X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Cholera! - zaklął Sinclair i wolno opuścił go na
podłogę.
Kiedy się wyprostował, mężczyzni zaatakowali.
Zrobił unik, ale jeden z napastników uderzył go
w nogi i wszyscy trzej runęli na nieprzytomnego
Geoffreysa. Sin zerwał się błyskawicznie i pierwsze�
go lokaja, który próbował wstać, zdzielił w czoło
313
rękojeścią pistoletu. Szybko przekręcił broń w dło�
ni i wycelował ją w drugiego służącego, który wła�
śnie dzwignął się na kolana.
- Jak masz na imię? - spytał, ocierając krew
z wargi.
- M-Marvin.
- Zadam ci tylko jedno pytanie, Marvinie. Jeśli
nie odpowiesz, strzelę ci w łeb i poczekam, aż twój
kolega oprzytomnieje. Rozumiesz?
- Tak, milordzie.
- Zwietnie. Gdzie jest Kingsfeld? Wystarczy domysł.
Gdy lokaj się zawahał, uderzył go lufą w skroń.
- Czy wspomniałem, że nie żartuję? - warknął,
mrużąc oczy.
- Auu! On mnie zabije!
-Ja też. Wolisz zginąć teraz czy pózniej? Decyduj.
- Pojechał do Althorpe.
Serce Sinclaira na chwilę przestało bić.
- Sam?
Marvin potrząsnął głową.
- Wilkins i jeszcze dwaj ludzie mają się z nim
spotkać w drodze.
Wilkins był głównym koniuszym Hovarthów, po�
tężnie zbudowanym mężczyzną o groznym wyglądzie.
- Co jeszcze mi powiesz?
- Kazano nam mówić, że earl pojechał do Kings�
feld w pilnej sprawie i niedługo wróci. Geoffreys
wie tyle samo co my.
- W takim razie dobrze, że go nie zabiłem. Nie
ruszajcie się stąd i bądzcie gotowi powtórzyć
wszystko to, co przed chwilą mi powiedziałeś. Je�
śli uciekniecie, i tak was znajdę. Jasne?
314
- Tak, milordzie.
Sinclair ruszył do wyjścia. Wątpił, czy choć jeden
ze służących Kingsfelda zostanie w Londynie do
świtu, ale nie miał czasu, żeby ich związać i spraw�
dzić, czy w domu jest ktoś, kto mógłby ich uwol�
nić. Chyba że...
- Rozmyśliłem się. Pójdziesz ze mną.
-Ale...
- Natychmiast!
Gdy wyszli przed dom. Sin gestem wskazał swo�
jemu jeńcowi ulicę.
- Zawołaj dorożkę - polecił.
Sam dosiadł Diable. Na ogół spokojny wierzcho�
wiec chyba wyczuł jego napięcie, bo zaczął nerwowo
przestępować z nogi na nogę i parskać. Parę minut
pózniej Sinclair kazał Marvinowi wsiąść do pojazdu
i nogą zamknął drzwi.
- Jak się nazywasz, człowieku? - spytał woznicy.
- Gibben. A bo co?
-Jeśli zawieziesz tego człowieka do Grafton
House i przekażesz go tamtejszemu kamerdynerowi,
dostaniesz jeszcze dwa takie - powiedział, pokazując
mu stufuntowy banknot. - Jak to brzmi, Gibben?
- Jak anielski śpiew, milordzie - odparł mężczy�
zna z szerokim uśmiechem.
Sinclair wręczył mu pieniądze.
- Kamerdyner ma na imię Milo. Powiedz mu, że
pojechałem do Althorpe i że zapłatę dla ciebie znaj�
dzie w dolnej szufladzie mojego biurka.
- Dobrze, milordzie.
- Jeśli dotrzesz do Grafton House bez tego czło�
wieka, znajdę cię, Gibben.
315
Mężczyzna uśmiechnął się od ucha do ucha
i schował banknot do buta.
- Odstawię go na miejsce, milordzie. Najwyżej
trochę poobijanego.
- Byle żywego.
Dorożkarz uchylił kapelusza i popędził konie.
Sfatygowany pojazd ruszył ulicą z niepokojącą
szybkością. Sinowi niemal zrobiło się żal Marvina.
Sam skierował się na południowy zachód. Nie
zamierzał czekać na kolegów ani odpoczywać
w drodze do Althorpe, póki nie wezmie Victorii
w ramiona. I już jej nie puści.
- Nie podoba mi się, że jedziesz sama. Do Londy�
nu jest wiele godzin drogi, a wszędzie czyhają rabusie.
Victoria pocałowała przyjaciółkę w policzek.
- Nie boję się samotnych podróży. Zresztą nie
ma nikogo, kto mógłby mi towarzyszyć.
- Mogę wysłać z tobą ogrodnika Johna. Albo jed�
nego ze stajennych lorda Haverly, który mieszka
niedaleko stąd.
- Poradzę sobie, Emmo. Za kilka dni przyślę po�
wóz po Jenny.
- A co zrobisz, kiedy już dotrzesz do Londynu?
Myślę, że lord Althorpe nie potrzebuje twojej po�
mocy.
- Może jest świetnym szpiegiem, ale nie ma poję�
cia, co to znaczy być mężem - stwierdziła Victoria,
dosiadając klaczy. - Zamierzam go wyedukować. I nie
zostawię go, żeby sam stawił czoło Kingsfeldowi.
Tej nocy prawie nie spała, martwiąc się, że mąż
będzie na nią zły i nie uwierzy w winę Astina Ho-
316
vartha. Jeśli earl go zrani albo zabije, ona też umrze.
Wiedziała, że żaden inny mężczyzna nie da jej ta�
kiego szczęścia. Zmusi Sinclaira, żeby ją pokochał.
Na pewno jej się uda.
- No, dobrze - powiedziała Emma z zatroskaną
miną. - Wiem, że nie zdołam cię zatrzymać, ale,
proszę, bądz ostrożna, Vixen. Kieruj się rozsąd�
kiem, a nie sercem i nie zrób jakiegoś głupstwa.
Victoria się uśmiechnęła.
- Po to właśnie są serca.
Zcisnęła boki gniadej klaczy i ruszyła ku bramie
dawnego klasztoru. Dziewczynki przyciskały nosy
do szyb w oknach na piętrze, a ona przez chwilę
zastanawiała się, która z nich jest następną Vixen. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skydive.htw.pl
  • Copyright � 2016 Moje życie zaczęło się w dniu, gdy cię spotkałem.
    Design: Solitaire

    Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.