wpłynie. - Patrzy w dół i wzrusza ramionami. - Cza-
sem zapominam, że mogę cię zranić. %7łe łatwo cię zranić.
Wkładam ręce do kieszeni i odchylam się do tyłu na obcasach. Przenika mnie dziwne
uczucie - słodka, bolesna słabość. Zrobił to, co zrobił, bo wierzył w moją siłę. W domu to Ca-
leb był silny, bo potrafił zapomnieć o sobie, bo wszystkie cechy cenione przez rodziców miał
we krwi Jeszcze nikt tak bardzo nie wierzył w moją siłę.
Staję na palcach, podnoszę głowę i całuję go. Stykają się tylko nasze wargi.
- Jesteś genialny. - Kręcę głową. - Zawsze dokładnie wiesz, co robić.
- Tylko dlatego, że myślałem o tym od dawna. - Całuje mnie krótko. - Jak bym sobie z
tym poradził, gdybyś ty i ja& - Odsuwa się i uśmiecha. - Czy dobrze słyszałem, że nazwałaś
mnie swoim chłopakiem, Tris?
- Niezupełnie. - Wzruszam ramionami. - A co? Chciałbyś?
Obejmuje mnie rękami za szyję i wciska kciuki pod brodę. nachylając głowę tak, że
moje czoło spotyka się z jego czołem. Przez chwilę tak stoi, oczy ma zamknięte, oddycha
moim powietrzem. Czuję puls w koniuszkach jego palców. Czuję jego szybki oddech. Wydaje
siÄ™ zdenerwowany.
- Tak - mówi w końcu. Potem uśmiech niknie. - Myślisz, że go przekonałem, że jesteś
głupią dziewczynką?
- Mam nadzieję. Czasem mi to pomaga, że jestem mała. Ale czy ja przekonałam Eru-
dytÄ™?
Kąciki ust opadają mu. Patrzy na mnie poważnie.
- Muszę ci coś powiedzieć.
- Co takiego?
- Nie teraz. - Rozgląda się. - Spotkajmy się tutaj o wpół do dwunastej. Nie mów niko-
mu, dokÄ…d idziesz.
Przytakuję, on się odwraca i odchodzi tak szybko, jak przyszedł.
- Gdzie byłaś cały dzień? - pyta Christina, kiedy wchodzę do sypialni. Pokój jest pu-
sty, to czas kolacji. - Szukałam cię na zewnątrz, ale nie mogłam znalezć. Wszystko w porząd-
ku? Mocno ci się dostało za to, że uderzyłaś Cztery?
Kręcę głową. Myśl, że mam jej powiedzieć, gdzie byłam, sprawia, że czuję się wy-
czerpana. Jak wytłumaczyć impuls, że wskoczyłam do pociągu i odwiedziłam brata? Albo
niesamowity spokój w glosie Erica, kiedy mnie przesłuchiwał? Albo dlaczego wybuchłam i
walnęłam Tobiasa?
- Po prostu musiałam wyjść. Sporo spacerowałam po okolicy. I nie, nie dostało mi się
mocno. Wrzasnął na mnie, przeprosiłam& i już.
Kiedy to mówię, uważam, żeby patrzeć jej w oczy bez mrugnięcia i trzymać ręce przy
bokach.
- Dobrze - odzywa się po chwili. - Bo mam ci coś do powiedzenia. - Nad moją głową
patrzy na drzwi i staje na palcach, żeby przyjrzeć się wszystkim łóżkom. Sprawdza, czy są
puste. Potem kładzie ręce na moich ramionach. - Możesz być przez kilka sekund dziewczyną?
- Zawsze jestem dziewczynÄ…. - ChmurzÄ™ siÄ™.
- Wiesz, o co mi chodzi. GÅ‚upiÄ…, denerwujÄ…cÄ… dziewczynÄ….
Zakręcam lok na palec.
- W porzo.
Uśmiecha się tak szeroko, że widzę jej tylne zęby.
- Will mnie pocałował.
- Co? Kiedy? Jak? Co się stało?
- Możesz być dziewczyną! - Prostuje się, zdejmuje ręce z moich ramion. - Hm, zaraz
po twoim małym epizodzie, jedliśmy lunch, a potem spacerowaliśmy przy torach. Po prostu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]